Powiedz coś o sobie.
Czym się zajmujesz? Czym się interesujesz? I jak trafiłeś do
Kościoła?
Do
Kościoła trafiłem już jakiś czas temu, bo ochrzciłem się w
roku 1991. Byłem wtedy młodym chłopakiem. Obecnie mieszkam w
Mielcu i pracuję w firmie produkującej samochody... Właściwie
nadwozia samochodów. Jestem dyrektorem tego małego zakładu. Do
Mielca trafiłem ponieważ dostałem ofertę pracy. Wychowałem się
jednak w Łodzi. I tam przystąpiłem do Kościoła. Mój dobry
przyjaciel zaprosił mnie na swój chrzest. Poznał mnie z
misjonarzami - i w ten sposób poznałem Kościół.
Ilu
Was wtedy było - wówczas w 1991 w Łodzi?
W
Łodzi, gdy pierwszy raz przyszedłem do Kościoła, było chyba
sześć osób - z tego, co pamiętam. W tym dwóch misjonarzy, więc
zaledwie cztery osoby były członkami Kościoła.
Nazwałbyś
siebie zatem "pionierem"?
Tak...
Myślę, że tak. Sądzę, że ludzie, którzy jeszcze teraz
przystępują do Kościoła są pionierami. Dlatego że Kościół
jest nadal dosyć młody, aczkolwiek faktycznie już minęło sporo
lat. Kościół rośnie dosyć powoli w Polsce.
Ile
jest średnio chrztów w ciągu roku?
Szczerze
mówiąc - nie wiem. Nie wiem jak jest teraz, ale w Katowicach
jeszcze jakiś czas temu chrzty odbywały się co miesiąc. Są
gminy, gdzie chrzest jest raz na rok. Różnie.
Ludzie
tutaj w Mielcu nie dziwią się trochę Tobie i Twojej rodzinie? Nie
mówią o Tobie "sekciarz"!
Wiesz,
ja zauważyłem, że odbiór tego, że ktoś jest mormonem zależy
bardzo od sposobu w jaki ten fakt się przedstawi. Są członkowie,
którzy są bardziej nieśmiali - którzy troszeczkę obawiają się
reakcji. Wówczas, gdy się ujawnią jako mormoni, reakcje są
negatywne. Ja nie doświadczyłem ani jednej negatywnej reakcji w
Mielcu. Moja córka miała kiedyś nieprzyjemną rozmowę ze swoją
nauczycielką. Podobno też trochę dokuczały jej koleżanki. Ale to
były na prawdę tak nic nie znaczące doświadczenia. Fakt, że ktoś
jest mormonem ludzie przyjmują bardzo pozytywnie - z ciekawością.
Nie koniecznie z wielkim zainteresowaniem, ale zadają pytania...
No... Wiadomo, że dziś mamy internet - to i tamto sprawdzą sobie w
internecie. Oczywiście znajdą też nieprawdziwe informacje. Ale
często znajdą informacje z dobrych źródeł i dowiadują się, że
nie jesteśmy żadną niebezpieczną sektą, tylko że to jest
normalny Kościół. Zauważyłem, że czasami reakcja jest
negatywna, gdy zapraszam ludzi na spotkania kościelne, które - w
przypadku Mielca - odbywają się tutaj, u nas w domu - w tym pokoju.
To wyjątkowa sytuacja - jesteśmy chyba jedyną kongregacją w
Polsce, która spotyka się w domu. Po prostu jest tu nas wciąż tak
mało, że nie opłaca się wynajmować jakiegoś miejsca. No właśnie
- spotkania o charakterze religijnym u kogoś w domu łatwo kojarzą
się ze słowem "sekta". Ale co w tych spotkaniach złego?!
Przecież pierwsi chrześcijanie też się spotykali w domach. Nie
stać ich było na wznoszenie specjalnych budynków.
Mimo
wszystko ludzie nie dziwią się Wam?
Pamiętam
- to może już niekatulane - ale kiedyś ludzie dużo pili alkoholu.
Często byłem w takiej sytuacji, że musiałem odmawiać poczęstunku
alkoholem. Wtedy musiałem wyjaśniać, że jestem mormonem i
zobowiązałem się, że nie będę pił alkoholu. I powiem ci, że
prawie każda reakcja była taka: ludziom się to bardzo podobało. I
podziwiali mnie, bo wiedzieli, że mógłbym się spotkać z
negatywną reakcją. Tymczasem nigdy z negatywną reakcją się nie
spotkałem. Każdy mówił: o, jak fajnie; mi się to bardzo podoba,
ale musisz mieć bardzo trudne życie, bo jak sobie dajesz radę w
Polsce, jak możesz robić biznes? A ja wtedy mówię: wiesz co, to
jest właśnie reakcja, z którą się spotykam (śmiech)!
A
nie odnosisz wrażenia, że z chwilą, gdy opowiadasz o Kościele to
ludziom zapala się taka iskierka w oku i widać, że jest w Kościele
coś co ich pociąga?
Czasami...
Większość ludzi naprawdę się tym nie interesuje. Ja kiedyś dużo
o Kościele mówiłem i rozgadywałem się. Po jakimś czasie
zorientowałem się, że to w ogóle nie przynosi żadnych
rezultatów. Ludzie - o ile się interesują - będą sami zadawać
pytania. Ja tak jakby tylko - jak to opisuję - uchylam ludziom
drzwi. To znaczy, że gdy jest okazja to wspominam coś o Kościele.
Na przykład na Facebooku wrzucam jakieś cytaty z Księgi Mormona
czy przywódców naszego Kościoła. Innym razem otwieram rozmowę,
podaję interesujące fakty. Tutaj w Mielcu ludzie są zazwyczaj
bardzo religijni - to znaczy to są głównie katolicy. I tu jest
odwrotnie niż w Łodzi. W Łodzi poza kościołem nie rozmawia się
o religii. Natomiast tutaj czasem się o religii rozmawia. To i w
ogóle religijność mielczan sprawia, że my się tutaj bardzo
dobrze czujemy. Dlatego czasami jest rozmowa - na przykład na temat
doktryn. Na przykład mówię: a wiecie, że my, mormoni, wierzymy w
to i to. Kiedyś wdałem się w dyskusję na temat Ziemi w centrum
wszechświata. Wiadomo, że naukowcy nie twierdzą, że Ziemia jest w
centrum wszechświata. Natomiast jeden mój znajomy wyskoczył kiedyś
z myślą, że - czemu nie - może Ziemia jest w centrum wszechświata
w takim sensie, że jesteśmy jedyną planetą na jakiej jest życie.
I ja wtedy powiedziałem: słuchajcie, powiem wam to jako
ciekawostkę, że my, mormoni, wierzymy, iż jest niezliczona ilość
planet, które są zamieszkałe przez dzieci naszego Ojca w Niebie.
