Przejdź do głównej zawartości

Małżeństwo jest na zawsze. ROZMOWA Z DARIUSZEM I MAGDĄ

Jak się Państwo poznali?

Dariusz: Poznaliśmy się w Kościele. Kościół prowadzi zajęcia dla samotnych młodych osób. Spotkaliśmy się na jednych z nich.

Magda: Dokładnie takiego momentu nie pamiętam. Spotykaliśmy się w Kościele i poznaliśmy się.

D: Ja byłem członkiem gminy Łódź, żona była członkiem tej gminy (Warszawa). Były wspólne aktywności.

M: Spędzaliśmy razem czas. Uczyliśmy się o Ewangelii, o Bogu, ale też mieliśmy trochę zabawy. Chodziliśmy do kina. Organizowaliśmy pikniki itp.

Byliście jeszcze studentami?

D: Ja już skończyłem swoje studia. Żona...

M: A ja trochę później.

A kim są Państwo z zawodu?

D: Ja jestem inżynierem.

M: A ja tłumaczem.

Zadam takie ogólne pytanie. Czym różni się koncepcja małżeństwa w Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich od chociażby koncepcji ogólno-chrześcijańskich?

D: Podstawowa różnica jest taka, że w większości religii małżeństwo trwa do momentu śmierci małżonków. My wierzymy, że jeśli małżeństwo zostanie zapieczętowane, to trwa w wieczności. Relacja małżeńska tak jak relacja między rodzicami a dziećmi może być kontynuowana w wieczności.

M: Oczywiście to się samo z siebie nie bierze, prawda? My musimy dbać o tę relację. Nie tylko poznajemy się i decydujemy się być razem, musimy bezustannie dbać o tę relację.

D: Z obrzędami w świątyni związane są obietnice kontynuowania relacji w wieczności, ale są też wymagania, którym należy sprostać.

Małżeństwo w Kościele związane jest więc z ideą wiecznego przyrostu[1]?

M: Dobrze Pan to ujął.

A więc jest to proces.

D: Po zawarciu małżeństwa w świątyni wierni niekiedy uważają, że reszta „idzie z górki”. Tymczasem zapieczętowanie małżeństwa to dopiero początek tej drogi. Trzeba dalej pracować. A gdy widzimy, że ta droga nie ma końca, to odpowiedzialność jest jeszcze większa.

O, właśnie - do czego ta droga prowadzi?

D: Zgodnie z doktryną Kościoła ta droga prowadzi do uzyskania najwyższego stopnia chwały, do którego dążymy. Do tego, aby przebywać w obecności Boga z naszymi rodzinami, musimy być w tym nowym i wiecznym przymierzu. Czyli musimy zawrzeć małżeństwo na wieczność. To jest piękne, że mąż i żona, mogą dojść razem do tego stopnia chwały – do obecności Boga. Ale muszą się wzajemnie wspomagać. To jest taka Boża praca, Boży proces.

M: I ten proces opiera się na współpracy. Nie w oparciu o zasadę „ja jestem ważniejszy czy ważniejsza od ciebie” - tylko razem dążymy ku jednemu celowi i w jego świetle jesteśmy równi. W małżeństwie jedno nie jest gorsze, lepsze, słabsze, mocniejsze od drugiego. Uzupełniamy się.

D: Oczywiście to jest obietnica i pewna perspektywa. Od tego, jak przygotujemy się, jak będziemy pracować, zależy, czy cel osiągniemy.

Jaki cel miał Bóg Ojciec w ustanawianiu zapieczętowanego małżeństwa? Czemu to służy?

D: Ci, co nie widzą tej perspektywy, mogą postrzegać Boga jako osobę, której nie do końca zależy na naszym szczęściu. Tymczasem my wierzymy, że Bóg pragnie, abyśmy byli szczęśliwi. Bóg chce, byśmy przyszli do Niego. Ale nie bylibyśmy w pełni szczęśliwi w tej wieczności, gdyby brakowało obok nas osób, które najbardziej kochamy.

Czy przedsmak tego przyszłego szczęścia, które daje Bóg, można mieć już tutaj na ziemi?

D: Tak. Tutaj mamy tego początek.

M: Ja sama ciężko przeżyłam śmierć rodziców, ale mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy. I to jest dla mnie dodatkowa motywacja, by żyć dobrze. Z tych niedoskonałych żywotów, i ich i mojego, staram się wyciągać to, co najlepsze. Gdybym nie miała nadziei na to spotkanie, w moim życiu powstałaby pustka, której niczym nie mogłabym wypełnić – żadnym hobby, żadną książką. Zostaje pustka po osobach, których brakuje, ale ta pustka motywuje do celu, do którego dążymy.

