Przejdź do głównej zawartości

Moje Poglądy


Zapytaj ciemność, a nie jasność – nie pytaj światła, lecz pytaj ogień
św. Bonawentura

W tej zakładce nie prezentuję oficjalnego stanowiska
Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich.
Pragnę jedynie (w sześciu punktach) podzielić się moją własną filozofią
jako szeregowy członek Kościoła.

Niniejsze punkty to:
I. MOJE CREDO
II. PODSUMOWANIE POGLĄDÓW
III. MAŁY TRAKTAT O TROSCE
IV. TRADYCJA I EMANCYPACJA – A ŻYCIE SŁUSZNE
V. SŁOWO O TEOLOGII
VI. FUNKCJA ZASŁONY


I. MOJE CREDO

Doktryna to nie dobro zamknięte. To zdanie oznacza, że mamy pełne prawo reflektować i interpretować Doktrynę swobodnie – byle w dobrym, pobożnym celu i w duchu modlitwy. Tak podjęta interpretacja i refleksja skłania członkinie i członków Kościoła do poszukiwań własnego Credo – takiego, które byłoby indywidualnym wektorem postępowania, własnym probierzem pobożności i przyczyniało się do tego, aby każdy z nas stawał się w duchu Ewangelii coraz lepszą wersją samego siebie. Inspirowany tą myślą, pragnę przedstawić moje dwunastopunktowe Wyznanie Wiary – własne, a jednak będące odzwierciedleniem mojej interpretacji Doktryny Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich.

  1. Wierzę Ojcu Niebieskiemu – że zna On mnie najlepiej i wie, co jest dla mnie dobre
  2. Wierzę, że Syn Ojca Niebieskiego wystarczająco zadośćuczynił za wszystkie wykroczenia duchów; że zstąpił poniżej wszystkiego, by wszystko uczynić nowym i że nikt nie może upaść niżej niż jaśnieje światło Syna Bożego
  3. Wierzę, że obdarzeni troską przez Zbawiciela otrzymujemy niebiańską radość i pokój, by dzielić się nimi troszcząc się o wszystkich synów i wszystkie córki Boga
  4. Wierzę, że Wspólnota wyznawców Chrystusa jest przestrzenią zbawiania się dla każdej istoty ludzkiej i nie ma takiej duszy, która mogłaby być z niej z założenia wykluczona
  5. Wierzę Duchowi Świętemu, że – jeśli przestrzegam zaleceń odwiecznej Ewangelii Chrystusowej – działać On będzie we mnie i wśród moich bliskich i że nigdy nie sprowadzi nas na złą drogę
  6. Wierzę, że każde sumienie jest sanktuarium Głosu Bożego i jeśli zadbane, może rezonować tym Głosem donośnie
  7. Wierzę w działanie Ducha Świętego wśród wszystkich dzieci kochanych przez Ojca Niebieskiego i że mądrość udziela się każdemu narodowi, językowi i istocie ludzkiej (która jest dziełem ofiarnych Rąk Pańskich), bez względu na tej istoty kondycję, położenie, wiedzę lub kalectwo – toteż wszędzie można znaleźć odbłyski światła Bożego, które na koniec prowadzą do pokoju i piękna
  8. Nie wierzę w sarkazm, złośliwość, szyderstwo i cynizm (narzędzia demonów) – te bowiem oddalają od Bóstwa – albo na chwilę, albo na wieczność całą
  9. Wierzę, że do boskiego kapłaństwa – na swój sposób – ma dostęp każdy człowiek
  10. Wierzę w wolność – a zatem, że nikomu nie da się nic ostatecznie nakazać ani zakazać i że każdy ma prawo być odpowiedzialnym
  11. Wierzę, że najwyższą cnotą i wartością jest Troska
  12. Wierzę w Piękno i Człowieczeństwo – które przede wszystkim są przymiotami Boga, albowiem tylko Bóg jest naprawdę Pięknem i tylko Bóg jest naprawdę Ludzki

I zostawiam to moje wyznanie wiary
w Święte Imię Jezusa Chrystusa
Amen


II. PODSUMOWANIE POGLĄDÓW


  1. Każdy człowiek jest cudzoziemcem z innego wszechświata.

  2. Ziemia nie będzie nigdy człowiekowi nic winna.

  3. Pierwszym głosem człowieka na Ziemi zawsze będzie łkanie.

  4. Wszelka religia i każdy pogląd są przede wszystkim po to, by człowieka ukoić.

  5. Kultura i cywilizacja są złem, gdy człowiek ma dla nich żyć lub dla nich umierać.

Godne uznania są tylko te, które człowiekowi służą.

  1. Sojusz tronu i ołtarza kładzie kres religii – z religii czyni klatkę, a z ludzi robi swołocz.

  2. Prawda jest służebna wobec faktów – nie decyduje o nich nigdy.

  3. Powagę rozważań ratuje unikanie pojęć zbyt ogólnych.

  4. Religia i teologia są niezawisłe od faktów – jedynie funkcjonują w ich kontekście.

  5. Religia ma kształtować człowieka – tego jednego, który ją wyznaje. Daje scenariusz jego osoby na scenie życia. Scenariusz ten jest sugestią, którą człowiek chce przyjąć jako swoją i rozwijać twórczo. Kiedy religia daje nie sugestie jednostce, lecz receptę na funkcjonowanie społeczeństwa, przepoczwarza się w system o charakterze światowym – zatraca się jako religia i staje się regułą dla stada (na powrót czyni człowieka zwierzęciem, którego rozwój na koniec przyniesie tylko krzywdę – i nic więcej).