No i wywiązała się jakaś tam krótka dyskusja. Ale taka dyskusja
kończy po pięciu-dziesięciu minutach, więc nie ma wielkiego
zainteresowania.
A
kiedy ludzie dowiadują się, że poza Biblią macie jeszcze Księgę
Mormona, która - jak głosi jej podtytuł - jest jeszcze jednym
świadectwem o Jezusie Chrystusie, to nie pojawia się taka reakcja:
a po co? Przecież Biblia nam wystarczy!
Wiesz,
kiedy służyłem na misji w Chicago i rozmawiałem z Amerykanami
często spotykałem się właśnie z tą reakcją. To dlatego, że
protestanci bardzo duży nacisk kładą na Biblię. Natomiast w
Polsce tej reakcji nie ma zwykle. Bo ludzie nie znają dobrze Biblii.
Nikt się nie obraża o to, że mamy jeszcze dodatkowe Pisma Święte.
Protestanci często powołują się na fragment z Listu Pawła do
Galatów: ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam
Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie
przeklęty! (List do Galatów 1, 8). Natomiast wśród katolików
nie spotkałem się z podobną reakcją.
A
co wnosi Księga Mormona?
Powiedziałbym,
że obie Księgi, Biblia i Księga Mormona, wzajemnie się
uzupełniają. Są pewne fragmenty w Biblii, które mogą być
zrozumiane na kilka sposobów. Dlatego mamy tyle Kościołów
chrześcijańskich! Bo każdy sobie coś tam inaczej interpretuje.
Natomiast jeśli weźmiemy Księgę Mormona, to ona pewne fragmenty
biblijne tłumaczy tak, że nie można ich już zrozumieć dwojako.
W
Biblii na przykład apostoł Jan kilka razy wspomina, że Jezus
będzie panował nad światem „żelazną laską”. Nasuwa się
obraz króla-tyrana surowo karzącego swoich poddanych za brak
subordynacji. Kiedy jednak czytasz ten fragment w Biblii
opublikowanej przez Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach
Ostatnich, to zauważysz, że pod określeniem „żelazna laska”
znajduje się odnośnik do fragmentu w Księdze Mormona, w którym
prorok Nefi opisuje sen-wizję swoją i swojego ojca. Wizja ta pełna
jest wspaniałych symboli, nad którymi warto co jakiś czas
pomedytować. Nie znam lepszego fragmentu w żadnym z pism świętych
czy dzieł literatury, które lepiej wyjaśniają sens ludzkiego
życia. Nefi ujrzał między innymi ścieżkę prowadzącą do
„drzewa życia”. Zauważył też, że wzdłuż tej ścieżki
ciągnął się „żelazny pręt”. Ludzie idący po tej wąskiej
ścieżce czasami gubili się we mgle i tylko ci, którzy trzymali
się żelaznego pręta nie zbaczali z niej i dochodzili do drzewa.
Drzewo jest symbolem radości, jakiej możemy doświadczać i w tym
życiu i w wieczności. Ścieżką jest życie w harmonii z naukami
Jezusa a mgła oznacza pokusy diabła. Nefi wyjaśnił też, że
żelazny pręt oznacza „słowo Boga”. Dlatego dla tych, którzy
oprócz Biblii czytają Księgę Mormona nie ma wątpliwości, że
Jezus nie będzie królem-tyranem, ale dobrym Królem. Będzie on nad
nami panował przez słowo prawdy. Jego poddani będą słuchać
swojego Króla i z własnej nieprzymuszonej woli stosować je w swoim
postępowaniu. Na tym polega panowanie Jezusa w osobistym życiu
każdego z Jego wyznawców.
Innym
przykładem jest fragment Starego Testamentu - Świadkowie Jehowy
lubią przytaczać ten passus - że po śmierci przestajemy być
świadomi (por. Księga Koheleta 9, 10 - przyp.). Bardzo podobny
wątek jest w Księdze Mormona. W Księdze Almy użyta jest podobna
fraza jednak z dopowiedzeniem, że nasze duchy nie umierają: „Oto
jeśli podczas tego życia, danego nam, byśmy przygotowali się na
wieczność, nie zmienimy się na lepsze, po tym życiu czekan nas
noc ciemności, podczas której żadna praca nie może być
wykonana.” (Księga Almy 34, 33). Po prostu po śmierci człowiek
nie może już działać w tym sensie, że praca nad swoim
charakterem i rozwojem osobistym zostaje bardzo ograniczona. Inaczej
jest z ludźmi żyjącymi na ziemi, którzy - mając ciało, będąc
poddawani próbom i pokusom - mogą się rozwijać. A zatem jest
podobny fragment w Księdze Mormona, który rzuca światło na
fragment biblijny. Inny przykład: w Biblii znajdizemy opis wydarzeń
z Edenu. Natomiast Księga Mormona bardzo dobrze wyjaśnia znaczenie
tych wydarzeń. Na przykład tłumaczy, co by było gdyby Adam i Ewa
nie zjedli zakazanego owocu. Podobne wyjaśnienie nie zachowało się
w Biblii - być może dlatego, że odpowiedni fragment przepadł w
wyniku wielokrotnej redakcji Pism. W Starym Testamencie nie jest
napisane, że Adam i Ewa nie mogli mieć dzieci, zanim zjedli
zakazany owoc. Księga Mormona wyjaśnia też, że decyzja Ewy o
zjedzeniu zakazanego owocu nie była decyzją złą. Jako mormoni nie
mamy powiedzenia, że "gdzie diabeł nie może, tam pośle
kobietę". Wierzymy, że Ewa podjęła dobrą decyzję, bo
otworzyła drogę dla dzieci naszego Ojca w Niebie. Dzięki jej
decyzji mogą one przyjść na Ziemię i rozpocząć edukację oraz
budowanie swych charakterów.
Ale
Biblia mówi wyraźnie, że Ewa zrobiła to, skuszona przez Szatana.
Tak...
Tak. Szatan jest bardzo sprytny. Zazwyczaj mówi trochę prawdy,
trochę kłamstwa. Tak jak politycy (śmiech). Szatan
powiedział: kiedy zjesz ten owoc, na pewno nie umrzesz - co było
kłamstwem - i dodał, że Ewa i Adam staną się jak bogowie, będą
odróżniać dobro od zła - co było prawdą. Nie wiemy, na ile Ewa
była świadoma konsekwencji, gdy przyjmowała tę ofertę od
Szatana. Ale wiemy, że podjęła właściwą decyzję. Adam i Ewa
mieli wybór: mogli zostać w Edenie w stanie niewinności, w stanie
- powiedzmy - nijakim: ani szczęścia, ani nieszczęścia. I Adam
pewnie by chętnie tam został! Ja zawsze sobie żartuję, że pewnie
by tam sobie leżał i oglądał kanały sportowe. Natomiast Ewa
pomyślała: nie, weźmy się do pracy; rozmnażajmy się, uprawiajmy
ziemię - bo to było przykazanie od Boga, którego nie moglibyśmy
spełnić, jeślibyśmy nie zjedli owocu. Dlatego ich sytuacja jest
dziwna. Z jednej strony złamali Boży zakaz, z drugiej musieli to
zrobić, by Szatan mógł działać, kusić ludzi i przede wszystkim
by dzieci Boga mogły przychodzić na świat. A zatem, wracając do
twojego pytania, bez Księgi Mormona byśmy tego nie wiedzieli (por.
