Przejdź do głównej zawartości

Jesteś osobą LGBT, zgadza się? ROZMOWA Z PAWŁEM

Pawle, powiedz nam coś o sobie.

Paweł (imię zostało zmienione): Mam na imię Paweł. Mieszkam w Polsce. Pracuję dla dużej firmy i realizuję liczne zlecenia. Jestem co dnia mocno zajęty. W wolnych chwilach uprawiam sport.

Jesteś osobą LGBT, zgadza się?

Można tak powiedzieć, choć nie pod każdą literką bym się podpisał (śmiech).

Jesteś zatem „G” – gejem.

Jestem orientacji homoseksualnej. Ale to nie jest moja tożsamość! Należę do Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. W Kościele uczymy się, że przede wszystkim jesteśmy ukochanymi dziećmi Ojca Niebieskiego. Tym jestem – jestem Dzieckiem Boga. Oto kim jestem.

Odcinasz się od organizacji LGBT?

Nie. Mam tam licznych przyjaciół. Ale do żadnej nie należę.

Należysz do Kościoła Jezusa Chrystusa. W środowiskach religijnych modne jest doszukiwanie się społecznej genezy orientacji homoseksualnej. Podejmowałeś kiedyś nad tym refleksję w odniesieniu do swojej sytuacji?

Tak! Wielokrotnie. Nie chcę się wypowiadać jak specjalista, bo nim nie jestem. Wielu znawców tematu uważa, że genetyczna (czy hormonalna) teoria genezy homoseksualizmu nie jest warta papieru, na którym została opisana. Ale mi się wydaje, że społeczna także! Uważam, że kształtowanie się preferencji seksualnych ma podłoże w naszych radościach, traumach, rozkoszach, osobowościach, słabościach, smutkach i uniesieniach. Ale – mówię o sobie.

Czy niedawną deklarację Prezydium Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich (z 4 kwietnia 2019 roku) nie odczytujesz jako radykalnej zmiany w podejściu do osób LGBT?

Szczerze? Nie. Prezydium przypomniało, że nauczanie Ewangelii na temat relacji seksualnej nigdy się nie zmieni. Stosunek seksualny to sprawa między prawnie poślubionymi mężem i żoną. Władze Kościoła życzliwiej spojrzały po prostu na sytuację osób LGBT. Nasz Kościół rozmawia, dyskutuje się w nim. Mamy objawienia żyjących proroków, które – nie deprecjonując nauczania Ewangelii – uaktualniają sposób głoszenia Ewangelii do czasów i miejsc, gdzie ta jest głoszona. Co się zatem zmieniło? Usunięto praktykę ekskomunikowania osób, które weszły w usankcjonowany prawnie związek z partnerem tej samej płci, zezwolono, by – bez zgody Prezydium – dziecko wychowane przez taki związek mogło być pobłogosławione oraz ochrzczone, gdy osiągnie odpowiedni wiek. Nie zmienia to faktu, że stosunek homoseksualny, podobnie jak heteroseksualny poza-małżeński, pozostaje poważnym wykroczeniem.

Masz chłopka?

Mam serdecznego przyjaciela.

A nie chciałbyś, by wasz relacja była bardziej... fizyczna?

Nie... Ale mówię o sobie. Miałem licznych partnerów seksualnych i mój przyjaciel przed laty też nim był. Potem coś się zmieniło. A co? Może obaj dojrzeliśmy? W czystej braterskiej relacji czuję się swobodniej. Nie ma zazdrości, ciągłego naginania zasad (tak bardzo obecnego przed laty), testowania własnych i wzajemnych granic. I jestem też szczęśliwy – ja osobiście. Obserwuję moich kolegów-gejów, którzy tamtego życia nie porzucili i dziś leczą depresję za depresją. Ja też się z nią zmagałem. Gdy porzuciłem świat klubów, szumu, rozrywek i przygodnych „seksów” nagle... depresja znikła, a w sercu zagościł pokój. Dla mnie wzorem relacji męsko-męskiej jest przyjaźń Dawida i Jonatana z Biblii...

