Przejdź do głównej zawartości

Istnienie – wyzwanie i wezwanie. ROZMOWA Z ELIZĄ I TEODOREM

Eliza: Bardzo lubię tę fotografię. Kto ją zrobił?

Jan Paweł Skupiński: Zdaje się, że mój Tata. Moja Mama też ją lubi. Patrz – żartowała do Ojca – na naszego Janka, jak on patrzy na świat: ta trawa taka płytka, to podwórko takie płytkie, ten świat taki płytki. Mówię ci – on będzie dziwny.

E: Mama nie miała trochę racji? Od kiedy Cię znam odnoszę wrażenie, że rzeczywistość jest dla Ciebie ciasna...

JPS: Bo jest – w istocie. Rodzice dobrze mnie znali i znają. Od dziecka miałem wrażenie, że duszę się w rzeczywistości. Oczywiście jestem z wiekiem coraz bardziej wdzięczny za dar Rzeczywistości, ale coś mnie zawsze w niej uwierało. Z jednej strony niepokojąca, z drugiej trochę bolesna, z trzeciej... fascynująca.

E: A co jest dla Ciebie niepokojące w rzeczywistości?

JPS: To, że w ogóle jest. To, że rzeczy bardziej istnieją niż że ich nie ma. Nie-bycie wydaje się być łatwiejsze i spokojniejsze. Istnienie to wyzwanie... i wezwanie. Obiekty martwe jako tako radzą sobie z faktem istnienia, zwierzęta nawet ten fakt ogarniają i podejmują wyzwania rzeczywistości związane z potrzebą przetrwania. Ale dla człowieka jest w rzeczywistości jeszcze jeden element: istnienie jest WEZWANIEM. A ten fakt, generuje niepokój.

E: Większość ludzi ogarnia jednak fakt istnienia ze spokojem.

JPS: Tak, i to tragedia! Dzieci takie nie są – nie ogarniają faktu istnienia ze spokojem. Dzieci zadają pytania. Dzieci podróżują przez pierwsze lata życia. Są w tej podróży otoczone, jeśli Bóg da, troskliwymi ludźmi, ale mozolnie przechodzą przez ten czas – czasem im się dłuży, a one swoje dziecięce „rozkminki” przeżywają samotnie. Gdy je ujawniają, dorośli często ukracają ciekawość dziecka. A to tragiczne. Ciekawość dziecka jest właśnie jego podświadomą odpowiedzią na Boże wezwanie, by istnieć. Bóg wzywa nas – każdego i każdą z nas. Chce, byśmy zadawali pytania.

Teodor: To trochę przerażające, co mówisz. Sądzisz, że nie powinno się odpowiadać dziecku na pytania?

JPS: Powinno – o tyle, o ile to możliwe. Nie powinno się udawać, że ma się na wszystko gotowce. A liczne sekty, mędrcy, szermierze Prawdy właśnie z gotowcami startują do ludzi.

T: Woah! Przecież Twoja religia, mormonizm, szafuje gotowcami. Mi się z kolei wydaje, że wasz Kościół ma na wszystko gotowy zestaw odpowiedzi.

JPS: Kiedyś świętym tak się wydawało. Zwłaszcza za czasów pierwszych kilku prezydentur, ale to była bzdura! Pierwszy prorok naszej dyspensacji, Józef Smith, tylko czasami miał odpowiedzi. Nigdy nie przestawał sam zastanawiać się, mieć pytań...

E: Brak odpowiedzi, snucie się po egzystencji uważasz za stan pożądany przez Boga?

JPS: Bóg powołał Abrahama, by udał się na pustynię. Na pustyni przebywał Hiob. Bóg wezwał Lehiego (bohatera pierwszych kronik Księgi Mormona), by zmierzył się z pustynią i oceanem. W końcu na pustynię, by pościć, udał się Jezus Nazareńczyk. Pustynia, niepewność, brak odpowiedzi – są częścią życia. Trzeba się z nimi zmierzyć, by odkryć co też kryje się za wezwaniem Boga, by pojąć tak ciężką pracę i zadanie jak istnienie.

T: Hm... Istnienie jako zadanie i praca...

E: Sądzisz, że prorocy, o których mówisz to właśnie rozumieli?

JPS: Dokładnie tak. Jezus nie uciekał przed pustynią, bólem i cierpieniem, ale ze wszystkimi zmierzył się z własnej i nie przymuszonej woli. Pomyślcie o synach Lehiego, Lamanie i Lemuelu. Oni chcieli zawrócić z pustyni do Jerozolimy i tam zostać. Szemrali przeciw ojcu a potem ich bratu, Nefiemu. Czasami w swej religijności postępujemy jak Laman i Lemuel. Oni nie byli złymi ludźmi, ale... byli wygodni. Mimo, iż Jerozolimie (zgodnie ze słusznym proroctwem Lehiego) groziła zagłada, jego najstarsi synowie, Laman i Lemuel właśnie, nie chcieli słuchać i opuszczać stolicy. Woleli przestrzeń Jerozolimy, która dla nich była symbolem wygody, spokoju, starych nawyków i jasnych odpowiedzi. Święci w dniach ostatnich też często są wygodni. Oczekują, że Kościół da odpowiedzi na wszystkie trapiące ich pytania...