  6. Najpoważniejszą wartością w życiu jednostki jest odpowiedzialność.

  7. Człowiek wszystko czyni z celem – nawet jeśli o tym nie wie.

Nadając rzeczom przeznaczenie i człowiek i zwierzę znajdują ukojenie.

  1. W kontekście poznania pewna jest tylko ciekawość – komunikacja jest wyłącznie postulatem.



III. MAŁY TRAKTAT O TROSCE

Za DOBRE (CZYLI ZDROWE lub OPTYMALNE) WARTOŚCI, pozwalające przetrwać człowiekowi stan osamotnienia (będącego pierwotnym i naturalnym duchowym, stanem człowieka aż do jego śmierci), uznaję takie wartości, które są osadzone w Rzeczywistości, społecznie konstruktywne, natychmiastowe i kotrolowalne. Proponowane przez literaturę to: uczciwość, czułość, nowatorskość, bronienie siebie i innych, szacunek do siebie, ciekawość, miłość (w sensie łacińskiego caritas / angielskiego charity) oraz pokora i twórczość.
Stąd wywodzę swoje wartości duchowe:
  1. uczciwość
  2. kreatywność (piękno)
  3. konstruktywność
  4. TROSKĘ
  5. umiarkowanie
  6. odpowiedzialność
Najważniejszą dla mnie jest TROSKA.
Towarzyszy im pięć wartości kontra-intuicyjnych (podpowiedzianych przez lektury), czyli: branie odpowiedzialności, niepewność, docenianie porażki, odmawianie (sobie i innym), kontemplacja własnej śmiertelności.

1) Z kluczowych w życiu wartości wyłączam zdrowie. Jest to wartość materialna i niestała. Nadrzędną wobec niej jest TROSKA: leczę się, gdy choruję i dbam o swoją kondycję, gdy jestem w pełni sił. Jeżeli jakieś zdrowie jest ważne to jest to szeroko-pojęte zdrowie duchowe, które pozwala na realizację wszystkich wartości. Zdrowie jako przyziemna, materialna wartość, pozwala odczuć, że dana wartość jest subiektywnie słuszna i warta zaangażowania. Taką wartością pozostaje TROSKA. Zdrowie podlega osobnym wywodom.

2) TROSKA jest też nadrzędna w stosunku do wolności, gdyż ta ostatnia jest okresowa i zmienna. A zatem troszczę się o wolność, gdy jest mi odbierana lub czuję dyskomfort w związku z jej ograniczaniem oraz troszczę się o nią, gdy ją mam.

3) Najważniejsza jest wolność duchowa – gdyż pozwala na realizację wartości w życiu codziennym. O nią, znów, warto się zatroszczyć.

4) Widzimy zatem, że zdrowie i wolność (wraz z poczuciem, że życie jest dobre i szczęśliwe) są sekundantami i wytworami wcielania w życie troski. TROSKA Jest osadzona w Rzeczywistości, społecznie konstruktywna, natychmiastowa i kotrolowalna. TROSKA tworzy przestrzeń dla pozostałych wartości i do nich nakłania: do uczciwości, piękna, konstruktywności, umiarkowania i odpowiedzialności – choć wynikłe z TROSKI są one też troski motorami i filtrami. TROSKA jest właściwą definicją miłości, a nie tej ostatniej składnikiem. Sama MIŁOŚĆ w chwili, do której doszliśmy, jest pojęciem zdewaluowanym, zbyt szerokim i prawie zupełnie nieuchwytnym (a zatem nie jest natychmiastowa i kontrolowalna). TROSKA przeciwstawia się wartościom niezdrowym i destruktywnym – takim jak: dominacja, ciągłe czucie się dobrze, egocentryzm, bycie lubianym przez wszystkich, bogactwo dla bogactwa, poświęcanie życia innych ludzi i zwierząt pogańskim bożkom. TROSKA wyznacza zdrowy i konstruktywny ruch do siebie i świata zewnętrznego.

5) TROSKA daje się zdefiniować negatywnymi i pozytywnymi przymiotami miłości w starochrześcijańskim hymnie apostoła Pawła, a zatem:
TROSKA jest cierpliwa i łaskawa, nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, TROSKA współweseli się z prawdą, TROSKA wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. TROSKA nigdy nie ustaje.
Z ostatniej cechy troski wynika, że najprawdopodobniej troskliwy jest przede wszystkim Bóg.
TROSKA sprawia, że Bóg jest roztropny, przewidujący, dbający i całkowicie tolerancyjny. Toteż dopuszcza wszystko, a z wykroczeń, kataklizmów i tragedii wyprowadza i tak potem dobro.

6) Odrzucam tezę Tomasza z Akwinu, jakoby troska zawierała się w roztropności – gdyż w moim odczuciu jest dokładnie odwrotnie.

7) TROSKA wyznacza zgodny z Ewangelią wektor działania apostolskiego i kapłańskiego w Dniach Ostatnich. Była ona probierzem działalności kapłanów, apostołów i proroków w prehistorii i starożytności. Problemem Kościołów dziś trwających w Apostazji, jak i szeregu wspólnot schizmatyckich w ramach ruchu świętych w dniach ostatnich, jest fakt, że działając wspólnoty te inwestują w miłość, która absolutnie NIC nie oznacza, a wręcz w obecnych czasach dopuszcza to co niezdrowe i destruktywne.

8) W swoim osadzeniu w Rzeczywistości TROSKA nadaje szlachetny wymiar działaniom ludzkim i pozwala ludziom docenić działanie zwierząt (nawet, gdy to ostatnie zdumiewa lub przeraża).