D: Bóg w swojej dobroci idzie jeszcze troszkę dalej. Nie ogranicza możliwości doświadczenia tego szczęścia, które obiecuje tylko nam, ale poprzez pracę w świątyni daje nam możliwość zapewnienia tego szczęścia także naszym przodkom. Bóg w swej nieograniczonej miłości pomyślał o wszystkich. Dlatego Kościół kładzie tak duży nacisk na poszukiwanie przodków i umożliwia dokonywanie w ich zastępstwie obrzędów w świątyniach. Oczywiście pozostawia nam wolną wolę. My służymy tym, którzy odeszli, w zawarciu przymierzy – oni zaś, w świecie duchów, mogą je przyjąć lub odrzucić. Żeby dokonać obrzędów potrzebne jest bycie w ciele. My mamy ciało, więc możemy dokonać tych obrzędów.

Sądzę, że w ten sposób w ekonomii zbawienia – w kościelnym ujęciu – realizuje się miłość wobec przodków.

D: Tak. Dlatego badamy historię rodziny, staramy się dociec, kim byli nasi przodkowie. Ponieważ służymy, umożliwiamy tym, którzy odeszli, odczuwanie tych wszystkich błogosławieństw. My jesteśmy w całym tym procesie tak jakby sługami. Umożliwiamy Bogu pobłogosławienie tych osób – naszych przodków.

M: To także zbliża do siebie rodzinę i umacnia więzi. Odkrywanie przeszłości jest fascynujące. Dbamy w ten sposób o to, aby zachować cenne wspomnienia. Każdy z nas jest owocem wielu poprzednich pokoleń i to nasi przodkowie nas łączą.

W chrześcijaństwie mainstreamowym małżeństwo kończy się z chwilą śmierci. Ale w koncepcji prawosławnej też trwa w wieczności. Z tą jednak różnicą, że tam, w prawosławiu, nie ma pieczętowania dzieci do rodziców. Jaki jest cel pieczętowania dzieci do rodziców? Czy chodzi tylko o to, by przedłużyć „o wieczność” radość bycia razem?

D: W Księdze Malachiasza czytamy: Oto Ja poślę wam proroka Eliasza, zanim przyjdzie wielki i straszny dzień Pana, i zwróci serca ojców ku synom, a serca synów ku ich ojcom, abym, gdy przyjdę, nie obłożył ziemi klątwą (Księga Malachiasza 3:23-24). Teraz żyjemy w czasie, gdy nastała pełnia Ewangelii, wszystkie obrzędy zostały przywrócone. I moc pieczętowania też została przywrócona. Dzięki temu właśnie możemy wypełnić to proroctwo. Czasami mówimy w Kościele, że łączymy pokolenia jak ogniwa łańcucha. Ważne jest nie tylko trwanie relacji mąż-żona, ale także relacji międzypokoleniowych. Kościół kieruje się objawieniami. Jeśli taki nakaz został przekazany przez proroków, to trudno z tym dyskutować. Takie mamy przykazanie.

Posłuszeństwo to chyba cecha religii w ogóle. Z tym, że zasady danej religii przyjmujemy jako własne.

D: Uznajemy Boga za wyższą istotę, której celem jest nasze szczęście i uznajemy zasady, które w tym kontekście Bóg ustalił, by doprowadzić nas do szczęścia.

I to prowadzi mnie do kolejnego pytania. Co daje Państwu wiara?

D: Wiara daje wiele spokoju. Pamiętam moment, gdy zmarła moja babcia. Byłem członkiem Kościoła może od roku. Moja babcia w pewnym momencie dostała wylewu. Miałem takie poczucie bezradności. Miałem dwadzieścia kilka lat i wobec jej choroby poczułem się tak bardzo bezradny. Ale szybko odczułem wszechmoc Boga – że to On decyduje o życiu i o śmierci. I zamiast rozpaczy przyszło mi do głowy to, czego dowiedziałem się o wieczności. Każda osoba ma jakąś nadzieję w Bogu. My wierzymy, że to życie na ziemi jest pewnym etapem. Żyliśmy z Bogiem i Bóg zaplanował dla nas życie na ziemi. Zgodziliśmy się na udział w tym planie. Ten udział umożliwia nam postęp duchowy - stanie się na podobieństwo Boga. Wiemy, że chwała Boga jest wielka. Czytamy w Ewangelii, że gdy Jezus zabrał swoich uczniów na wzgórze, gdzie wobec nich się przemienił, oni musieli też zostać przemienieni, by wytrzymać tę chwałę Boga. Ten nasz etap jest czasem poznawania Boga. Staramy się żyć zgodnie z zasadami, które funkcjonują też w świecie celestialnym i musimy je poznać, nauczyć się, w jaki sposób żyć.