II Księga Nefiego, rozdz. 2 - przyp.). Zauważyłem też że po
zapoznaniu się z Księgą Mormona lepiej rozumiem Biblię i doktryny
Kościoła stają się jasne. Myślę oczywiście, że sama Biblia
też jasno je przedstawia. Ale muszę się czasem zatrzymać i
powiedzieć: no nie, niezupełnie! Czasami trzeba sięgnąć do
Księgi Mormona, by zrozumieć fragment z Biblii. Podam kolejny
przykład. Bóg wyrzuca Adama i Ewę z Edenu i mówi, iż odtąd będą
oni pracować w pocie czoła i tak dalej, i tak dalej. Nie jest do
końca jasne - przy lekturze samej Biblii - jak On to mówi. Zdarzyło
mi się, że dałem ten fragment do przeczytania koledze, który jest
Świadkiem Jehowy. Poprosiłem, by przeczytał fragment, gdzie Bóg
wydala Adama i Ewę z raju tak, jak ten mój kolega sobie wyobraża,
że Bóg to mówi. Mój kolega czytał i krzyczał - bo jego zdaniem
Bóg wypowiadając te słowa był zdenerwowany. Natomiast, gdy ja
czytam ten fragment, czuję, że Bóg nie krzyczy tylko po prostu
przedstawia fakty. Czyli Bóg mówi mniej więcej tak: słuchajcie,
teraz zmienione jest prawo na Ziemi i takie są konsekwencje. A zatem
Bóg w Księdze Rodzaju nie grzmi - tylko wyjaśnia: ty będziesz w
bólu rodziła, dzieci, a ty w pocie czoła pracować. Słowem:
będziecie zmagać się, rozwijać, stawiać czoła wyzwaniom. I znów
wracając do twojego pytania, Księga Mormona rzuca światło na
Biblię, a i Księgę tę lepiej się rozumie mając na uwadze
odnośne fragmenty z Biblii.
Czy
w świetle tego, co opowiedziałeś możemy powiedzieć, że Szatan
skusiwszy Ewę zrobił coś złego?
Tak,
oczywiście. Szatan nie rozumiał zamiarów Boga. Szatan wiedział,
że gdy dzieci Boga zaczną przychodzić na ziemię i on zacznie je
kusić, to będzie mógł wiele osób ściągnąć na swoją stronę.
A zatem Szatan miał coś do wygrania i rozgrywał własną grę. Z
drugiej strony - i nie wiem czy Szatan z tego sobie zdawał sprawę -
właśnie dlatego, że dzieci Boga przychodzą na ziemię i dlatego,
że Szatan je kusi, ludzie pracują nad własnym sumieniem i są w
stanie wzrastać duchowo. I mogą stawać się coraz bardziej podobni
do naszego Ojca w Niebie, zdobywać te cechy charakteru, które
posiada nasz Ojciec. Szatan zrobił coś złego, bo chciał, by
dzieci Boga przychodziły na ziemię, by on mógł je kusić. Wojna,
która zaczęła się w Niebie, kontynuowana jest tutaj na Ziemi. Ta
pierwsza, to była walka na świadectwo - nie przy użyciu broni.
O
jakiej wojnie w Niebie mówisz?
Mówię
o pre-egzystencji, gdy wszyscy żyliśmy z Ojcem w Niebie. Szatan już
wtedy chciał nas zmusić do przejścia na swoją stronę. Obiecał,
że wszystkie dzieci Boga zostaną zbawione. Ja bym to porównał do
ofert stawianych przez Karola Marksa czy Lenina: wszyscy będziemy
równi, wszyscy będziemy szczęśliwi. Rezultat byłby taki jednak,
że wszyscy stalibyśmy się biedni! Dzięki Księdze Mormona lepiej
rozumiemy na czym polegał ten konflikt w Niebie. Dlaczego
przychodzimy na Ziemię, dlaczego Szatan stał się Szatanem - to
wiemy dzięki Księdze Mormona. W pre-egzystencji rozegrał się
konflikt o wolność. Wolność to najwyższa wartość w planie
zbawienia. Bez wolności nie możemy wzrastać, nie możemy
podejmować własnych decyzji. Bóg dał nam wolność i dlatego
niektórzy ludzie wybierają dobro a inni zło. W pre-egzystencji
Szatan wystąpił i obiecał: ja zrobię wszystko dla was! Coś
takiego, jak niektórzy politycy obiecują. Nawet jeśli nie
pracujecie, to państwo się o was zatroszczy. Jego argumenty
podobały się wielu osobom. W Pismach jest napisane, że trzecia
część synów bożych poszła za nim i stali się demonami. Oni
dziś krążą po świecie i nas kuszą.
Wolność
mamy dzięki Chrystusowi - dzięki Jego ofercie.
Tak.
Bez wolności rozwój osobisty, a więc zbawienie nie byłoby
możliwe, bo jeśli się kogoś zmusi do właściwego postępowania,
a więc to postępowanie jest nieszczere, to nie zachodzi w nim żadna
pozytywna zmiana.
Wyjaśnij
jeszcze, jak wyglądał ten konflikt w pre-egzystencji. Co
zaproponował Szatan, a co zaoferował ludziom Chrystus, pierworodny
Syn Ojca w Niebie?
To
było tak: nasz Ojciec w Niebie zaproponował nam to co nazywamy
Planem Zbawienia lub Planem Szczęścia. Chrystus przyjął ten plan.
To był w prawdzie plan Ojca w Niebie, ale Syn zawsze myślał tak
jak Ojciec. Ich cechy charakteru są takie same, ich pragnienia są
takie same. Bóg zaproponował - tak w skrócie oczywiście mówię
- że pośle nas, ludzi, na Ziemię, która będzie niedoskonała, na
której będziemy kuszeni przez zło, ale będziemy też mieli
sumienia i będziemy zdolni do wybierania tego co jest dobre. Zawsze,
gdy będziemy wybierać dobro, będziemy wzmacniać nasz charakter i
stawać się coraz bardziej podobnymi do naszego Ojca w Niebie.
