Przejdź do głównej zawartości

OSAMOTNIENIE – na dobre czy na złe?

I strzeżcie się, aby czynić to wszystko z mądrością i w należytym porządku, gdyż nie jest wymagane, aby człowiek biegł szybciej, niż starcza mu na to siły. I powtarzam, jest niezbędne, aby był pilny, aby mógł zdobyć nagrodę; dlatego wszystkie rzeczy muszą być czynione w należytym porządku.

 (Księga Mosjasza 4,27)

Czytelnik pewnie zastanawia się jaki jest związek pomiędzy powyższym cytatem z Księgi Mormona a kwestią osamotnienia. Uważam, że w rozważaniach nad tą ostatnią przytoczone słowa mogą okazać się bardzo pomocne. Bo to właśnie wprowadzanie ładu i porządku pozwala ogarnąć – w dosłownym tego (jakże nadużywanego dziś słowa) znaczeniu – emocjonalne i DUCHOWE sprawy dotyczące problemu osamotnienia. Co więcej, przypomnienie prawdy, iż nie jest wymagane, aby człowiek biegł szybciej, niż starcza mu na to siły, motywuje do podjęcia w pierwszej kolejności – a o porządku tu mowa – refleksji nad własnymi ograniczeniami, niedomaganiem, granicami, lecz także potencjałem. Chciałbym, byśmy przyjrzeli się zagadnieniu osamotnienia w należytym porządku i w ten sposób – wychodząc od przykrych aspektów – przeszli do tych twórczych, które pozwalają się z nim zmierzyć oraz z nim uporać.


Osamotnienie bywa nazywane jedną z chorób cywilizacyjnych. Być może to słuszne określenie pod jakimś względem. Nie mniej, osobiście wydaje mi się, że jej kwestia jest „stara jak świat” i typowa dla wszystkich kultur, czasów i miejsc. Zawsze wywołuje ono egzystencjalną niepewność co do tego, czy jest ono spotykającym nas złem czy jakimś dziwnym w swej naturze dobrem. Jestem przekonany, że osamotnienie nie podlega kategoryzacji moralnej – podobnie jak cierpienia nie da się jej nazwać złem lub dobrem! Osamotnienie się pojawia – a czasem po prostu trwa (nawet bardzo długo!) – będąc w tym tak naturalne jak zmierzch lub deszczowy dzień, co do których też się zastanawiamy czy to DOBRZE czy ŹLE, że nastały...


Prawdopodobnie to radykalny krok z mojej strony – a nawet graniczący z nieodpowiedzialnym ruchem – ale bardzo mi zależy, abyśmy przyjrzeli się dzisiaj uczuciowym i duchowym aspektom osamotnienia. Żaden ze mnie psycholog (a tym bardziej żaden traumatolog), bym mógł w tej materii wypowiadać się ex cathedra. Jednakże – jako człowiek zainteresowany duchowością oraz ktoś, kto poznał wiele odmian osamotnienia wśród swych bliskich, a także boleśnie (i wielokrotnie – stanowczo za dużo razy) przekonał się NA SOBIE o całym spektrum doświadczeń, które osamotnienie niesie – czuję się silnie zmotywowany, by w tym wpisie, powstającym w chłodny listopadowy wieczór, podzielić się swoją obserwacją o ZŁYCH oraz – uwaga! – DOBRYCH stronach osamotnienia.


Na złe


  1. Osamotnienie boli. Nie chodzi mi tu tylko o bolączkę egzystencjalną. Powiem więcej: w ogólnie nie chcę o niej mówić! Przede wszystkim osamotnienie wywołuje zmiany w organizmie. Tracimy apetyt, tracimy na wadze, robimy się osowiali, a najprostsze zadania związane z codzienną rutyną (o zawodowej nie wspominając!) stają się drogą przez mękę. Odczuwamy nawet dotkliwy ból w różnych częściach ciała – mimo iż z badań lekarskich jasno wynika, że absolutnie nic nam nie dolega. Nie muszę chyba przy tej okazji przypominać jak dodatkowo bolesnym jest komentarz lekarza, gdy w chwili przedstawiania nam rezultatów badania, z pobłażliwym uśmiechem mówi: chyba (pani) trochę przesadza...

  2. Osamotnienie uczula. W jakiś sposób (jasny, oczywiście, tylko dla specjalistów) osamotnienie uwrażliwia nasze zmysły – zwłaszcza wzroku i słuchu. Mimowolnie intensywniej przyglądamy się różnym obiektom dookoła, czasami byle rzecz nas absorbuje i wprowadza w rozkojarzenie bez powodu. Równocześnie uważniej patrzymy na mijanych na ulicy ludzi (gdy W KOŃCU udaje nam się wyjść z domu!), co wywołuje u nas poczucie zagrożenia z ich strony, a przynajmniej generuje naszą podejrzliwość wobec nich. Ponadto, irytują nas różne dźwięki – głośny śmiech sąsiadów, kapanie wody z kranu w kuchni, a już na pewno (o, Boże, uchowaj!!!) nieoczekiwane pukanie do drzwi.