9) W triadzie, w której ze względu na powyższe rozważania, czuję się zmuszony umieścić TROSKĘ, wiara-nadzieja-troska, ta ostatnia okazuje się najważniejsza. Jako podstawa zdrowego i konstruktywnego ruchu do siebie i świata zewnętrznego, TROSKA motywuje do posiadania nadziei i poszukiwania wiary w coś – cokolwiek. TROSKA też motywuje do szukania obiektów wiary i nadziei, które zatroskany umysł mógłby uznać jako prawdziwe i konkretne (a zatem osadzone w Rzeczywistości, społecznie konstruktywne, natychmiastowe i kontrolowalne).

10) TROSKA walczy z przesądnością i się jej wystrzega.

11) TROSKA jako podstawa ruchu do świata zewnętrznego motywuje do wsparcia innych w poszukiwaniu obiektów wiary i nadziei oraz – jako wszystko znosząca i wszystkiemu wierząca, zawierająca w sobie roztropność – raduje się, gdy inny odnalazł osadzone w rzeczywistości i konstruktywne społecznie obiekty swojej wiary i pokładanej nadziei.

12) TROSKA o ludzi i samego siebie motywowała działalność proroka Józefa Smitha. A jak widzimy z kart Księgi Mormona od samego początku w działalności Lehiego obecna była troska o rodzinę, siebie, złote i miedziane płyty; prorocy amerykańscy działali w miłości troskliwej. TROSKA motywuje nas dziś do pracy świątynnej. Jest to TROSKA o żyjących, tych co przyjdą i tych, co są już za Zasłoną.

13) Nie wykluczam z wartości miłości, ale nie przyswajam jej jako istotnej, jako że jest ona pojęciem dyskomfortowo szerokim i dziś zdewaluowanym. Daje się ona jednak obronić jako wartość nadrzędna tylko i wyłącznie, gdy jest definiowana przez TROSKĘ.

14) TROSKA o siebie i innych skłoniła mnie do Chrztu w Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich.



IV. TRADYCJA I EMANCYPACJA – A ŻYCIE SŁUSZNE

Pozwalam sobie inwestować nie w dobre i szczęśliwe życie, bo jawi mi się jako przelotna wartość (łatwo tracona), ale w życie optymalne (można rozumieć jako zdrowe, stabilne i treściwe dla jednostki). Potocznie mogę je nazwać „dobrym” lub „szczęśliwym” - ale tylko potocznie. Troskliwie poszukując filarów takiego życia dochodzę do wniosku, że są nimi zdrowa TRADYCJA (czyli to, co historycznie przejmujemy) i zdrowa EMANCYPACJA (czyli to, czym stanowimy o sobie). Jedna ukierunkowuje nas na potrzebną nam przeszłość, druga – na równie potrzebną nam przyszłość. Obie orientują nas w czasoprzestrzeni i gwarantują nam doświadczania życia w pełni, pokazują o co warto zabiegać i co gwarantuje nam poczucie życia spełnionego i szczęśliwego (a w aspekcie eschatologicznym – zmartwychwstanie w najwyższym stopniu chwały).

TRADYCJA

Tradycja w naszym systemie życia na Ziemi jest nieodzownym komponentem. Gwarantuje ona osadzenie, ugruntowanie i pozwala jednostce smakować życia słusznego przynoszącego poczucie spełnienia i szczęście. Figuratywnie można tę sytuację opisać jak sytuację drzewa, które im głębiej ma korzenie, tym lepiej jest odżywiane i tym szersza staje się jego korona, a jego gałęzie z czasem mogą ogarnąć cały otaczający je kosmos.

Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich w swej inkluzywności akceptuje wszelkie tradycje, które nie przeszkadzają członkom w realizowaniu wartości Kościoła. Kościół liczy się z tym, jak ważne są liczne święta i zwyczaje. Osadzają nas one i wpasowują nasze miejsce w przestrzeń kosmosu. Przynoszą pokój i generują piękne horyzonty trosce (dbamy o urodziny, rocznice i imieniny bliskich, szykujemy się do świąt Bożego Narodzenia lub imprez państwowych).

Bóg, jako istota troskliwa i zainteresowana powodzeniem istoty ludzkiej, oczekuje od swych dzieci troski o różne tradycje. Brak tej troski przynosi fatalne skutki jednostce, która podlega w wypadku kompletnego zerwania z tradycjami – osamotnieniu. Dalszym efektem tego osamotnienia są wielorakie zaburzenia psychiczne: dezorientacja, szybkie zmienianie tożsamości, wahania nastrojów – w reszcie: kompletne egzystencjalne rozkojarzenie prowadzące nawet do myśli i aktów suicydalnych.

EMANCYPACJA

Przychodzi jednak taki czas, gdy jak Abram jesteśmy wezwani do porzucenia naszego Ur Chaldejskiego – bez względu na to, gdzie była nasza Chaldeja i do dojrzałego zawarcia przymierza. W Księdze Rodzaju (rozdz. 12, w. 1-3) czytamy: Pan rzekł do Abrama: «Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi». Te słowa Jedyny Najwyższy skierował do Abrahama i kieruje do każdego jego duchowego potomka.