Będziemy zatem doskonalić się w miłości, cierpliwości, w
służbie. Po zakończeniu ziemskiej próby pójdziemy do miejsca,
gdzie będziemy się czuli najlepiej. A zatem niektórzy ludzie
trafią do Królestwa Celestialnego - do najwyższego królestwa
Boga, inni trafią do innych królestw. Ci na przykład, którzy nie
wytrwali w wierności swoim żonom i nie odpokutowali za to lub nie
zatroszczyli się o właściwe rozeznanie w tym ziemskim życiu,
trafią do innych stopni chwały. Ludzie, którzy nie przestrzegali
wszystkich ustaw Boga, nie będą się dobrze czuli w Jego obecności,
w najwyższym królestwie. Można to tak obrazowo opisać, że dość
niezręcznie będzie się czuć ktoś kto pójdzie w piżamie na
jakiś bankiet. Plan Boga, by był zrealizowany, wymagał dwóch
części. Pierwsza część to upadek Adama i Ewy, który umożliwił
rozpoczęcie się ziemskiej próby, druga część to
Zadośćuczynienie Chrystusa. Gdyby nie było tej drugiej części -
Zadośćuczynienia - pozostalibyśmy upadli nie tylko do końca
ziemskiej egzystencji, ale przez całą wieczność. Jezus
zadośćuczynił za nasze grzechy, przyjął na Siebie karę za nasze
winy i za nasze złe decyzje po to, byśmy mogli otrzymać
odpuszczenie grzechów. Sprawiedliwość dokonała się w tym, że
Jezus zapłacił za nasze grzechy. W planie Boga potrzebny był
Zbawiciel. I - wracając do początku - gdy Bóg przedstawił nam ten
plan, zgłosiło się dwóch kandydatów na zbawicieli. Jeden to był
właśnie Jezus, powiedział "oto Ja, wyślij Mnie". Jezus
obiecał, że da ludziom wolną wolę a sam będzie posłuszny
poleceniom Ojca i odda Bogu całą chwałę. Po czym przyszedł
Szatan i powiedział "oto ja, wyślij mnie, przyprowadzę do
Ciebie wszystkie Twoje dzieci, każde z nich będzie zbawione, ale
oddaj mi Twoją chwałę i Twoją moc". Takie były te
odpowiedzi. Jest napisane, że Bóg wybrał Pierwszego. Drugi się
rozgniewał i zbuntował, i - może trwało to dziesięć lat, może
pięć milionów lat, nie wiadomo - przeciągnął na swoją stronę
jedną trzecią dzieci bożych.
Podobno
ci, którzy w pre-egzystencji pozostali neutralni w tym sporze, mieli
się narodzić na Ziemi jako ludzie czarnoskórzy. Dlatego ciąży na
nich klątwa za to, że nie oddali należnej chwały Ojcu
Niebieskiemu? To prawda?
Nie.
To nie jest prawda. A przynajmniej to nie jest doktryna Kościoła.
To może być prawda, to może nie być prawda. Wątpię, że to
prawda. To, o czym mówisz, to przykład nauk wygłaszanych
historycznie przez niektórych przywódców Kościoła. W latach
trzydziestych i czterdziestych ubiegłego wieku było paru
Siedemdziesiątych, którzy podobne poglądy głosili. Możliwe, że
drugi prezydent Kościoła, Brigham Young, też takie poglądy
wygłaszał. Tu mamy do czynienia z pewnym paradoksem. Bo z jednej
strony uważamy naszych przywódców za proroków, z drugiej uważamy
naszych proroków za naszych braci i nie widzimy jakiejś wielkiej
różnicy między nimi a nami. Każdy ma też jakąś
odpowiedzialność - na przykład zajmują się jakąś gminą
Kościoła albo tylko zajmują się rozdawaniem śpiewników. Z kolei
inny ma taką odpowiedzialność, że jest prezydentem Kościoła.
Natomiast to, że jest prezydentem Kościoła nie oznacza, że się
nigdy nie myli! Jak wiesz mamy też inne Pisma Święte poza Biblią
i Księgą Mormona. Mamy na przykład Nauki i Przymierza. W nich
zawarte są objawienia, które otrzymali przywódcy Kościoła -
głownie Józef Smith. Tam zawarte jest zdanie, że dana nauka staje
się doktryną Kościoła, gdy jest przekazana przez proroka, poparta
jednogłośnie przez wszystkich żyjących apostołów, a następnie
na konferencji generalnej lub w inny sposób jest poparta przez
wszystkich członków Kościoła.
Choćby
Deklaracja o Rodzinie - Proklamacja dla Świata?
Na
przykład Deklaracja o Rodzinie! Tak. Z tym że Deklaracja nie jest -
przynajmniej na razie - częścią Pism Świętych. Ale, wracając do
Twojej uwagi, Brigham Young wiedział, iż Bóg zakazał nadawania
kapłaństwa rasie czarnej. Wiem, że teraz, w naszych czasach, jest
to bardzo kontrowersyjna sprawa.
To
jest podwójnie kontrowersyjne. Po pierwsze, za czasów Józefa
Smitha był wyświęcony do kapłaństwa jeden czarnoskóry, Eliasz
Abel. A sam prorok Józef nigdy nie zabronił czarnoskórym dostępu
do kapłaństwa. Odsunięcie czarnoskórych od kapłaństwa następuje
po śmierci proroka Józefa. Dopiero w 1978 roku czarnoskórych
mężczyzn ponownie zaczęto ordynować na kapłanów - pierwszym w
XX wieku czarnoskórym kapłanem Kościoła LDS został Joseph
Freeman. Po drugie, II Księga Nefiego, rozdział 27, zawiera
następujący tekst: i (Bóg) zaprasza wszystkich, by
przystąpili do Niego i korzystali z Jego dobroci, i nie odmawia On
nikomu spośród tych, którzy przystępują do Niego, obojętne czy
jest on czarnoskórym czy białym, niewolnikiem czy wolnym, mężczyzną
czy kobietą (II Księga Nefiego 27, 33).
Tak,
właśnie tak. I to, o czym pisze Nefi, nigdy się nie zmieniło. Tak
było od początku Kościoła. I tutaj trzeba zaznaczyć, iż to, że
czarnoskórzy mężczyźni nie mogli przyjmować kapłaństwa nigdy
nie oznaczało, że nie mogli przyjmować obrzędów kościelnych.
Mogli być ochrzczeni, zakładać rodziny i żyć w Kościele.
Podobno byliśmy jedynym kościołem w USA, w którym nigdy nie było
podziału na kongregacje białe i czarne.
A
ich małżeństwa mogły być pieczętowane w świątyniach?