Która – wejdę Ci w słowo – była „cenniejszą niż miłość kobiety” (II Księga Samuela 1,26)

Cenniejsza” nie znaczy tożsama ani nie znaczy uplasowana wyżej w porządku Bożym niż związek damsko-męski. Mi się wydaje, że to braterstwo Dawida i Jonatana czyniło tę relację „cenniejszą” czy jak wolą inni tłumacze „rozkoszniejszą”. Dziś – powiem szumnie – nie dzielimy z moim przyjacielem łoża i żyjemy osobno. I jest super! Spędzamy ze sobą wiele wolnych chwil. Poznajemy się od tych paru lat na nowo. I jesteśmy szczęśliwi.

Celem – jednym z celów świętego i świętej – w naszym ziemskim życiu jest zawarcie Małżeństwa Celestialnego.

Jeśli kiedyś wejdę w taki związek, to z kobietą albo w sytuacji podobnej do mojej, albo ze świadomą mojego dylematu.

Czy Twój przyjaciel należy do Kościoła?

Nie.

Nie boisz się, że on sobie kogoś znajdzie, z kim będzie chciał „pójść na całość”?

Powtarzam: jestem jego przyjacielem. Nie jestem policjantem ani jego stróżem. Chcę, by wiedział, że może zawsze na mnie liczyć.

A czy Twój przyjaciel zdaje sobie sprawę, że kiedyś sam możesz zapragnąć wejścia w związek zapieczętowany?

Moim zdaniem to nie będzie relacja konkurencyjna! Tylko – inna. Należąca do innego porządku. Jeśli kiedyś (choć nie zanosi się na to!) zawrę z jakąś niewiastą małżeństwo na wieczność, nie będzie to po prostu małżeństwo w sensie ziemskim.

Wytłumacz!

Nawykli jesteśmy do stawiania znaku równości między relacjami. To błąd. W innej relacji jesteśmy z rodzicami, z rodzeństwem, z szefami korporacji, z kuzynami, z kolegami z wczasów, z trenerami, z terapeutami, z podopiecznymi, z dziećmi... I w reszcie jest coś innego między li tylko małżeństwem w sensie cywilnym a Małżeństwem Celestialnym. To pierwsze to po prostu spółka cywilna gotowa na opiekę nad dziećmi. To drugie to sprawa dużo wyższa i głębsza. Małżeństwo zapieczętowane w świątyni Kościoła to unia duchowa, ma wymiar wieczny, niektórzy mówią „kosmiczny”. W tym ostatnim związku małżonkowie wstępują na długą, bardzo długą drogę własnego i wzajemnego doskonalenia się, rozwoju duchowego. Co więcej cielesność nie odgrywa w nim nadrzędnej roli.

To mi przypomina fakt, że, gdy święci – przed ponad stu laty – wchodzili jeszcze w związki pluralistyczne (gdy była poligamia w Kościele) wiele z tych relacji nie było skonsumowanych fizycznie.

Tak. Niektórzy święci brali kolejne żony w akcie miłosierdzia – bo na przykład mąż którejś kobiety zginął na wojnie – i związek ten nigdy skonsumowany nie był, a opierał się na trosce męża o kolejną żonę... Oczywiście może kiedyś jakaś forma błogosławienia relacji między dwiema osobami tej samej płci będzie dostępna w Kościele, ale to nigdy nie będą związki równe małżeństwom.

Przypomina mi się teraz (jako absolwentowi teologii), że w Kościele prawosławnym praktykowano niegdyś adelphopoię – ubratowienie. Ale, ale! Nie było to błogosławieństwo związku homoseksualnego. Ponieważ ubratowienie wcale nie było błogosławieństwem homo-związku! Było zbrataniem przed majestatem Bożym przymierza dwu osób jednej płci, a te ślubowały sobie wierność, dozgonne wsparcie, wsparcie rodziny drugiej strony w biedzie, wzajemną modlitwę i przebaczenie. Ubratowienie to inny porządek: nie w porządku cielności, ale na zasadzie duchowej (gr. ou desmoumenous desmi physeis alla pisteis kai pneumatikos tropi). Błogosławiono związek duchowy, a nie cielesny, seksualny.