M: Wiara dla mnie jest kluczowa, nadaje kierunek w życiu, ale też pozwala pojąć spawy duchowe, które nie zawsze da się logicznie wyjaśnić czy zrozumieć.

A propos tego, o czym Państwo powiedzieli, przypomina mi się, że w 28. rozdziale Księgi Almy (z Księgi Mormona) jest powiedziane, że Bożej chwały nikt znieść nie może. A właśnie: Księga Mormona w Państwa życiu? Macie jakiś system studiowania pism świętych?

D: Oczywiście spotykamy się w kościele. W niedziele studiujemy pisma zgodnie z programem, poza spotkaniem sakramentalnym mamy spotkania niedzielne, są zajęcia, na których różne grupy studiują pisma. Są zajęcia seminarium i instytutu religii. Ale oczywiście każdy z nas w domu powinien studiować. Systemy są różne. Chodzi o to oczywiście, by studiować, a nie tylko czytać. Jeśli rodzina ma możliwość, studiuje razem. Ale... czasem wcześnie zaczyna się pracę i jest mało takich możliwości.

M: A jednak czytamy w pismach świętych o prorokach, którzy „znieśli Bożą chwałę”. Ta doga wiedzie przez wiarę w Boga i podążanie za słowami proroków, którzy zapraszają do codziennego studiowania oraz zgłębiania wiedzy o Bogu i Jezusie Chrystusie.

Spotykacie się całą rodziną?

D: Studiujemy wspólnie, dzielimy się, ale też mamy czas na osobiste studiowanie. Teraz też postawiliśmy sobie wyzwanie by w ciągu kilku miesięcy przeczytać Księgę Mormona. Sposoby na studiowanie są różne. Każdy ma jakiś system. Chodzi nie tylko o czytanie, ale też o poszukiwanie zrozumienia przez Ducha Świętego.

Wróćmy do tematu małżeństwa. Są Państwo zapieczętowani?

D: Tak. Jesteśmy zapieczętowani od czternastu lat.

Jaki to był dzień?

D: Bardzo szczególny. Ja nie uczestniczyłem nigdy wcześniej w obrzędzie zapieczętowania. Ale był to wspaniały dzień, bo jak mówiłem, przygotowywaliśmy się do niego przez jakiś czas. Gdy się poznaliśmy, pojawiło się pragnienie bycia razem, potem bycia zapieczętowanymi. Byliśmy pozytywnie zaskoczeni. To, co widzieliśmy, to, co słyszeliśmy było natchnione Duchem i skierowane bezpośrednio do nas. Czuliśmy, że pochodziło od Ojca w Niebie.

M: Czuliśmy, że to, co się dzieje ma wieczny wymiar i że z Bogiem wszystko jest możliwe.

Uchylą Państwo rąbka tajemnicy jak wygląda zapieczętowanie, czy raczej trzyma się to w tajemnicy?

D: Powiem tyle, ile mogę powiedzieć. Są dostępne zdjęcia z sal zapieczętowań. Jest ołtarz, przy którym klęczy para oraz osoba upoważniona do pieczętowania.

By pieczętować, trzeba mieć kapłaństwo Melchizedeka?

D: Trzeba mieć kapłaństwo Melchizedeka, ale też upoważnienie proroka. Samo kapłaństwo Melchizedeka nie jest wysterczające. Wyglądało to tak, że osoba pieczętująca dała nam kilka rad. Myślę, że to było natchnione przez Ducha. Potem wypowiedziała słowa związane z tym obrzędem. Wypowiedziała błogosławieństwo... I było to wspaniałe uczucie. Są to słowa bardzo wzniosłe. Ma się poczucie odkrycia miłości Boga do nas.

M: To upoważnienie od Boga, aby działać w Jego imieniu. Te słowa mają moc wiążącą zarówno na ziemi, jak i w niebie.

A podczas obrzędu mogą być obecni goście?

D: Mogą być zaproszone osoby, które mają rekomendację świątynną. Kilkanaście, kilkadziesiąt osób. Występują jako świadkowie. Zazwyczaj są to członkowie rodziny.