Z moich obserwacji, popartych lekturami, wynika, że zakres zdolności do emancypowania się jest drugim probierzem życia słusznego – dającego poczucie spełnienia i szczęśliwego. Naród i społeczeństwo nie mają bowiem szansy na przetrwanie, samorealizację i szczęście, jeśli nie wyemancypują się z ogółu ludzkości (kreśląc własne zasady, granice i zwyczaje); plemiona i rodziny także nie mają szansy na przetrwanie, jeśli nie wyemancypują się z danego narodu lub danego społeczeństwa (kreśląc własne zasady, granice i zwyczaje). Dalej: jednostka ludzka nie ma szansy na przetrwanie i życie szczęśliwe i zdrowe (a zatem słuszne), jeśli nie wyemancypuje się z rodziny pochodzenia lub plemienia (kreśląc własne – jednostkowe – zasady, granice i zwyczaje).

Bóg, jako istota troskliwa i zainteresowana powodzeniem istoty ludzkiej, oczekuje od swych dzieci emancypacji (co figuratywnie przedstawia historia Abrahama i co podkreśla Kościół zachęcając swych członków do samowystarczalności). Brak emancypacji przynosi fatalne skutki jednostce, która w wypadku braku emancypacji podlega– stłamszeniu. Jego efektem są wielorakie zaburzenia psychiczne: rozgoryczenie, zgorzknienie, poczucie niezrozumienia, żałość, smutek, paranoje, wrażenie braku perspektyw – w reszcie: kompletne zdziczenie obyczajów jednostki.

Synergia Tradycji i Emancypacji

Ważność tak tradycji jak i emancypacji dla życia „dobrego” i „szczęśliwego” zakłada zatem synergię między nimi. Ich koegzystencja jest nieodzowna. Tradycja jest ważna, ale jak o tej ostatniej zauważył rewolucjonista francuski, Rabaut Saint-Étienne, nie jest ona „naszym kodem”. Innymi słowy – komentuje tę opinię Luc Ferry – wolność pozwala nam wyrwać się z tradycji, krytykować ją, żeby wejść w nową historię, historię innowacji i postępu, historię niesioną przez nieustanny reformizm. Ten – jakże trafny – komentarz Luca Ferry'ego zakłada istnienie w emancypacji reformizmu. Ale jeżeli przyjrzymy się genezie tego słowa, to REFORMIZM polega na POWRACANIU do jakichś form. Tradycja i emancypacja są zatem jakby sprzeczne, lecz nierozłącznie sprzężone.

Ale jak je pogodzić? Zdrowa tradycja to taka, która nie przeszkadza w emancypacji, ale daje jej podatny grunt. Zdrowa emancypacja to taka, która uwzględnia tradycję. I obróciłem się, by widzieć, co za głos do mnie mówił; a obróciwszy się, ujrzałem siedem złotych świeczników, i pośród świeczników kogoś podobnego do Syna Człowieczego, obleczonego w szatę do stóp i przepasanego na piersiach złotym pasem – to potężny fragment Apokalipsy (rozdz. 1). Chrystus, którego widzi Jan Objawiciel jest znakiem wyemancypowania z judaizmu – wyjściem ku nowym horyzontom życia. Z drugiej strony, Jan widzi Chrystusa OBRÓCIWSZY SIĘ. Jezus z Nazaretu wpisuje Siebie w Stare Przymierze, którego symbolem jest siedmioramienna menora, a którą z kolei w towarzystwie Jezusa widzi Objawiciel popatrzywszy wstecz.

Zdrowa emancypacja jest świadomym wyjściem z czegoś starego i patrzeniem przed siebie na bezlik możliwości oraz patrzeniem za siebie – na to, skąd się wyszło. Abraham, mimo wezwania ku nowej ziemi, nigdy nie przestał być dzieckiem Ur Chaldejskiego, Abraham nigdy nie przestał być synem Teracha. Podobnie żaden i żadna z nas nigdy nie przestaniemy być dziećmi danej kultury i zwyczajów. Zdrowa emancypacja zakłada oglądanie się za siebie i czerpanie mądrości z doświadczenia pokoleń i ogółu, z którego się pochodzi. Zdrowa tradycja (ze swej strony) nie stoi na drodze emancypacji – a wręcz przeciwnie (że pozwolę sobie na powtórzenie): daje jej podatny grunt.
Przypisy i rozwinięcie rozważań do tego punktu znajdują się we wpisie:
http://mormonolog.blogspot.com/2020/01/szczesliwe-zycie-czyli-o-tradycji-i.html
 
