Przejdź do głównej zawartości

W samotności nie ma nic symbolicznego

Do niewiasty powiedział: «Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą».
Do mężczyzny zaś [Bóg] rzekł: «Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść -
przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu:
w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie
po wszystkie dni twego życia.
Cierń i oset będzie ci ona rodziła,
a przecież pokarmem twym są płody roli.
W pocie więc oblicza twego
będziesz musiał zdobywać pożywienie,
póki nie wrócisz do ziemi,
z której zostałeś wzięty;
bo prochem jesteś
i w proch się obrócisz!»
Mężczyzna dał swej żonie imię Ewa, bo ona stała się matką wszystkich żyjących.
Pan Bóg sporządził dla mężczyzny i dla jego żony odzienie ze skór i przyodział ich. Po czym Pan Bóg rzekł: «Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki». Dlatego Pan Bóg wydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę ziemię, z której został wzięty. Wygnawszy zaś człowieka, Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia.
(Księga Rodzaju 3,16-24)

Osamotnienie, którego doświadczyli Adam i Ewa bywa udziałem każdego i każdej z nas. W samotności nie ma nic symbolicznego. Jedynie obecność czegoś może być symboliczna – może kierować ku czemuś innemu. BRAK JEST ZAWSZE DOSŁOWNY. Wystawiani jesteśmy na brak – na duchową pustynię, by doświadczać Rzeczywistości w pełni. W pełności nasze serca zwyczajnie pulsują, a głowy nic nie zaprząta. W doświadczeniu braku serce żywiej bije, a myśli lgną ku ukojeniu. To dopiero w braku – w braku środków, przyjaźni, stabilności – paradoksalni otwiera się przestrzeń na wzniesienie rąk ku Niebiosom i na adres do Niebiańskich Rodziców.

Nikt nie przedstawił lepiej sytuacji egzystencjalnej człowieka niż czcigodny Hiob:

Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka?
Czy nie pędzi on dni jak najemnik?
Jak niewolnik, co wzdycha do cienia,
jak robotnik, co czeka zapłaty.
Zyskałem miesiące męczarni,
przeznaczono mi noce udręki.
Położę się, mówiąc do siebie:
Kiedyż zaświta i wstanę?
Lecz noc wiecznością się staje
i boleść mną targa do zmroku. (…)
Czas leci jak tkackie czółenko
i przemija bez nadziei.
Wspomnij, że dni me jak powiew.
Ponownie oko me szczęścia nie zazna.
Nikt już mnie powtórnie nie ujrzy:
spojrzysz, a już mnie nie będzie.
Jak obłok przeleci i zniknie,
kto schodzi do Szeolu, nie wraca,
by mieszkać we własnym domostwie;
nie zobaczą go strony rodzinne.
(Hioba 7,1-10)

Bóg powołał Abrahama, by udał się na pustynię. Na pustyni przebywał Hiob. Bóg wezwał Lehiego (bohatera pierwszych kronik Księgi Mormona), by zmierzył się z pustynią i oceanem. W końcu na pustynię, by pościć, udał się Jezus Nazareńczyk. Pustynia, niepewność, brak odpowiedzi – są częścią życia. Trzeba się z nimi zmierzyć, by odkryć co też kryje się za wezwaniem Boga, by pojąć tak ciężką pracę i zadanie jak istnienie.

Pustynia, brak, nie jest jednak przestrzenią beznadziei. To egzystencjalny fakt, który, gdy przyjęty, otwiera nam oczy. Bóg wzywa na pustynię, bo tam właśnie czeka. Jakże w tej perspektywie inaczej brzmią słowa Apostoła Pawła, by z drżeniem i lękiem dbać o własne zbawienie (por. List do Kolosan). Drżenie i lęk stają się faktem, gdy – o ironio – jest brak. Przesłaniem Boga, wyprowadzającego czcigodnych prarodziców, Ewę i Adama, na pustynię jest jednak OBIETNICA Boga: tam na Was czekam. Dlatego warto zakończyć innym wzdychaniem z samotności, tym razem pochodzącym z ust Psalmisty:

Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło Twych palców,
księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził:
czym jest człowiek, że o nim pamiętasz,
i czym – syn człowieczy, że się nim zajmujesz?
(Ps 8,4-5)

Popularne posty z tego bloga

Znani „mormoni”, czyli ośmioro najsłynniejszych Świętych

Dziś trochę z innej beczki i trochę dla rozrywki. Ach, kimże są i gdzie są ci „mormoni”? To pytanie ciśnie się na usta wielu osobom uważającym, że jesteśmy dziwną podziemną sektą, która w tajemnicy przed światem kryje swych wyznawców. Tak – spotkałem się z tym poglądem! No cóż, mylenie nas równocześnie ze Świadkami Jehowy, Amiszami i Scjentologiami daje takie właśnie efekty. Tymczasem nie ma po naszej stronie nic tajemniczego. Otwarcie przyznajemy się do swej przynależności do świętych w dniach ostatnich, prowadzimy intensywne życie rodzinne, towarzyskie i zawodowe, a wielu z nas zrobiło międzynarodową karierę. Dziś chciałbym przedstawić Czytelnikom ośmioro znanych świętych. Jest ich więcej, ale skoncentrowałem się na tych postaciach, których sława dotarła do Polski. A oto oni: 1. Bill Marriott (ur. 1932) Znamy Hotele Marriott? ZNAMY! J ako dyrektor wykonawczy Marriott International, Bill Marriott kierował jedną z największych sieci hoteli na świecie do czasu p

Jesteś osobą LGBT, zgadza się? ROZMOWA Z PAWŁEM

Pawle, powiedz nam coś o sobie. Paweł (imię zostało zmienione): Mam na imię Paweł. Mieszkam w Polsce. Pracuję dla dużej firmy i realizuję liczne zlecenia. Jestem co dnia mocno zajęty. W wolnych chwilach uprawiam sport. Jesteś osobą LGBT, zgadza się? Można tak powiedzieć, choć nie pod każdą literką bym się podpisał ( śmiech ). Jesteś zatem „G” – gejem. Jestem orientacji homoseksualnej. Ale to nie jest moja tożsamość! Należę do Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. W Kościele uczymy się, że przede wszystkim jesteśmy ukochanymi dziećmi Ojca Niebieskiego. Tym jestem – jestem Dzieckiem Boga. Oto kim jestem. Odcinasz się od organizacji LGBT? Nie. Mam tam licznych przyjaciół. Ale do żadnej nie należę. Należysz do Kościoła Jezusa Chrystusa. W środowiskach religijnych modne jest doszukiwanie się społecznej genezy orientacji homoseksualnej. Podejmowałeś kiedyś nad tym refleksję w odniesieniu do swojej sytuacji? Tak! Wielokrotnie

Jak prowadzić dziennik duchowy?

Wezwani jesteśmy do tego, by doskonalić się każdego dnia! Uff... Orka na ugorze! Być może. Każdy z nas ma inny temperament, inną historię, problemy i radości. By temu wszystkiemu się przyjrzeć, a zarazem złapać do życia trochę twórczego dystansu w sukurs przyjść nam może prowadzenie Dziennika Duchowego. Ja swój prowadzę od 2015 roku. Moje „Ja” z początku w niczym nie przypomina mojego obecnego „Ja”. I to jest właśnie super! Miło jest przyjrzeć się swojej ewolucji i nabrać nadziei, że kiedyś będzie się deczko lepszym niż dziś. W samorozwoju o niebo lepiej niż nie jedna auto-psychoanaliza pomóc może szczery notatnik uczuć, refleksji i Bożych podszeptów. Dzisiaj chciałbym podzielić się praktyką duchową jaką jest prowadzenie dziennika uczuć – lub jak kto woli „dziennika duchowego”. Zainteresowanym chciałbym przedstawić siedem rad na dobry początek realizowania takiej praktyki. Rada 1. Staraj się pisać codziennie (i odręcznie) Dobry dziennik duchowy prowadzony jest systematyc