Jest w zwyczaju organizowanie po obrzędzie nieformalnego spotkania, wesela?

D: Są przyjęcia weselne. Oczywiście zachowują standardy kościelne, nie ma alkoholu. Ale tak – są to rodzinne uroczystości. Rodziny się spotykają w zależności od upodobań. Niektórzy wolą skromne śluby – inni wystawne. Myślę, że ta część wygląda tak jak w wielu kulturach. Jeszcze jedna sprawa, która dotyczy obrzędu. W Polsce nie mamy świątyni, najbliższa znajduje się w Niemczech. Ta jedna najbliższa, we Freibergu, jest aktualnie w remoncie, także musimy jeździć do Frankfurtu. Aby zawrzeć małżeństwo w świątyni musimy najpierw wziąć ślub cywilny. Nie mamy czegoś w rodzaju konkordatu. Toteż bazą zawarcia małżeństwa świątynnego jest zawarcie małżeństwa cywilnego.

Ale czy nie jest to też wymóg Kościoła w ogóle, wywodzący się z czasów mormońskich pionierów? Założyciele Kościoła w XIX wieku wyraźnie polecali, by respektować prawo kraju. Chyba obowiązkiem jest uregulowanie kwestii małżeństwa najpierw w majestacie lokalnego prawa?

D: Tak, to obowiązek. Ale są wyjątki. Święci w Niemczech mogą zawrzeć w świątyni ślub, który ma skutki cywilnoprawne. Natomiast w Polsce nie ma takiego „wyprostowanego” prawa, które by to umożliwiało. Dlatego musimy zawrzeć najpierw ślub cywilny. Wymagany jest akt ślubu – jeśli chodzi o Polaków.

Dużo się mówi w Kościele mormońskim o małżeństwie. Małżeństwo jest ogromną wartością. A ja jednak pozwolę sobie na takie prowokacyjne pytanie. W 131. rozdziale Nauk i Przymierzy zaleca się małżeństwo na wieczność, ale czy można mormonowi być „singlem”?

D: Można. Zaleca się małżeństwo, zwłaszcza mężczyznom. Jeśli mają taką możliwość, powinni zawrzeć małżeństwo na wieczność. Czasem trwa to dłużej w przypadku niektórych osób. To wiąże się może z faktem, że małżeństwo jest wyznawaniem. Samo określenie „na wieczność” sprawia, że ciężar wyboru małżonka jest większy. Zainteresowani chcą dokonać jak najlepszego wyboru. Ale jeśli nie mogą, to w świecie duchów, będą mieli taką możliwość. Ci, którzy mieli takie pragnienie, aby wstąpić w związek małżeński, ale nie mogli, będą mieli taką możliwość po śmierci.

A czy członek Kościoła może pójść w zaparte: „Nie, ja się nie ożenię / nie wyjdę za mąż! Zrobię dużo dla kościoła, włączę się w akcje charytatywne, będę działać, ale w związek małżeński nie wstąpię”?

D: Może. Czasami przywódcy religijni spotkają się z taką osobą i pytają, czy jakoś mogą pomóc. Mamy sporo osób samotnych, owdowiałych. Kościół zostawia tę decyzję tym osobom. Szanujemy wolną wolę. Jak wspomniałem to tylko zalecenie. Skoro te osoby wierzą, powinny się strać o małżeństwo, ale nie ma przymusu. Są też osoby, które mają małżonka spoza Kościoła. I oni nie mogą być zapieczętowani. Ale też nie są w żaden sposób inaczej traktowani.

M: W Kościele nie ma zmuszania. Każdy samodzielnie podejmuje wszelkie decyzje.

Czy nie zdarza się jednak, że małżeństwa jeszcze nie zapieczętowane lub po prostu niezapieczętowane, traktuje się, jak związki drugiej kategorii?

D: Nigdy nie byłem w takim małżeństwie, więc trudno mi powiedzieć, ale z tego co obserwuję, to raczej nie. Możliwe, że oni mogą się czuć jakoś niespełnieni, bo czasem mówimy o sprawach dotyczących świątyni... Ale przed każdym stoi możliwość zawarcia takiego związku.

I jest szansa po śmierci.

D: Czasem ludzie poznają Kościół później. Są małżeństwa z wieloletnim stażem. Zawierają przymierze z Panem Bogiem, gdy są gotowi.

Wspomniał Pan, że głównie mężczyznom zaleca się stan małżeński.