Pieczętowani
być nie mogli - bo nie mogli dokonywać obrzędów świątynnych,
m.in. „zapieczętowania rodzin”. Ale obrzęd, który otwiera
drogę do Królestwa Celestialnego, to obrzęd chrztu. Służyłem na
misji pośród czarnoskórych osób - przez pierwszych sześć
miesięcy mojej misji. I mieliśmy wielu zainteresowanych
czarnoskórych. I niektórzy pytali o to, o co ty pytasz. Wówczas
jeszcze nie było internetu. Zdarzało się, że odbywało się
pierwsze spotkanie, pojawiało się żywe zainteresowanie nauką
Kościoła, a na drugie spotkanie te osoby przychodziły
"uświadomione" przez znajomego pastora, że przecież
mormoni do niedawna nie dopuszczali do kapłaństwa czarnoskórych.
Ja im to tłumaczyłem w taki sposób, że Bóg ma jakiś plan dla
każdego człowieka. Jedni rodzą się w Kościele, inni poza nim -
jak na przykład ja. Dopiero jak miałem osiemnaście lat usłyszałem
o Kościele po raz pierwszy. Każdy naród też w innym okresie
otrzymuje Ewangelię. Czarni w USA i Afryce otrzymali przywróconą
Ewangelię o wiele wcześniej niż naród polski. I wtedy sam ich
pytałem: dlaczego Bóg tak zarządził?! Dlaczego wy, czarnoskórzy,
byliście pierwsi a nie my?! Natomiast fakt, że duchy osób
czarnoskórych zachowały w pre-egzystencji naturalność w sporze
między Jezusem a Szatanem był wielokrotnie zaprzeczany przez wielu
żyjących proroków. A wracając do Brighama Younga, muszę tu
zaznaczyć, iż był to człowiek, który bardzo dużo lubił mówić.
On powiedział i wyjaśnił wiele wspaniałych spraw. I wśród
miliona jego wypowiedzi można znaleźć z dziesięć, które były
nieprawdziwe.
Nieprawdziwe
słowa z ust proroka?!
Józef
Smith powiedział, że kiedy Bóg powołuje człowieka na proroka,
nie odwołuje go z bycia człowiekiem. O sobie dodawał, że jest
prorokiem wówczas, gdy mówi pod wpływem Ducha Świętego. Ale mogę
- dodawał - mieć własne poglądy polityczne, mogę mieć własne
zdanie na różne tematy. W ogóle, zwróćmy uwagę na to, jak
wygląda prorok Kościoła. Przywykliśmy do tego, że przywódcy
Kościoła szczególnie się prezentują - ubierają się inaczej,
przemawiają na podwyższeniu. W naszym Kościele wszyscy jesteśmy
braćmi i siostrami. W świątyni na przykład wszyscy jesteśmy
ubrani na biało. Kiedyś spotkałem w świątyni naszego proroka -
jeszcze wtedy był nim Gordon B. Hinkley. Gdybym nie znał z
telewizji jego twarzy, to bym w ogóle nie wiedział, że jest
prorokiem. Nie miał żadnej plakietki, że jest prezydentem
Kościoła. Normalnie był ubrany na biało - białe spodnie, biała
koszula, biały krawat. Szedł sobie korytarzem, zachowywał się jak
inni, uczestniczył w tych samych obrzędach. A zatem z jednej strony
uważamy proroków za osoby szczególne, mające szczególne
powołanie - jak Piotr lub Mojżesz - a z drugiej strony to są po
prostu nasi bracia. Opowiem ci przy okazji taką anegdotkę. W latach
1840., kiedy bardzo dużo emigrantów napływało do Kościoła, gdy
przybywali ludzie z Europy lub z zachodnich terytoriów, by ujrzeć
proroka Józefa w Navoo, w stanie Illinois, Józef Smith lubił witać
się z tymi ludźmi ubrany w zwykły codzienny strój - strój
robotnika, jakby właśnie wrócił z pola. Pewnego razu witał grupę
ludzi, którzy przybyli do USA statkiem. Zapytał jednego z
przybyszów: dlaczego tu przybyłeś? I kiedy uzyskał odpowiedź, że
dany człowiek przybył, by osobiście poznać proroka Józefa
Smitha, prorok pytał: a co byś powiedział, gdybym to ja był
prorokiem Józefem Smithem? I zwykle spotykał się z zaskoczeniem.
Tłumaczył wówczas: przyszedłem do was ubrany w ten sposób,
byście nie spodziewali się po mnie niczego więcej ponad bycie
człowiekiem. Wiadomo, że ludzie spoza Kościoła będą się
czepiać tego, co mówią nasi przywódcy. Tymczasem, my wiemy, że
jeśli któryś z nich powie coś, co nie jest w harmonii z
Ewangelią, to dla nas to nie stanowi problemu. Wiadomo! Każdy ktoś
kiedyś coś głupiego powiedział. No, może oprócz Jezusa - bo On
nigdy nie popełnił błędu. Ale popatrzmy chociaż na apostołów.
Piotra Jezus nawał wręcz szatanem...
No,
Piotr i Paweł byli przez jakiś czas skonfliktowani. Paweł nawet
oskarżył Piotra o hipokryzję (por. List do Galatów 1, 19 oraz 2,
14 - przyp.)
No
właśnie. A zatem, jeśli któryś z przywódców powie coś, co
nie jest w harmonii z Ewangelią, to dla nas to nie stanowi problemu.
A nawet jeśli jest w harmonii z Ewangelią, to nie staje się
automatycznie częścią doktryny.
Ja
osobiście widzę ile dobrego zrobił Brigham Young dla Kościoła
LDS, ale zawsze też miałem dojmujące poczucie, że bardzo często
najpierw coś powiedział, a potem pomyślał. Sądzę, iż to była
główna wada przywódcza Brighama Younga. Zmierzam do tego, że był
to człowiek, który lubił czasami coś chlapnąć!
Ale
to się zdarzało bardzo rzadko.
Jasne,
nie przeczę. Natomiast to, o czym rozmawiamy, sprowadza mnie do
innego tematu. Bezsprzeczną częścią doktryny Kościoła była...
poligamia. Biblia uczy, że mężczyzna ma mieć jedną żonę.
Również z Księgi Mormona, a dokładnie z Księgi Jakuba (rozdział
3), dowiadujemy się, że ludzie postępujący sprawiedliwie mają
tylko jedną żonę. Jakub w swych naukach zwraca się do Nefitów,
których wiara staje się coraz płytsza i za przykład podaje
przeklętych przez Boga Lamanitów, którzy - choć nie podzielają
prawdziwej wiary - żyją jednak sprawiedliwiej od Nefitów, gdyż -
na przykład - ich mężczyźni mają tylko jedną żonę... No i mi
ręce opadają! Skoro Księga Mormona za ideał małżeństwa uznaje
związek jednego mężczyzny z jedną kobietą, to skąd pomysł, by
istniała poligamia?!
Wiesz
co, jest to wyjaśnione we wcześniejszym wersecie tego samego
rozdziału! Oto, jeśli zapragnę - mówi Pan zastępów -
wychować sobie tak pokolenie, nakażę to moim, w innym wypadku będą
posłuszni tym przykazaniom (Księga Jakuba 2, 30).