  3. Osamotnienie prześladuje. To zjawisko jest pewnie ściśle związane z poprzednim. Nadwrażliwe słuch i wzrok wyszukują dookoła sygnałów głownie zagrażających! Jest częstym zjawiskiem (u osób zmagających się z osamotnieniem) tendencja do interpretowania cudzych spojrzeń jako podejrzanych a słów sympatii jako nieszczerych – i ukrywających drugie (niebezpieczne!) dno. Taki odbiór otoczenia generuje u osoby osamotnionej nieufność i w efekcie prowokuje do unikania kontaktów towarzyskich, unikania pracy wymagającej spotkania z kimś, a dalej zwyczajnie... potęguje uczucie osamotnienia.

  4. Osamotnienie obwinia. Zastanawiam się: czy to, o czym teraz powiem, nie jest najboleśniejszą częścią osamotnienia? Stajemy się przecież osamotnieni dlatego, że odszedł partner życiowy – dlatego, że relacje rodzinne potargała jakaś awantura – dlatego, że bliska osoba odeszła... za zawsze. Jeśli do żadnej z tych rzeczy się nie przyczyniliśmy (a już na pewno nie do ostatniej!), głowę zaprzątają nawracające z zaskakującą regularnością myśli: „czy to nie przeze mnie?”, „co ja takiego zrobiłem?” Nawet wiedza o nie-bezpodstawności tych pytań nie przynosi kresu osamotnieniu. Dzieje się tak dlatego, że osamotnienie blokuje siłę na jakikolwiek konstruktywny manewr z naszej strony – z przyczyn, które jasno wypunktowałem wcześniej.


Na dobre


  1. Osamotnienie sprzyja medytacji. OK – wiem, że to komunał! Ale tak się składa, że o ile w osamotnieniu trudno uwierzyć w życzliwość Niebiańskiego Ojca, to właśnie w osamotnieniu łatwiej przychodzi prosta medytacja polegająca na – wiem, znów będzie komunał! – wsłuchaniu się w ciszę. To wsłuchanie sprzyja oswojeniu się z otaczającym nas pobliskim światem, a dalej pozwala życzliwie pomyśleć o Sile Wyższej – jakkolwiek odległa może się nam teraz wydawać.

  2. Osamotnienie jest czujne. Kiedy byłem mały pewien dorosły członek mojej rodziny stracił bliską osobę. Trwała jeszcze krótka wciąż żałoba, gdy pewnego dnia ten mój krewny wstał rano i zszedł do kuchni, by zrobić śniadanie. Mimowolnie analizował każdy najdrobniejszy ruch towarzyszący przygotowywaniu posiłku. Gdy w końcu usiadł do stołu, olśniło go, jak niezwykle piękną rzeczą, że jest ta prozaiczna czynność – którą do tej pory wykonywał mechanicznie i prawie bezwiednie. Osamotnienie pomaga dostrzec uroki rzeczy zupełnie błahych! A to sprzyja odkrywaniu nowych uroków codziennego życia i pozwala sprawniej uporać się z osamotnieniem.

  3. Osamotnienie jest odkrywcze. Wiem: może to zabrzmieć nieprawdopodobnie, ale tak się składa, że w osamotnieniu odnajdujemy nowe hobby lub odkrywamy jakieś dawno porzucone. Prawdopodobnie ten fakt ma ścisły związek z wrażliwością detaliczną, którą od tej bolesnej strony opisałem we wcześniejszych punktach. Może opowiem przy tej okazji o moim doświadczeniu. Otóż, pewnego dnia – w okresie, gdy przyszło mi zmagać się z potężnym trwającym całymi miesiącami uczuciem osamotnienia – patrzyłem na ilustrację na ścianie w pokoju domu rodzinnego. Nagle przypomniało mi się, że wiele lat wcześniej – kiedy kończyłem podstawówkę oraz gdy zaczynałem liceum – potrafiłem fantastycznie rysować! Od dawna nie miałem w ręku ołówka ani pędzla. Mnie też olśniło. Kiedy tego samego dnia wróciłem do swojego mieszkania, otworzyłem zeszyt w kratkę, chwyciłem byle jaki działający cienkopis i... zacząłem! Nie miałem rzecz jasna intencji, by stawać w konkury z wielkimi artystami, ale tamtego dnia wróciła do mnie ukochana i dawno porzucona pasja. To wydarzenie nie tylko pomogło się rozerwać i przegnać natłok mrocznych myśli, ale także dodało mi silnej wiary w siebie, przywróciło zaradność oraz z czasem dało poczucie sprawstwa i wpływu na stan mojego zdrowia.