V. SŁOWO O TEOLOGII

Mikołaj Bierdiajew (do którego poglądów tutaj się odniosę) ogłasza, że filozofia zawsze stawiała i rozwiązywała te same problemy, które stawia i rozwiązuje teologia. I owszem, bo obie dziedziny, filozofia i teologia, próbują odpowiedzieć na pytania człowieka. Z tą jednakże różnicą, że – według Bierdiajewa – teologia realizuje zamówienie publiczne. Odpowiada na pytania mas – i chyba słusznie wnioskuję po lekturze „Rozważań o egzystencji” (polskie wyd. Kęty 2004), że są to często pytania mas prostych ludzi. Teologia jest tworem intelektualnym powstałym na życzenie tłumu. Filozofia jest zawsze osobista, personalna i intymna. Obie nauki – jeśli w ogóle naukami je nazwać – są owocami aktów poznawczych człowieka, ale w teologii podmiotem rozważań jest „ja-w-tłumie. W filozofii tylko „ja. Filozof sam zgłębia świat sensów, odsuwa się niejako od świata, by zrozumieć. Teolog swoimi rozważaniami zadość czyni potrzebom wiernych, którzy zdają pytania o treść religii. Ta pozycja teologa czyni z teologii twór nie boski, lecz wyłącznie ludzki i tutaj trzeba podkreślić: masowy. Autor głośno grzmi o teologii, że jest ona społecznie zorganizowaną, kolektywną reakcją poznawczą na objawienie. Jej kolektywny charakter nadaje teologii patosu, który pewnie wynika z kolektywnej inspiracji i faktu, iż swymi wnioskami teolog dzieli się z powrotem z tłumem, nie przedstawiając następnych pytań, ale rozwiązania dla ogółu – tak to rozumiem. Następuje więc zderzenie filozofii i teologii, czyli myśli indywidualistycznej i myśli kolektywnej.
Ale czy takie uproszczenie jest sprawiedliwe, mimo iż poprzedza je pokaźny wywód zwieńczony tym ostatnim zdaniem?! Nie sądzę. Nie wydaje mi się, by teologia była wciąż teologią, gdy tylko realizuje zamówienia. Prawdziwa teologia, nawet jeśli za punkt odniesienia ma pytania i wątpliwości religijnego kolektywu, to – gdy jest sprawiedliwie uprawiana – swoje wnioski wywodzi kierując się troską o rzesze zagubionych dusz, które pytają, bo błądzą. Tutaj w istocie różni się filozofia od teologii, bo o ile filozofia nie znosi tłumu, o tyle prawdziwa teologia troszczy się o tłum, a podmiot uprawiający teologię, pragnie w nim pozostać. Teolog jest bodhistawą, który nie trzyma dla siebie oświecenia, ale ze względu na innych poddaje się samsarze. Pozostaje w tłumie, nie dlatego, że w odróżnieniu od filozofa jest za słaby, by się wyrwać i odejść na miejsce pustynne i tam sięgać do świata sensów, lecz dlatego, że troszczy się. I działając w miłości ubiera to, co poznane, w słowa posługując się licznym arsenałem koncepcji rodem z innych nauk – filozofii lub psychologii. Sięga po liczne zdobycze intelektualne, by ukoić swego odbiorcę, słuchacza i samego siebie – tak, ja to widzę. I fakt, że teolog czasem dla siebie poszukuje rozwiązań, bo dotychczasowe regulacje teologiczne (zwane doktryną), padłe z ust wybitniejszych niż on sam autorytetów w dziedzinie religii nie wystarczają, sprawia, że teolog sam też jak miłosierny bodhisatwa, musi się odsunąć na miejsce pustynne. Według autora „Rozważań” każdy filozof ma w sobie coś z losu Spinozy, Kartezjusza lub Sokratesa – przeżywa wykluczenie ze względu na swą krytyczną postawę do wulgarnego świata empirii, fizyczności. Podobnie teolog nie przez kierowanie się zmysłem filozofii, ale ze względu na ostateczny obiekt rozważań, którym jest Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, oddala się – fizycznie lub tylko myślami raz na jakiś czas (a czasem na stałe) daleko. Każdy teolog ma swoją pustynię na jakimś odludziu kultury i myśli. Ale teologa od filozofa różni to, że filozof z własnej potrzeby oddala się od tłumu, natomiast teolog dlatego, bo pragnie tłum kochać i czasem dlatego odchodzi na miejsce odosobnione – na swoją pustynię, w swój ogród oliwny, w swoją celę... na swoją daleką „Islandię”, by dokonać rekolekcji.
Ponoć widać kontrast między filozofem a teologiem w tym, iż w związku ze swym stanowiskiem wobec tłumu i wulgarności świata fizycznego filozof nie gardzi życiem najpodlejszym. Filozofia zawsze była wyrywaniem się z bezsensownego, empirycznego, determinującego i tłamszącego nas ze wszystkich stron świata ku światu sensu, ku innemu światu. Filozof – według słów autora „Rozważań” – odczuwa pociąg do innego świata, do transcendowania poza granice świata, nie zadowala się tylko tym światem. Bierdiajew pomija to, że prawdziwy teolog jest w swej postawie dokładnie taki sam, jak jego filozof, ale teolog chce w tym świecie pozostać i w odróżnieniu od filozofa nie będzie nigdy lubił nie umytej lodówki, nie wyłączonego światła w pokoju, nie uiszczonej na czas opłaty i spłaty raty kredytu. Teolog nie lubi nieuprasowanych koszul.
Jak jednak teologia posiłkuje się filozofią, tak filozofia za punkt odniesienia miała zawsze świat religii, z którego inspiracji czerpała. Jednak myśl religijna na powrót przyswoiła sobie narzędzia filozofii i dalej doszło do tego, że Laberthonniere – pisze Bierdiajew – zauważył, iż w średniowiecznej scholastyce nie filozofia była służebnicą teologii, a teologia była służebnicą filozofii. Bierdiajew dodaje, iż oczywiście była to filozofia określonego typu. Tak Tomasz z Akwinu całkowicie oparł swą teologię na filozofii Arystotelesa. Średniowieczna scholastyka – pisze autor „Rozważań” – chciała być grecką ze swego stylu myślenia, arystotelesowską lub platońską. Czy jednak między Bogiem filozofów, a Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba zaistniał konflikt? Być może. Czy wyrwanie się przez filozofów do Boga wynikało ze wstrętu do religii? Jeśli tak, to czy zrażenie się do religii miało sens? A czy przypadkiem serce nie wyrywa się też nie tylko spod utartych schematów myślowych wynikłych z religijności – i dalej nawet, poza myśl teologiczną ukonstytuowaną (doktrynę) i utartą myśl filozoficzną? Dzięki religii chrześcijańskiej ukierunkowana na przedmiot filozofia grecka wyrwała się z naturalnego świata przedmiotów, a sam podmiot filozofii mógł stać się teologiem w takim sensie, o jakim ja tutaj piszę: nie realizującym zamówień tłumu, a jednak wychodzącym od jego rozterek, wątpliwości i pytań. W rozważaniach o Bogu teolog przecież w pewnym momencie zawsze wyrywa się poza filozofię i teologię szukając Boga na odludziu myśli, gdzie jest to, co pragnie się przyjąć, ale czego nie należy wulgarnie traktować wciąż to „opisując” – takiego ja jestem zdania.
Tu nasuwa się wniosek, że kalectwo psychiczne i intelektualne, choć gorzkie, ułatwia zbliżenie do tego, co niewypowiadalne.
Różnica między filozofem Bierdiajewa a „moim” teologiem jest też taka, że doświadczenie własnej „Islandii” teologa, pustyni teologa oraz pełnej troski o tłum wiary teologa oddala teologa i od doktryny, i od wywodów filozoficznych i z czasem plasuje teologa poza porządkiem rozważań teologicznych i filozoficznych... A może właśnie czyni z niego filozofa bierdiajowskiego typu? Lecz ten teolog nie staje się filozofem, lecz pozostaje teologiem, bo ku Bogu (a nie ku sensom) mierzy jego myślenie – i tu powstaje, moim zdaniem, nieuchronny konflikt będący częściową odwrotnością konfliktu zaproponowanego przez Bierdiajewa. Konflikt: teologia versus religijna doktryna i filozofia (schematyczna, sylogistyczna, naturalna, i każda inna, pełna wywodów). A konflikt ten wywodzi się z serca człowieka poszukującego Boga. Z serca, które poznaje i czasem musi urwać wywód, zamilknąć. Jak zwraca uwagę Bierdiajew, podstawą rozważań egzystencjalnych staje się doświadczenie, a to doświadczenie jest emocjonalne. Stąd – nie bez słuszności – rosyjski uczony zauważa, iż to, co odkrywa się jako obiektywne jest niejednokrotnie emocjonalne. Sam intelektualizm pisze autor „Rozważań” – może być emocją. Sama obiektywność może być określeniem emocji. I z tym trudno się nie zgodzić. I z kolejną myślą się zgadzam, ale nie odnoszę jej do filozofów, lecz teologów: Podstawowy problem poznania jest problemem mojego poznania, osobistego ludzkiego poznania. Potrzebna jest nie tyle krytyka czystego rozumu, co krytyka konkretnego, ludzkiego, indywidualnego rozumu. I w tym momencie filozof porzucając utarte schematy rozumu uznanego za obiektywny, porzuciwszy schematy filozofii i zamówienia świata religii, przestaje być filozofem i doktrynerem, a potencjalnie staje się teologiem. I takich teologów, jak bierdiajowskich filozofów, zawsze było mało. A czasem nie było ich wcale. Ale owszem, jak pisze autor „Rozważań”, człowiek jest ograniczony przez swój temat, upodabnia do swojej niedoskonałości wszelki byt Boga. Stąd teolog, gdy opisuje to co poznał – tautologia – posłuży się opisem i powie „Bóg chce”, „Bóg jest jakiś”, „Bóg się gniewa”, „Bóg pragnie”. Te i inne podobne frazy zawsze będą wadą teologii oraz tekstów natchnionych i, co więcej, spotkają się z krytyką tego, kto po doświadczeniu religii i na rzecz tłumu, wstąpił na daleką drogę teologicznych wywodów.