Nawet jeśli tego typu – jak powiedziałeś – „przymierza” będą błogosławione w Kościele, to nie prędko. Jest wokół bliskich relacji damsko-damskich i męsko-męskich za dużo niezdrowego zamieszania teraz...

Sądzisz, że winne są organizacje LGBT?

Z całym dla nich szacunkiem, ale trochę tak. Gdy teraz Kościół Jezusa Chrystusa wychodzi naprzeciw osobom homo-, bi- i transseksualnym, w efekcie licznych dziwacznych parad i eventów współorganizowanych przez organizacje pod szyldem LGBT, pojawia się nieufność w Kościele – do nas (do osób LGBT) i do zabiegów Kościoła. Potrzeba czasu, byśmy my – my wszyscy, ludzie – trochę dojrzeli.

Dojrzeli do czego?

Wyrośli z dwudziestowiecznego juwenizmu (kultu młodości i wigoru), pożegnali się z rewolucją seksualną, a dorośli do zrozumienia czym jest przyjaźń, prawdziwa miłość i rodzina, a właśnie w jej środowisku kondycja seksualna dziecka powinna być przeżywana.

To potężny apel do rodzin.

Tak, to apel do rodzin.

Czego sobie życzysz?

Pokoju. Tego, który nie może dać mi Świat. I radości. Życie jest piękne.

Popularne posty z tego bloga

Znani „mormoni”, czyli ośmioro najsłynniejszych Świętych

Dziś trochę z innej beczki i trochę dla rozrywki. Ach, kimże są i gdzie są ci „mormoni”? To pytanie ciśnie się na usta wielu osobom uważającym, że jesteśmy dziwną podziemną sektą, która w tajemnicy przed światem kryje swych wyznawców. Tak – spotkałem się z tym poglądem! No cóż, mylenie nas równocześnie ze Świadkami Jehowy, Amiszami i Scjentologiami daje takie właśnie efekty. Tymczasem nie ma po naszej stronie nic tajemniczego. Otwarcie przyznajemy się do swej przynależności do świętych w dniach ostatnich, prowadzimy intensywne życie rodzinne, towarzyskie i zawodowe, a wielu z nas zrobiło międzynarodową karierę. Dziś chciałbym przedstawić Czytelnikom ośmioro znanych świętych. Jest ich więcej, ale skoncentrowałem się na tych postaciach, których sława dotarła do Polski. A oto oni: 1. Bill Marriott (ur. 1932) Znamy Hotele Marriott? ZNAMY! J ako dyrektor wykonawczy Marriott International, Bill Marriott kierował jedną z największych sieci hoteli na świecie do czasu p

Jak prowadzić dziennik duchowy?

Wezwani jesteśmy do tego, by doskonalić się każdego dnia! Uff... Orka na ugorze! Być może. Każdy z nas ma inny temperament, inną historię, problemy i radości. By temu wszystkiemu się przyjrzeć, a zarazem złapać do życia trochę twórczego dystansu w sukurs przyjść nam może prowadzenie Dziennika Duchowego. Ja swój prowadzę od 2015 roku. Moje „Ja” z początku w niczym nie przypomina mojego obecnego „Ja”. I to jest właśnie super! Miło jest przyjrzeć się swojej ewolucji i nabrać nadziei, że kiedyś będzie się deczko lepszym niż dziś. W samorozwoju o niebo lepiej niż nie jedna auto-psychoanaliza pomóc może szczery notatnik uczuć, refleksji i Bożych podszeptów. Dzisiaj chciałbym podzielić się praktyką duchową jaką jest prowadzenie dziennika uczuć – lub jak kto woli „dziennika duchowego”. Zainteresowanym chciałbym przedstawić siedem rad na dobry początek realizowania takiej praktyki. Rada 1. Staraj się pisać codziennie (i odręcznie) Dobry dziennik duchowy prowadzony jest systematyc