To
jednak trochę enigmatyczny fragment.
Bo
dostępne obecnie tłumaczenie pod tym względem jest nie najlepsze.
Teraz Księga Mormona jest znów tłumaczona na polski. I mam
nadzieję, że zamiast obecnego tutaj "wychować" będzie
inne słowo. Po angielsku w tym miejscu jest "raise". A co
można "raise"? Na przykład dzieci - czyli wychować je,
nauczać. Można ten czasownik zastosować do ciasta - ciasto może
wyrosnąć. Albo żyto czy owies. Ja bym użył innego słowa - może
jakiegoś synonimu słowa "powiększyć"! A zatem
"powiększyć pokolenie". Ale nawet to wyjaśnienie nie do
końca unaocznia dlaczego poligamia była nakazana Kościołowi.
Przywrócenie poligamii zostało nakazane przez Boga prorokowi
Józefowi Smithowi. Było to objawienie dane przez proroka Józefa
Smitha i zawarte dziś w 132 rozdziale Nauk i Przymierzy. Zanim
przywrócono poligamię Bóg nakazał Józefowi przeczytać całą
Biblię i zapowiedział że przez Ducha Świętego zwróci mu uwagę
na pewne fragmenty, które zostały przeinaczone i pomoże prorokowi
przywrócić tym wersetom oryginalne brzmienie oraz pomoże w ich
właściwej interpretacji. Józef Smith czytał bardzo dokładnie
Biblię. Kiedy doszedł do momentu, gdzie opisane jest życie
Abrahama, zauważył, że miał on kilka żon, a jednocześnie
stawiany jest za wzór wyznawcy. Wierzymy, że jeśli Abraham
praktykował poligamię, to znaczy, że miał stosowne przykazanie.
Gdyby miał kilka żon bez przykazania, popełniłby wielki grzech
cudzołóstwa - najgorszy grzech, poza morderstwem. Bóg dał poznać
Józefowi Smithowi, że w jego czasach poligamia również zostanie
przywrócona. Bóg przypomniał tę zapowiedź prorokowi parokrotnie.
Józef bardzo nie chciał poligamii przywracać - z kilku powodów.
Po pierwsze, w tamtych czasach i w tamtym miejscu to było nie do
pomyślenia. Po drugie, jego żona, Emma, absolutnie by się na to
nie zgodziła. To była jedna z największych prób na jakie został
wystawiony Józef Smith. Prorok wspominał kilka razy o tym, że
minęło kilka lat od momentu, gdy Bóg nakazał przywrócenie
poligamii i gdy się ociągał w ogłoszeniu jej przywrócenia, w
końcu do przyszedł do niego anioł z płomiennym mieczem. Anioł
zapowiedział: jeśli nie będziesz przestrzegał tego przykazania,
to zginiesz. Oczywiście, gdybym sam był wrogo nastawiony do
Kościoła, pewnie myślałbym, że mormoni przywrócili poligamię,
bo im chodziło o seks. Wracając do Księgi Jakuba, ten fragment
wyjaśnia dlaczego była dana poligamia. Warto zauważyć, że gdyby
nie było poligamii nasz Kościół byłby o wiele, wiele mniejszy.
Aczkolwiek, nigdzie w Pismach nie jest powiedziane dlaczego w ogóle
była dana poligamia. Rozdział 132 Nauk i Przymierzy wyjaśnia
tylko, że Abraham otrzymał takie przykazanie, Dawid otrzymał takie
przykazanie i że byli za to błogosławieni. W Niebie niektórzy
mężczyźni będą mieli kilka żon. Z resztą, my nadal
praktykujemy poligamię - poniekąd! Bo nie na tej ziemi. Pewnie
wiesz, że gdyby moja żona umarła, a ja ożeniłbym się z druga
kobietą i był zapieczętowany w świątyni, obie byłyby moim
żonami. Natomiast - pewnie wiesz - że gdybym ja umarł, moja żona
nie może być już zapieczętowana do innego mężczyzny.
Można
powiedzieć, że uprawiacie poligamię nie symultaniczną, a
konsekutywną?
Chyba
tak (śmiech).
A
skoro mówimy o małżeństwie, to pogadajmy trochę o rodzinie. Czy
rodzina - wybacz dosadne pytanie - to nie taki chwyt marketingowy
Kościoła LDS? Kościół głosi, że nasze ziemskie życie będzie
w kolejnym życiu miało bezpośrednią kontynuację. Kościół
oferuje życie rodzinne w przyszłym świecie, radość z obcowania z
rodziną, która nigdy się nie skończy. To oryginalna oferta w
skali chrześcijaństwa. Czy nie to najbardziej przyciąga do
Kościoła? Czy nie to sprawia, że ludzie zaczynają się tą
religią interesować?
Niektórych
to pewnie pociąga, ale innych nie pociąga. Są ludzie, którzy nie
mają udanych małżeństw, inni nie pielęgnują swoich związków z
małżonkiem. Wiesz... My głosimy tę doktrynę o wieczności
rodzin, bo wierzymy, że to prawdziwa doktryna. Rodzina to jeden z
naszych głównych celów przyjścia tutaj na ten świat. Wierzymy,
że będziemy kontynuować dzieło, które zaczęli nasi Ojciec i
Matka w Niebie. Wierzymy, że nasz Ojciec w Niebie ma Żonę. Oni
płodzą duchowe dzieci, które w jakimś tam momencie przychodzą na
jakąś tam planetę i przyjmują ciała fizyczne. Pamiętajmy też,
że nasz Ojciec w Niebie ma ciało fizyczne i nasza Matka w Niebie
też ma ciało fizyczne.
To
dlaczego mają dzieci duchowe?
To
ciekawa sprawa. Józef Smith wyjaśnił - oczywiście my tego
dokładnie nie rozumiemy, nie znamy duchowych praw fizyki - że w Ich
żyłach nie płynie krew tylko duch. I dlatego nasza Matka rodzi
dzieci duchowe. Kiedy Jezus się spotkał z faryzeuszem Nikodemem,
powiedział mu, że to co narodziło się z ducha jest duchem, a co
narodziło się z ciała jest ciałem. Jest to jedno z tych powiedzeń
Jezusa, które ma kilka znaczeń. To jest jedno z nich. Tak zwane
"Wyniesione Istoty", czyli nasz Ojciec i Matka w Niebie,
płodzą dzieci duchowe. I te dzieci mogą stać się podobne do
Rodziców, gdy przyjmą ciało fizyczne i rozwiną w sobie Ich cechy.