VI. FUNKCJA ZASŁONY

Czym jest tak często poruszana w teologii i eschatologii kościelnej ZASŁONA? Zasłona to zasadniczo koncept religijny. Jesteśmy przekonani o tym, że od rzeczywistości Bożej dzieli nas właśnie coś, co nazywamy „Zasłoną”. Mimo, iż Bóg duchowo obecny jest blisko każdego z nas (por. Dzieje Apostolskie 17,27), nie widzimy Go ani nie słyszymy w sposób literalny. Zasłona dzieli nas też od PREEGZYSTENCJI – jest to pochodzące z łaciny słowo używane w Kościele dziś, a oznaczające stan duchów ludzkich sprzed życia na Ziemi. W tym stanie jako duchowe istoty żyliśmy razem z Ojcem w Niebie i całą nasza niebiańską rodziną. Wówczas byliśmy w stanie, który można by określić – po ludzku rzecz jasna – jako stan szczęścia i niewinności. W stanie tym jednakże rozwinęły się już zalążki naszych talentów i predyspozycje, które uwarunkowały charakter naszego ziemskiego cielesnego tabernakulum oraz stały się podstawą „wysłania” nas przez Ojca na Ziemię do różnorakich miejsc, czasów i dyspensacji.
Gdyby nie Zasłona, nasze umysły i dusze od urodzenia – prawdopodobnie – byłyby w pełni rozwinięte, świadome i ukierunkowane. Nie taki był boży zamysł. To życie dane jest ludziom wszystkich miejsc i czasów na cielesno-duchowy wzrost. To życie dano nam na wykonanie naszych prac w szerokim tego słowa znaczeniu (Księga Almy 34,32). Gdyby nie zasłona nie chcielibyśmy podejmować wyzwań, rozwijać się, poznawać świata, kształtować się, dojrzewać i co najważniejsze uczyć się sztuki wyboru między dobrym a złym.
Na szczęście Bóg nie zostawił nas samych. Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał (...) Bóg do ojców przez proroków – pisze w Pismach Świętych apostoł Paweł (List do Hebrajczyków 1,1). Naviim – dosłownie „majaczący” czyli hebrajscy prorocy, ale też mistycy licznych narodów – mieli dany wgląd poza Zasłonę. To jednak czego doświadczali było tak porażające dla nich jako ziemskich istot, że nie raz – mimo ogólnie pozytywnego przesłania o Bożej trosce, miłości i ponagleniu by wybierać dobro – prorocy przekazywali wizje i doświadczenia albo przytłaczające czytelnika ich pism (Ezechiel), albo chaotyczne (Ozeasz), albo przesycone symboliką (Lehi i Nefi), albo nawet wzajem się wykluczające. Gdyby nie Zasłona wszystkie doświadczenia dane prorokom różnych ludów, języków i dyspensacji nie wydawałyby się nam sprzeczne, wszystkie byłby jasne, a my nie potrzebowalibyśmy refleksji by za nimi nadążyć. Ale zastanówmy się powoli po co w ogóle i gdzie znajduje się Zasłona?