D: Tak, bo oni mają kapłaństwo. Stawia się im większe wymagania. Na przykład powinni udać się na misję. Mężczyźni młodzi, którzy są członkami Kościoła są do tego mocniej zachęcani niż siostry, ale w przypadku mężczyzny jest to obowiązek kapłański. Natomiast w przypadku misji i sióstr – one mogą nie jechać, bo nie mają kapłaństwa.

No właśnie. Claudia Bushaman, autorka Contemporary Mormonism, zauważa, że kobiety rządzą i dzielą w Kościele: akcje charytatywne, inicjatywy pomocy, kółka, stowarzyszenia...

D: Są pełnoprawnymi członkiniami Kościoła.

M: Kobiety są aktywnie zaangażowane w działalność Kościoła.

a jednak kapłaństwa mieć nie mogą. Dlaczego?

D: Ponieważ te role ustanowił dla ludzi sam Bóg. Bóg nadawał kapłaństwo mężczyznom, a kobiety przeznaczył dla roli macierzyńskiej. Ale kobiety oczywiście udzielają się w Kościele. One służą jako przywódczynie. Rzadko widać, jak kobiety przemawiają w różnych Kościołach, a u nas to się często zdarza. Naprawdę rola kobiet w Kościele jest nie do przecenienia. Pierwszą organizacją, która powstała w Kościele, było Stowarzyszenie Pomocy. Organizacja ta powstała tuż po przywróceniu Kościoła, czyli na początku XIX wieku. Kobiety wspomagały mężczyzn, którzy budowali świątynie. Do dzisiaj ta organizacja funkcjonuje. Opiekują się dziećmi, zajmują się wychowaniem młodzieży. Oczywiście warto wspomnieć, że tak jak jest napisane w Deklaracji o Rodzinie [2], i mężczyzna, i kobieta są równymi partnerami, jeśli chodzi o rodzinę. Wiadomo, że ten podział obowiązków nie jest dziś tak surowy jak sto lat temu. Mężczyźni pomagają w wychowaniu dzieci, a czasem kobiety pracują, bo mają lepsze wykształcenie, a mężczyzna bardziej angażuje się w sprawy domowe.

Zresztą drugi prezydent Kościoła, Brigham Young, apelował o to, by kobiety rozwijały swe liczne talenty – również związane z pracą poza domem.

D: Kościół nie jest za modelem pozbawiania kobiet jakiejkolwiek możliwości. Chcemy, aby każdy był szczęśliwy – na swój sposób. Każdy ma swoje cele i swoją drogę do przebycia i nie chcemy tego ograniczać. Oczywiście nic nie może przeczyć przykazaniom. Nie możemy zaniedbywać swoich rodzin.

A propos braku kapłaństwa kobiet. Co na to „Matka w Niebie”?

D: Jest taki hymn Elizy Snow (poetka z XIX wieku - przyp.), który mówi o Matce w Niebie. To doktryna bardzo.... „głęboka”. Nie wiem, czy jestem zaznajomiony z nią na tyle, by się wypowiadać. Może bardziej apostołowie Kościoła. Powiem tak: wierzymy, że jesteśmy dosłownie dziećmi naszego Ojca w Niebie, ale też wierzymy, że mamy także Matkę. Nie powstaliśmy w sposób magiczny. Wprawdzie nie widziałem w pismach żadnych fragmentów, które mówią o Matce w Niebie. Ale wierzymy, że skoro Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo i stworzył też kobietę, to wierzymy, że taka doktryna jest słuszna. Myślę, że role nam, ludziom, przydzielone też nie wzięły się znikąd. Bóg Ojciec musiał mieć jakąś wiedzę czy doświadczanie w tym zakresie. Wiedział co robi.

Prezydent Kościoła, Ezra Taft Benson, w odpowiedzi na pytanie, czy można kierować modlitwy ku Matce w Niebie, powiedział, że jest to „wielce niestosowne”.

D: Ponieważ nie jest to powszechnie głoszona doktryna. Mogłaby wzbudzić niepotrzebne emocje czy rozłam. Mamy jasne przykazanie, że mamy modlić się do naszego Ojca w Niebie przez Jezusa Chrystusa i to nam wystarcza. Myślę, że jeśli nasz Ojciec w Niebie słyszy nasze modlitwy, to pewnie Matka w Niebie też słyszy. Jeśli prezydent Kościoła tak się wypowiedział, to miał ku temu odpowiednią wiedzę. My podążamy za głosem proroka. Jeśli prorok wyjaśnia nam doktrynę w ten sposób, to staramy się ją tak rozumieć, a nie bazować na domysłach.