Wierzymy zatem, że nasze życie jest kontynuacją planu, który trwa
od nieskończoności. I będzie trwał dalej. Wchodzimy tutaj w
bardzo głębokie doktryny, o których wielu członków Kościoła
nie lubi mówić, gdyż obawiają się reakcji ludzi. Z resztą, ja
mam taki pogląd, że misjonarze, gdy nawracają ludzi, powinni ich
nauczać stopniowo. Zdaje się, iż święty Paweł pisał, że
najpierw wierzącym podaje się "mleko", a potem "stały
pokarm". Natomiast ja uważam też, że powinniśmy być
zupełnie otwarci co do naszych doktryn, bo jeśli ludzie nie
dowiedzą się o nich od nas, to dowiedzą się od naszych wrogów,
którzy pokażą te doktryny w sposób zniekształcony, w złym
świetle. Wracając do małżeństwa na wieczność, to trzeba
podkreślić, że jego pieczętowanie jest ukoronowaniem wszystkich
obrzędów, jakie przyjmujemy. W pewnym apokryfie, który nie jest
częścią Pism Świętych, jest opisana rozmowa Jezusa z chyba
apostołem Tomaszem, gdzie Jezus wyjaśnia, że jak chrzest jest na
zmartwychwstanie, tak małżeństwo na zbawienie - tak mniej więcej.
To oczywiście apokryf, ale ukazujący, że wcześni chrześcijanie
doskonale rozumieli jak ważne jest małżeństwo. A więc wracając
do twojego pytania, to: nie. Rodzina to nie jest chwyt marketingowy!
Gdyby Kościół chciał dostosowywać swoje doktryny do
zainteresowań świata, nie mielibyśmy wielu zasad - takich jak
dziesięcina czy zakaz picia alkoholu lub kawy. Aczkolwiek warto
zwrócić uwagę, że na te ostatnie zakazy wiele osób spoza
Kościoła reaguje bardzo pozytywnie.
Przychodzi
mi do głowy fakt, jak mało wiadomo na świecie kim są mormoni. Nie
znają ich dobrze nawet Amerykanie. Gdy kiedyś patrzyłem na wyniki
pewnego sondażu okazało się, że przeciętny nowojorczyk uważa,
że najpopularniejszą religią w USA jest judaizm (śmiech).
O!
Ciekawe! Może pytali w pobliżu Wall Street?
W
Nowym Jorku z resztą miałem okazję rozmawiać o życiu z
przypadkowo poznaną osobą. Ta osoba dowiedziała się, że zajmuję
się Kościołem LDS i od razu zapytała: czy to ci, co wierzą, że
Bóg mieszka na odległej planecie w pałacu z kryształu i świateł?
Nie wiedziałem jak mam się do tego ustosunkować, więc tylko
odpowiedziałem: tak, to oni.
W
pewnym sensie dobrze powiedziałeś. To znaczy, z tym kryształowym
pałacem, to nie wiem.
Ale
sam powiedz mi jak to jest ze słynną gwiazdą Kolob, w okolicy
której ponoć - według Kościoła mormońskiego - znajduje się
tron Boży? To ciekawa doktryna. Dla niektórych astrofizyków,
którzy byli członkami Kościoła stała się nawet pasją. Podobno
jeden naukowiec, mormon, postulował tezę, że Kolob to Gwiazda
Polarna.
O!
(śmiech) Ale wiesz co, Gwiazda Polarna jest jednym z symboli
wykorzystywanych w Kościele! Na jednej ze świątyń jest wyryta
konstelacja Małego Wozu. I widoczna jest tam Gwiazda Polarna. Jest
ona dla nas symbolem niezmieniających się wartości. Ale absolutnie
nie wierzymy, że Gwiazda Polarna to Kolob. Kolob może się
znajdować w innej galaktyce, a my gwiazd innej galaktyki nie
widzimy. Ani Józef Smith, ani nikt potem nie otrzymał objawienia,
że Kolob znajduje się w Drodze Mlecznej. Z resztą w ogóle na
temat Koloba nie wiemy wiele. Ta nazwa, Kolob, pochodzi z Księgi
Abrahama (jeden z tekstów zawartych w Perle Wielkiej Wartości,
jednym ze świętych pism Kościoła LDS - przyp.). Jest tam opisana
lekcja astronomii, którą Abraham dał faraonowi i tam wspomniany
jest Kolob. Ta nazwa jest często wykorzystywana. Jest nawet park
narodowy w Utah o tej nazwie. Może dlatego, że gdy tam się jest ma
się wrażenie, że jest się na innej plancie - wszystko czerwone,
kształty ciekawe... O, i mamy też hymn, w którym o Kolobie się
wspomina. W ogóle, w hymnach Kościoła zawartych jest wiele
interesujących doktryn - w jednej pieśni wspomina się fakt, że
mamy Matkę w Niebie. W każdym razie, śpiewamy o Kolobe, marzymy o
tym, jak by to było gdybyśmy znaleźli się tam, gdzie mieszka nasz
Ojciec w Niebie. Tak, wierzymy, że nasz Ojciec w Niebie mieszka w
konkretnym miejscu. Patrz, nasza planeta - i opisał to autor
Apokalipsy - kiedyś stanie się Królestwem Celestialnym, czyli tym
najwyższym królestwem. Ziemia przyszłości porównana jest tam do
kryształu. Więc symbol kryształu funkcjonuje jako symbol czegoś
czystego, nieskażonego. Kiedyś cała Ziemia stanie się takim
"kryształem". Wówczas ludzie wyniesieni do Królestwa
Celestialnego będą mieszkali tu na Ziemi. A ludzie żyjący na tej
planecie w tym Królestwie będą z czasem tworzyć swoje światy i
może w odległej przyszłości jakieś istoty na jakiejś planecie
będą śpiewać swoje hymny o swoim Ojcu w Niebie i Matce w Niebie,
którzy żyją na Ziemi.
Przy
czym ja jednak rozumiem tak naukę mormońską o sprawach
ostatecznych, że do końca nie wiadomo na czym będzie polegać
piękno i rozkosz przyszłego życia.
Trochę
wiadomo. Na przykład na tym, że będziemy powiększać nasze
rodziny. Szczęście naszego Ojca w Niebie płynie stąd, że Jego
dzieci mogą się rozwijać. I to nie tylko ci, którzy są mormonami
czy w ogóle chrześcijanami. Stąd płynie Jego radość. Jego
radość płynie z rodziny. Dlatego rodzina jest taka ważna.
Czym
jest dla Ciebie Kościół LDS - osobiście?