1) Zasłona cechą wszechświata


Zasłona jest nieodzowna dla rozwoju ludzkiej niezależności egzystencjalnej. To jest pewnie już jasne. Gdyby nie Zasłona nie byłoby tak wielu dróg zbliżania się do Boga oraz licznych religii. Ale zauważmy, że – jak pisze autor bloga „Teankum”, David Moraza Brito zasłona rozciąga się daleko poza to, ponieważ jest również właściwością Wszechświata. Autor bloga wyjaśnia:
Bez względu na to, jak daleko patrzymy przez potężne teleskopy, nie widzimy pochodzenia wszechświata. Ma on zasłonę, która ukrywa jego nagość. Jak każda osoba, tak wszechświat jest również przyodziany (zasłoną – przyp.).
Nauka potwierdza, iż trójwymiarowość i temporalność to tylko prawdopodobnie dwa aspekty rzeczywistości. Dla laika falowa i korpuskularna natura światła to dwa wzajem się wykluczające ujęcia. Wielką zagadką pozostają Czarne Dziury.
Zasłona wpisana jest zatem w naturę rzeczy i jakiej dziedziny poznania lub wiary się nie dotkniemy, otrzemy się o Zasłonę.


2) Zasłona cechą religii


Piszę o Zasłonie w kontekście wszechświata, gdyż – jak uważam – jest ona elementem rzeczywistości. Zasłona to nic innego jak granica między tym, co znane a nieznane, niezrozumiałe i tajemnicze. Zasłona wpisana jest w naszą egzystencję i w naturę wszechrzeczy. Zasłona obecna była i jest także w obrzędach religijnych. W Liście do Hebrajczyków czytamy:

Wprawdzie także i pierwsze [przymierze] miało przepisy służby Bożej oraz ziemski przybytek. Był to namiot, w którego pierwszej części zwanej [Miejscem] Świętym, znajdował się świecznik, stół i chleby pokładne. Za drugą zaś zasłoną był przybytek, który nosił nazwę "Święte Świętych". Posiadało ono złoty ołtarz kadzenia i Arkę Przymierza, pokrytą zewsząd złotem. Znajdowało się w niej naczynie złote z manną, laska Aarona, która zakwitła, i tablice Przymierza. Nad nią zaś były cheruby Chwały, które zacieniały przebłagalnię, (...). Tak zaś te rzeczy były urządzone, iż do pierwszej części przybytku zawsze wchodzą kapłani sprawujący służbę świętą, do drugiej zaś części jedynie arcykapłan, i to tylko raz w roku, i nie bez krwi, którą składa w ofierze za grzechy swoje i swojego ludu. Przez to pokazuje Duch Święty, że jeszcze nie została otwarta droga do Miejsca Świętego, dopóki istnieje pierwszy przybytek. (Hbr 9,1-8)


Zasłona w starym przymierzu oddzielała sferę sacrum od sfery profanum. Jednak dzieje judaizmu (z perspektywy chrześcijańskiej) pokazują interesującą cechę Zasłony. Nie jest ona ustanowieniem trwałym, lecz czasowym. Ofiara Chrystusa doprowadziła do rozdarcia się zasłony w Przybytku (por. Ewangelia Matusza 25,51). Było to symboliczne. Od ofiary Chrystusa miejsce święte – świątynia Pańska – stała się dostępna dla wszystkich. Jako święci wierzymy, że do współczesnych świątyń (w dniach ostatnich) ma dostęp każda istota ludzka. Kapłaństwo zaś jest powszechnie dostępne, nie tylko dla szczególnej grupy (jak w Starym Przymierzu), ale dla każdego godnego mężczyzny.