A można rozważać to, ile żon ma Bóg Ojciec? Prezydent Brigham Young miał powiedzieć, że ma ich wiele, potem podobno się z tego wycofał. Nie mówił tego z urzędu, nie jako prorok Kościoła. To był bardziej jego własny pogląd.

D: Wiemy, że Ojciec ma dzieci duchowe. Natomiast ja się nigdy nad tym nie zastanawiałem.

Kiedy sam studiowałem doktrynę, to w kontekście Matki w Niebie, doszedłem do wniosku, że jest to być może wiedza nieistotna z punktu widzenia zbawienia człowieka.

D: Może być nieistotna skoro nie została jasno objawiona. Bóg objawia to, co jest potrzebne do zbawienia. Ale trzeba zwrócić uwagę, że Kościół jest żywy. Dostajemy te objawienia. Nie jest tak, że wszystko zostało objawione przez Proroka Józefa Smitha - i koniec. Ostatnio mieliśmy konferencję generalną, na której pewne rzeczy zostały nam przypomniane. Zostało nam przypomniane jak ważną rolę odgrywa związek kobiety i mężczyzny. Uczyniono tak z uwagi na fakt, że świat idzie teraz w zupełnie innym kierunku.

Wróćmy raz jeszcze do małżeństw. Małżeństwo warto zapieczętować. A czy można... „rozpieczętować”?

D: Chodzi o rozwody? Zdarzają się sytuacje trudne. Powiedzieliśmy, że zapieczętowanie jest początkiem drogi. Początkiem drogi, która ma nas prowadzić do szczęścia wiecznego. Ale są czasami sytuacje, gdy ta droga nie wiedzie donikąd. Pojawia się przemoc, zdrady i inne rzeczy. I zdarza się, że strony nie chcą odbudowywać tego, co zostało zepsute. Rośnie poczucie nieszczęścia, rośnie poczucie bólu. I wówczas jedynym rozwiązaniem jest, aby te osoby rozstały się i aby ten obrzęd został unieważniony. Ale dokonują tego władze Kościoła na najwyższym szczeblu. Nie jest to proste. Jest taka możliwość w wyjątkowych sytuacjach, ale to też trzeba indywidualnie rozpatrywać.

A jeśli doszło do rozpieczętowania małżeństwa, byli małżonkowie poszli po rozum do głowy i pogodzili się...

D: Wygląda to tak, że gdy doszło do rozwodu cywilnego, małżeństwo nie jest unieważniane, dopóki jedno z byłych małżonków nie będzie zapieczętowane do innego małżonka. Poprzednie małżeństwo trwa dopóki małżonek nie będzie zapieczętowany do innej osoby. Oczywiście, w przypadku pojednania małżonków musi mieć miejsce okres pokuty. Dlatego Kościół zaleca, by nie rozpieczętowywać małżeństwa, dopóki – że tak powiem – nie ma konkretnych zmian. Gdy byli małżonkowie występują o zapieczętowanie do innej osoby, poprzedni związek jest unieważniany.

A jak w przypadku śmierci jednego z małżonków? Apostoł Paweł zaleca wdowieństwo, ale ujmuje to tak: Żona jest związana z mężem, dopóki on żyje. Gdy mąż umrze, jest wolna i może wyjść za kogo chce, byle w Panu. Uważam jednak, że będzie szczęśliwsza, jeśli pozostanie niezamężna (I List do Koryntian 7, 39-40). Z kolei saduceusze wystawiając Pana Jezusa na próbę pytali czyją żoną po zmartwychwstaniu będzie kobieta, która przeżyła siedmiu swoich mężów.

D: Do jednego mężczyzny może być zapieczętowanych więcej kobiet niż jedna. Taka jest zasada w Kościele. Natomiast siostry mogą być zapieczętowane do innego mężczyzny na warunkach zerwania poprzedniego zapieczętowania. Oczywiście mężczyzna nie może być zapieczętowany z więcej niż jedną żyjącą żoną.

Nie praktykuje się poligamii.

D: Nie. Poligamia ponad sto lat temu została zakazana i nasz Kościół jej nie praktykuje.

A jeśli umrze mąż, czy żona może zapieczętować swój związek z innym mężczyzną?

D: Może. Kobieta jest pieczętowana do mężczyzny – dlatego warunki są tutaj inne, ale może to być dokonane. Czasem to się dzieje...