  4. Osamotnienie bywa przyjazne. Warto w tym punkcie wrócić do przykrego poczucia opuszczenia i niezrozumienia towarzyszącego osamotnieniu. To właśnie wówczas, gdy ronimy łzy, miewamy nawracające pragnienie, by ktoś był blisko nas. Warto skorzystać z tej właśnie potrzeby. Jeżeli osamotnienie wynikło z konfliktu – częstym remedium bywa zwrócenie się do kogoś, kto był nam bliski i nie ma nic wspólnego z rzeczonym konfliktem oraz z kim dawno nie mieliśmy kontaktu. Dziś to nie kłopot – jest telefon pełen dawno nie wybranych numerów, Facebook i komunikatory z setkami nazwisk. Teraz jest dobry czas, by się odezwać. Starzy przyjaciele są dalej bliscy, ale czasowa rozłąka z nami dała im teraz cenną umiejętność przyjrzenia się naszym aktualnym stanom ze zdrowego dystansu. Takie odnowione kontakty nie tylko ubogacą i pozwolą nam podjąć trzeźwą refleksję, lecz również przywrócą chęć do towarzyskiego życia.


Nie wiem, czy komukolwiek pomagam tworząc ten wpis, ale mam nadzieję, że choć kilkorgu Czytelnikom sprzedałem w nim parę wartościowych myśli – wynikłych z własnego i cudzego doświadczenia. Sądzę, że sporą motywację do napisania tych słów dała mi moja ukochana Emily Dickinson. Wierzę, że cytując na koniec jedną z moich ulubionych strof tej poetki dam zrozumieć Czytelnikowi moją motywację:



Wyrzec się Wiary – jakże

Maleje reszta Świata –

Lepszy już Błędny Ognik

Niż zupełny Brak Światła


Cytat pochodzi z: E. Dickinson, Wiersze wybrane. Przeł. S. Barańczak. Kraków 2000


Popularne posty z tego bloga

Znani „mormoni”, czyli ośmioro najsłynniejszych Świętych

Dziś trochę z innej beczki i trochę dla rozrywki. Ach, kimże są i gdzie są ci „mormoni”? To pytanie ciśnie się na usta wielu osobom uważającym, że jesteśmy dziwną podziemną sektą, która w tajemnicy przed światem kryje swych wyznawców. Tak – spotkałem się z tym poglądem! No cóż, mylenie nas równocześnie ze Świadkami Jehowy, Amiszami i Scjentologiami daje takie właśnie efekty. Tymczasem nie ma po naszej stronie nic tajemniczego. Otwarcie przyznajemy się do swej przynależności do świętych w dniach ostatnich, prowadzimy intensywne życie rodzinne, towarzyskie i zawodowe, a wielu z nas zrobiło międzynarodową karierę. Dziś chciałbym przedstawić Czytelnikom ośmioro znanych świętych. Jest ich więcej, ale skoncentrowałem się na tych postaciach, których sława dotarła do Polski. A oto oni: 1. Bill Marriott (ur. 1932) Znamy Hotele Marriott? ZNAMY! J ako dyrektor wykonawczy Marriott International, Bill Marriott kierował jedną z największych sieci hoteli na świecie do czasu p

Jesteś osobą LGBT, zgadza się? ROZMOWA Z PAWŁEM

Pawle, powiedz nam coś o sobie. Paweł (imię zostało zmienione): Mam na imię Paweł. Mieszkam w Polsce. Pracuję dla dużej firmy i realizuję liczne zlecenia. Jestem co dnia mocno zajęty. W wolnych chwilach uprawiam sport. Jesteś osobą LGBT, zgadza się? Można tak powiedzieć, choć nie pod każdą literką bym się podpisał ( śmiech ). Jesteś zatem „G” – gejem. Jestem orientacji homoseksualnej. Ale to nie jest moja tożsamość! Należę do Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. W Kościele uczymy się, że przede wszystkim jesteśmy ukochanymi dziećmi Ojca Niebieskiego. Tym jestem – jestem Dzieckiem Boga. Oto kim jestem. Odcinasz się od organizacji LGBT? Nie. Mam tam licznych przyjaciół. Ale do żadnej nie należę. Należysz do Kościoła Jezusa Chrystusa. W środowiskach religijnych modne jest doszukiwanie się społecznej genezy orientacji homoseksualnej. Podejmowałeś kiedyś nad tym refleksję w odniesieniu do swojej sytuacji? Tak! Wielokrotnie

Jak prowadzić dziennik duchowy?

Wezwani jesteśmy do tego, by doskonalić się każdego dnia! Uff... Orka na ugorze! Być może. Każdy z nas ma inny temperament, inną historię, problemy i radości. By temu wszystkiemu się przyjrzeć, a zarazem złapać do życia trochę twórczego dystansu w sukurs przyjść nam może prowadzenie Dziennika Duchowego. Ja swój prowadzę od 2015 roku. Moje „Ja” z początku w niczym nie przypomina mojego obecnego „Ja”. I to jest właśnie super! Miło jest przyjrzeć się swojej ewolucji i nabrać nadziei, że kiedyś będzie się deczko lepszym niż dziś. W samorozwoju o niebo lepiej niż nie jedna auto-psychoanaliza pomóc może szczery notatnik uczuć, refleksji i Bożych podszeptów. Dzisiaj chciałbym podzielić się praktyką duchową jaką jest prowadzenie dziennika uczuć – lub jak kto woli „dziennika duchowego”. Zainteresowanym chciałbym przedstawić siedem rad na dobry początek realizowania takiej praktyki. Rada 1. Staraj się pisać codziennie (i odręcznie) Dobry dziennik duchowy prowadzony jest systematyc