Wiesz,
różni członkowie Kościoła układają te puzzle zaczynając w
innym narożniku - każdy zwraca uwagę na coś innego. Mnie w
Kościele najbardziej pociągają doktryny - dlatego, że doktryny
pomagają mi rozumieć świat, w którym żyję i pomagają mi
podejmować decyzje. I nie mówię, że ważne jest dla każdego to
samo w Kościele. Mnie pociągają rzeczy, które być może innych
nie interesują. Dla mnie na przykład ważna jest idea wolności. I
ona nie ogranicza się tylko do wolności od grzechu. Oczywiście ona
jest bardzo ważna - wolność od grzechu, czyli postępowanie w
harmonii z naukami boskimi. Ale ponadto uważam, że ta walka o
wolność, którą zapoczątkował nasz Starszy Brat, Jezus, powinna
być przez nas kontynuowana. Powinniśmy nieść wolność wszystkim
ludziom. Jako członkowie Kościoła mamy obowiązek kontynuować tę
pracę i walczyć o wolność na ziemi. Gdy czytam Księgę Mormona
czy Biblię lubię zwracać uwagę na takie "wolnościowe"
fragmenty. Popatrz, Jezus nauczał Ewangelii, ale nigdy nie
nakazywał, by ludzie postępowali według Jego woli. Warto
wspomnieć, że Józef Smith powiedział: jeśli miałbym umrzeć za
prawa mormonów, to też za prawa katolików i protestantów.
Doktryny pomagają mi też w rozeznaniu na czym powinienem się
skupiać. Wiem, że moja rodzina jest ważna. Czasami o tym
zapominam, bo jestem takim troszeczkę typem samotnika. Ja sobie
codziennie jeżdżę na motocyklu do lasu - ja w ogóle chciałbym
kiedyś zostać pisarzem - i czasami sobie piszę opowiadania,
czasami swój blog prowadzę. No i jadę do lasu, wyciągam komputer
i sobie piszę. Także wydaje mi się, że gdyby nie Kościół,
nigdy nie założyłbym rodziny. To przez Kościół zacząłem
rozważać założenie rodziny. Gdyby nie doktryny nie rozumiałbym,
jakie to jest ważne. Kościół nadaje nam jakiś kierunek, ale robi
to w sposób bardzo delikatny, nauczając nas doktryn i wspierając
nas we wszystkim co robimy. Kościół na przykład co do zasady
uczy, że każdy młody mężczyzna powinien wyjechać na misję.
Natomiast jeśli młody mężczyzna nie decyduje się jechać na
misję i mówi o tym swojemu przywódcy kapłańskiemu, ten pyta
zawsze: czy pytałeś się Boga? I jeśli ten młody człowiek powie,
że taka właśnie jest jego decyzja, przywódca zawsze zatroszczy
się o to, by ten człowiek mógł mieć jakieś zajęcie w gminie
Kościoła. Misja to nie jedyne miejsce, gdzie możesz służyć
ludziom. To piękne w jaki sposób Kościół podchodzi do osobistych
spraw. Otwarci jesteśmy też na to, że ktoś miał objawienie od
Boga dotyczące podjęcia jakiejś szlachetnej działalności innej
od tej, którą przewidzieli dla niego przywódcy.
A
mam do Ciebie takie jeszcze jedno pytanie: Polak-Mormon to nie
oksymoron?
Absolutnie
nie, wręcz przeciwnie! Polacy jako naród mają taką jedną cechę,
jaką jest pociąg do wiary i większego światła. Ponad tysiąc lat
temu Polacy przejęli pewien poziom chrześcijaństwa - katolicyzm. I
katolicyzm bardzo pobłogosławił nasz naród. Ludzie dowiedzieli
się o Jezusie, poznali Biblię - oczywiście nie od razu, bo ona
była w innym języku. Nie mniej jednak Polacy poznali miłość Boga
i wartość przebaczenia. Natomiast teraz Bóg daje nam jeszcze
więcej światła.
Czy
Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich jest
właśnie tym światłem?
Tak.
Mamy dostęp do woli Boga, który objawia tę wolę przez żyjących
proroków. Oczywiście nie mówię, że nie możemy się czegoś
wartościowego nauczyć od innych religii. Budda głosił wiele
wspaniałych nauk. Ja jako prawdziwy Polak przyjąłem to światło,
które otrzymałem od swoich rodziców i przodków i ruszyłem w
świat z nastawieniem, że chcę otrzymać więcej! I otrzymałem
więcej. I jestem mormonem. I jako prawdziwy Polak jestem mormonem -
można tak powiedzieć. Oczywiście mówię to trochę uszczypliwie
(śmiech).
Czego
sobie życzysz?
Wiesz
co, od życia sobie życzę tego, by być w stanie pozytywnie wpłynąć
na moją rodzinę. Ufam, że moje wady nie będą stanowiły dla nich
przeszkody. Mam nadzieję, że moje dzieci będą dokonywały
właściwych wyborów. Staramy się z żoną tak postępować, by
dawać im dobry przykład - by nie zmuszać ich za bardzo do niczego.
Mam nadzieję, że moje dzieci będą kontynuowały budowę Kościoła
gdziekolwiek się znajdą. Marzę też o tym, by członkowie Kościoła
i ludzie spoza Kościoła zrozumieli jak bardzo ważną zasadą jest
wolność. Wolność jest też ważną zasadą w ustawodawstwie stanu
Utah. Katolikom bardzo dobrze żyje się w tym stanie, mormonom,
protestantom... Chciałbym, by Polska była też takim krajem, gdzie
respektowano by wolność i gdzie rozumiano by, że władzę nad
ludźmi powinni sprawować oni sami. Ja jestem władzą dla siebie,
moja żona jest władzą dla siebie, nasze dzieci coraz więcej
władzy otrzymują dorastając. I tak powinno być. Natomiast państwo
powinno dbać o to, by ludzie się nie krzywdzili nawzajem. Z mojej
religii czerpię inspirację do tego, by wspierać ruchy - jak ja to
mówię - wolnościowe. W środowisku wolności ludzie mają
najwięcej możliwości, by wzrastać duchowo. Wszystkie nauki
Chrystusa są bardzo ważne, ale one powinny być przekazywane
ludziom jako oferta - weź to, przyjmij albo odrzuć. Nie powinno być
ustaw, które zmuszają wszystkich do tego, by na przykład....
...
byli szczęśliwi!
O!
Na przykład. To byłaby taka oferta Szatana, o której już
wspomniałem. Dzięki Kościołowi natomiast ja pamiętam, że moim
pierwszym obowiązkiem jest moja rodzina. Jeśli ja polegnę w
temacie rodziny, to sądzę, że moja pozycja podczas Sądu
Ostatecznego będzie bardzo opłakana. Na szczęście jestem
człowiekiem wolnym. Dlatego to od moich osobistych decyzji zależeć
będzie czy Sąd Ostateczny będzie dla mnie doświadczeniem
pozytywnym czy negatywnym. To samo odnosi się oczywiście każdego
człowieka jaki kiedykolwiek żył i będzie żył na tej ziemi.
Wywiad
pochodzi z nieopublikowanej jeszcze książki „W cieniu świątyni”
(JPS)