A nie zaleca się wdowieństwa?

D: Nie ma ani zalecenia, ani przeciwwskazań. To zależy od konkretnych osób. Mieliśmy kilkoro starszych misjonarzy, którzy przyjechali tutaj. Byli zapieczętowani po tym jak owdowiali. Wdowieństwo to indywidualna sprawa. I Kościół w nią nie ingeruje. Oczywiście czasami członkowie przychodzą do biskupa lub do przywódcy i szukają rady. Ale jest to rada indywidualna a nie ogólne zalecenie Kościoła.

Wróćmy na chwilę do rozwodów. Jakie przyczyny uprawniają rozwód?

D: Musi dojść do poważnych przewinień, grzechów.

Uzależnienia?

D: Samo uzależnienie nie jest jeszcze przyczyną. Po to mamy małżonków, żeby sobie pomagali.

Chciałbym na koniec wrócić do kwestii małżeństwa w kontekście wiecznego przyrostu. Wyraźnie mówi się w Naukach i Przymierzach, że ludzie staną się bogami...

D: (śmiech) Tak, to jest doktryna, która wzbudza wiele kontrowersji.

I dużo emocji.

D: Dzieje się tak dlatego, że jesteśmy wychowani w takiej tradycji myśli, że Bóg jest istotą nadprzyrodzoną. I tak jest, oczywiście, tak jest. Wierzymy, że Bóg jest sprawiedliwy i miłosierny, i skoro stworzył nas na swoje podobieństwo, to miał w tym jakiś cel. Bierzemy udział w Jego planie zbawienia, mamy też wyznaczone pewne cele. Wierzymy, że jako kochający Ojciec – z takiego ziemskiego punktu widzenia – pragnie, byśmy mieli tyle, ile On ma. Bóg nie mógłby powiedzieć „tak, przyjdźcie do mnie, ja wam dam 90% mojej chwały, a 10% sobie zostawię”. On nie chce dać nam mniej niż ma, On chce nam dać tyle, ile ma sam. Ja bym może nie nazywał nas „bogami” - choć tak jest napisane w Naukach i Przymierzach – ale tymi, którzy otrzymają „z pełni”, z całej pełni boskiej. Takie są obietnice.

M: Każdy z nas ma boski potencjał. W życiu mamy rozwijać się i przygotować na to, co nas czeka w przyszłości. Życie według zasad Ewangelii umożliwia nam wypełnienie planu Boga względem nas.

Krążą plotki o członkach Kościoła, zwłaszcza o mormońskich małżeństwach, że wieczorami, przy świecach siadają sobie i marzą o tym, jak to będzie w świecie przyszłym, gdy będą bogami i stworzą własne planety i na tych planetach będą takie romantyczne góry, strumyki i lasy...

D: (śmiech) Sądzę, że życie weryfikuje nasze plany. Trudno jest dziś zaplanować to, co będzie jutro czy za tydzień. Ja osobiście nigdy się nad tym, o czym pan mówi, nie zastawiałem. Bóg chce, byśmy zdobywali doświadczanie, byśmy gromadzili wiedzę. To wszystko nam się kiedyś przyda. Staramy się poznawać Boga, ale trudno mi sobie wyobrazić to, jak Bóg stworzył Ziemię. Wiemy jaką mocą – mocą kapłańską – ale w jaki sposób? Nie wiemy tego. Myślę, że daleka jeszcze droga przed nami, byśmy to poznali. Ale też sądzę, że członkowie Kościoła raczej nie siedzą i nie myślą o tym, jak to będzie – chyba, że w kategoriach żartu. Najpierw musimy przeżyć godnie to życie, postępować za wzorem naszego Zbawiciela, bo On będzie nas sądził i oceni czy jesteśmy godni wstąpić do Bożej chwały. Przed każdym z nas jest długa droga. Każdy ma jakieś tam wyzwania z życiu i w zależności od tego, jak sobie z nimi poradzimy, będziemy albo zaliczeni, albo nie. Staramy się podążać za tym, co już wiemy, czekamy na to, co nam Bóg jeszcze przekaże poprzez proroków. Staramy się naśladować przykład Zbawiciela. I na tym bardziej się skupiamy niż na takich dywagacjach. Oczywiście wiemy, że te obietnice są prawdziwe. Wierzymy, że Bóg jest realną istotą i ma realne plany wobec nas. Ale na tym etapie naszego życia są ważniejsze sprawy, nad którymi musimy procować.