3) Zasłona cechą życia codziennego


Zasłona towarzyszy nam codziennie. Zasłona spowija chociażby nasze sny, Zasłona sprawia, że nie rozumiemy splecionej ze sobą sprawiedliwości i niesprawiedliwości życia, Zasłona spowija naturę cierpienia. Zasłona sprawia, że nie do końca rozumiemy jak to się dzieje, że jedni z nas rodzą się z zalążkami tylu predyspozycji życiowych a niektóre Duchy Gwiezdne (ang. Stellar Spirits) mimo szczególnego wybrania ciszą się tak skromnymi umiejętnościami na Ziemi i zamieszkują tak bardzo wątłe tabernakula swoich ciał.
Zasłona obecna jest w naszej codzienności. Zasłaniamy się przez szacunek dla samych siebie i naszych sił witalnych będących darem Ojca Niebieskiego. (Praojciec) Adam – pisze autor cytowanego już bloga – musiał ubrać i ukryć swoją naturę (...). Moc prokreacji, jak owocny kosmos, pokryta jest tą skromną zasłoną. Tylko w obrzędzie wiecznego przymierza objawia się cała jego szerokość, a nie tylko jeden jej (seksualny – przyp.) aspekt.
Zasłona – mimo, iż chwilowo dla nas nie do przekroczenia – nie jest utkana z materiału wiecznotrwałego. Zasłona Przybytku przecież rozdarła się, Zasłona naszych ciał spowija je do czasu, gdy okoliczności pozwalają ją zdjąć, Zasłona niewiedzy ustępuje, gdy pogłębiamy wiedzę o naturze wszechświata lub gdy pokornie modlimy się do Ojca o kierownictwo w niejasnych życiowych kwestiach.


4) Ostatnia refleksja


Zasłona jest ustanowieniem boskim. Nie starajmy się jej rozerwać na siłę, bo jest to niemożliwe. Jej uchylenie staje się możliwe tylko w pokorze. Naukowcy dają nam o tym piękne świadectwo. Tylko przez wytrwałą pracę, bezsenne noce, liczne analizy i badania są oni w stanie uchylić rąbek zasłony spowijającej kosmos. W życiu duchowym pokora i modlitwa dają podatny grunt na uchylenie Zasłony duchowej niewiedzy lub ignorancji oraz czynią nas godnymi przekroczenia progu świątyń, by to, co nie jasne stawało się dla nas – może nie w pełni zrozumiałe – ale z pewnością jaśniejsze już za ziemskiego życia.
Przypisy do tego punktu znajdują się we wpisie:
https://mormonolog.blogspot.com/2019/08/zasona.html 

Popularne posty z tego bloga

Znani „mormoni”, czyli ośmioro najsłynniejszych Świętych

Dziś trochę z innej beczki i trochę dla rozrywki. Ach, kimże są i gdzie są ci „mormoni”? To pytanie ciśnie się na usta wielu osobom uważającym, że jesteśmy dziwną podziemną sektą, która w tajemnicy przed światem kryje swych wyznawców. Tak – spotkałem się z tym poglądem! No cóż, mylenie nas równocześnie ze Świadkami Jehowy, Amiszami i Scjentologiami daje takie właśnie efekty. Tymczasem nie ma po naszej stronie nic tajemniczego. Otwarcie przyznajemy się do swej przynależności do świętych w dniach ostatnich, prowadzimy intensywne życie rodzinne, towarzyskie i zawodowe, a wielu z nas zrobiło międzynarodową karierę. Dziś chciałbym przedstawić Czytelnikom ośmioro znanych świętych. Jest ich więcej, ale skoncentrowałem się na tych postaciach, których sława dotarła do Polski. A oto oni: 1. Bill Marriott (ur. 1932) Znamy Hotele Marriott? ZNAMY! J ako dyrektor wykonawczy Marriott International, Bill Marriott kierował jedną z największych sieci hoteli na świecie do czasu p

Jesteś osobą LGBT, zgadza się? ROZMOWA Z PAWŁEM

Pawle, powiedz nam coś o sobie. Paweł (imię zostało zmienione): Mam na imię Paweł. Mieszkam w Polsce. Pracuję dla dużej firmy i realizuję liczne zlecenia. Jestem co dnia mocno zajęty. W wolnych chwilach uprawiam sport. Jesteś osobą LGBT, zgadza się? Można tak powiedzieć, choć nie pod każdą literką bym się podpisał ( śmiech ). Jesteś zatem „G” – gejem. Jestem orientacji homoseksualnej. Ale to nie jest moja tożsamość! Należę do Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. W Kościele uczymy się, że przede wszystkim jesteśmy ukochanymi dziećmi Ojca Niebieskiego. Tym jestem – jestem Dzieckiem Boga. Oto kim jestem. Odcinasz się od organizacji LGBT? Nie. Mam tam licznych przyjaciół. Ale do żadnej nie należę. Należysz do Kościoła Jezusa Chrystusa. W środowiskach religijnych modne jest doszukiwanie się społecznej genezy orientacji homoseksualnej. Podejmowałeś kiedyś nad tym refleksję w odniesieniu do swojej sytuacji? Tak! Wielokrotnie

Jak prowadzić dziennik duchowy?

Wezwani jesteśmy do tego, by doskonalić się każdego dnia! Uff... Orka na ugorze! Być może. Każdy z nas ma inny temperament, inną historię, problemy i radości. By temu wszystkiemu się przyjrzeć, a zarazem złapać do życia trochę twórczego dystansu w sukurs przyjść nam może prowadzenie Dziennika Duchowego. Ja swój prowadzę od 2015 roku. Moje „Ja” z początku w niczym nie przypomina mojego obecnego „Ja”. I to jest właśnie super! Miło jest przyjrzeć się swojej ewolucji i nabrać nadziei, że kiedyś będzie się deczko lepszym niż dziś. W samorozwoju o niebo lepiej niż nie jedna auto-psychoanaliza pomóc może szczery notatnik uczuć, refleksji i Bożych podszeptów. Dzisiaj chciałbym podzielić się praktyką duchową jaką jest prowadzenie dziennika uczuć – lub jak kto woli „dziennika duchowego”. Zainteresowanym chciałbym przedstawić siedem rad na dobry początek realizowania takiej praktyki. Rada 1. Staraj się pisać codziennie (i odręcznie) Dobry dziennik duchowy prowadzony jest systematyc