Przypisy:
[1] „Wieczny przyrost” lub „wieczny postęp” to jedna z koncepcji obecnych w duchowości Kościoła. Wyjaśniam w osobnej zakładce – SŁOWNIK.
[2] Tekst Proklamacji dla Świata (zwanej też Deklaracją o Rodzinie) dostępny online:
https://www.lds.org/bc/content/shared/content/polish/pdf/language-materials/35602_pol.pdf
(data dostępu: 14 marca 2019).

Źródło fotografii:
123RF.com

Czyt. także wpisy:
Poligamia – początki i końce
Małżeństwo – słowo wstępu
Nie mówią o mnie sekciarz. ROZMOWA Z GRZEGORZEM

Popularne posty z tego bloga

Znani „mormoni”, czyli ośmioro najsłynniejszych Świętych

Dziś trochę z innej beczki i trochę dla rozrywki. Ach, kimże są i gdzie są ci „mormoni”? To pytanie ciśnie się na usta wielu osobom uważającym, że jesteśmy dziwną podziemną sektą, która w tajemnicy przed światem kryje swych wyznawców. Tak – spotkałem się z tym poglądem! No cóż, mylenie nas równocześnie ze Świadkami Jehowy, Amiszami i Scjentologiami daje takie właśnie efekty. Tymczasem nie ma po naszej stronie nic tajemniczego. Otwarcie przyznajemy się do swej przynależności do świętych w dniach ostatnich, prowadzimy intensywne życie rodzinne, towarzyskie i zawodowe, a wielu z nas zrobiło międzynarodową karierę. Dziś chciałbym przedstawić Czytelnikom ośmioro znanych świętych. Jest ich więcej, ale skoncentrowałem się na tych postaciach, których sława dotarła do Polski. A oto oni: 1. Bill Marriott (ur. 1932) Znamy Hotele Marriott? ZNAMY! J ako dyrektor wykonawczy Marriott International, Bill Marriott kierował jedną z największych sieci hoteli na świecie do czasu p

Jesteś osobą LGBT, zgadza się? ROZMOWA Z PAWŁEM

Pawle, powiedz nam coś o sobie. Paweł (imię zostało zmienione): Mam na imię Paweł. Mieszkam w Polsce. Pracuję dla dużej firmy i realizuję liczne zlecenia. Jestem co dnia mocno zajęty. W wolnych chwilach uprawiam sport. Jesteś osobą LGBT, zgadza się? Można tak powiedzieć, choć nie pod każdą literką bym się podpisał ( śmiech ). Jesteś zatem „G” – gejem. Jestem orientacji homoseksualnej. Ale to nie jest moja tożsamość! Należę do Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. W Kościele uczymy się, że przede wszystkim jesteśmy ukochanymi dziećmi Ojca Niebieskiego. Tym jestem – jestem Dzieckiem Boga. Oto kim jestem. Odcinasz się od organizacji LGBT? Nie. Mam tam licznych przyjaciół. Ale do żadnej nie należę. Należysz do Kościoła Jezusa Chrystusa. W środowiskach religijnych modne jest doszukiwanie się społecznej genezy orientacji homoseksualnej. Podejmowałeś kiedyś nad tym refleksję w odniesieniu do swojej sytuacji? Tak! Wielokrotnie

Jak prowadzić dziennik duchowy?

Wezwani jesteśmy do tego, by doskonalić się każdego dnia! Uff... Orka na ugorze! Być może. Każdy z nas ma inny temperament, inną historię, problemy i radości. By temu wszystkiemu się przyjrzeć, a zarazem złapać do życia trochę twórczego dystansu w sukurs przyjść nam może prowadzenie Dziennika Duchowego. Ja swój prowadzę od 2015 roku. Moje „Ja” z początku w niczym nie przypomina mojego obecnego „Ja”. I to jest właśnie super! Miło jest przyjrzeć się swojej ewolucji i nabrać nadziei, że kiedyś będzie się deczko lepszym niż dziś. W samorozwoju o niebo lepiej niż nie jedna auto-psychoanaliza pomóc może szczery notatnik uczuć, refleksji i Bożych podszeptów. Dzisiaj chciałbym podzielić się praktyką duchową jaką jest prowadzenie dziennika uczuć – lub jak kto woli „dziennika duchowego”. Zainteresowanym chciałbym przedstawić siedem rad na dobry początek realizowania takiej praktyki. Rada 1. Staraj się pisać codziennie (i odręcznie) Dobry dziennik duchowy prowadzony jest systematyc