T: Ale właśnie tak wyglądają wasze materiały propagandowe: dowiedz się! znajdź odpowiedź!...

JPS: Władze Kościoła w mądrości Ducha Świętego nie udzielają odpowiedzi od ręki – jak to się zdarza w licznych sektach. Kościół wzywa do doświadczenia wiary, do własnego świadectwa, do zadawania pytań, do poszukiwań, do modlitwy. Młodzi członkowie są wręcz motywowani do wyjazdu na misję – a zatem Kościół zachęca do udania się na pustynię: tam, gdzie pasta do zębów ot tak nie pojawi się w łazience, chlebek sam się nie kupi, gdzie nie ma mamusi i tatusia, którzy zawsze pomogą i odpowiedzą na trudne pytania. I do tego wezwani jesteśmy wszyscy – do stawiania własnych pytań i budowania własnego świadectwa na odludziu refleksji.

E: A nie boicie się herezji?

JPS: Jak to rozumiesz?

E: Nie boicie się, że motywowani do wyboru własnych dróg i do poszukiwań, członkowie będą się...

JPS: … licytowali, kto ma lepsze i świeższe objawienie, tak? (śmiech)

E: Nie śmiej się, dokładnie tego się obawiam!

JPS: Nie stanie się tak, gdy będą trzymać się drogowskazów. Są nimi Pisma, głos proroków i sumienie. Jeśli tych się przytrzymamy, to choćby najbardziej szalone rzeczy przyszły nam do głowy, nie zbłądzimy. Poza tym czasami działamy po omacku. Myślimy, że już coś rozumiemy, a mamy tylko – mówiąc z angielska – bits and pieces objawienia. I czasami – tu jest ryzyko – wbijamy się w pychę i robimy z tego, co nam przyszło do głowy, doktrynę.

E: Tak zaczyna się herezja?

JPS: Tak zaczyna się herezja.

T: Wywrotowy pogląd to podstawa do ekskomuniki?

JPS: Nie! Ekskomunikuje się członków, gdy działają na szkodę wiernych i gdy sieją zamęt. Pewna członkini w USA została ekskomunikowana w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku za własne poglądy. I OK – własne poglądy zawsze można mieć. Problem w tym, że ta kobieta NAKAZYWAŁA innym członkom wierzyć, że – dla przykładu – Duch Święty i Matka w Niebie to ta sama osoba. Dopuściła się wykroczenia, bo kazała innym przyjąć za doktrynę coś, co sama miała za słuszne we własnej opinii.

E: Ta członkini była w błędzie?

JPS: Trudno mi w tej chwili ocenić czy i na ile była w błędzie. Problem w tym, że lansowała się na autorytet, że zmuszała innych do godzenia się z nią.

T: To jaka jest doktryna, której nie możecie podważać?

JPS: By dalej, mimo zawieruch światopoglądowych, trzymać się prostej drogi?

E: Aleś to ujął!

T: Tak, o to pytam.

JPS: Powinniśmy wierzyć, że jest Bóg; że Bóg jest naszym Ojcem i interesuje się naszym szczęściem; że Jezus jest Synem Boga, zadośćuczynił za nasze grzechy i zmartwychwstał, byśmy i my mogli znowu żyć; że Józef Smith był bożym Prorokiem; że obecny prezydent Kościoła jest prorokiem Boga; że Pisma Święte są słowem Boga i że Kościół posiada władzę administrowania obrzędów, które zbliżają nas do Boga.

T: Trochę się tego uzbierało!

JPS: To nie ja – to Michael R. Ash, który tak podsumował Artykuły Wiary w swej książce Shaken Faith Syndrome (2008). A od siebie dodam, że, aby trwać w Kościele trzeba przyjąć do wiadomości zasadniczo jedną prawdę: Jezu, Tyś jest Mesjasz – Syn Boga Żywego! Kto przede wszystkim trzyma się tej prawdy, choćby chciał, nie zbłądzi i nie popadnie w herezję. O tym zaświadcza Księga Mormona.

E: A zdarzyło się, że w Kościele były osoby o wywrotowych poglądach, a jednak nie zostali z Kościoła usunięci?

JPS: Oczywiście. W mojej opinii mógłby być to chociażby bardzo szanowany przeze mnie pisarz Tad R. Callister (który miał własne poglądy na to czym i w jakiej relacji z Ziemią jest Kolob) albo drugi prezydent Kościoła, Brigham Young, od którego niektórych własnych pomysłów wiernym więdły uszy! A jednak żaden z nich nie nakazywał wiernym w coś wierzyć, ani nie zaprał się podstawowej prawdy o Jezusie – że to jest Mesjasz, Syn Boga Żywego. Co więcej, obaj mają wielkie zasługi w Kościele dla budowania wiary w Chrystusa.

T: Czyli trzeba wierzyć w Chrystusa.

JPS: Takie jest przesłanie tego Kościoła dla świata: „kochane córki i kochani synowie ludzcy, przyjdźcie do Chrystusa, przestrzegajcie przykazań, bądźcie godni wejścia do świątyni Pańskiej” – tyle.

T: Ale po co?

JPS: Po co nam Chrystus?

T: Tak?

JPS: Początkującym powiedziałbym: po to, byście byli szczęśliwi i żyli w pokoju. Ale bardziej zaawansowanym duchowo powiedziałbym, że Chrystus to po prostu droga do Domu, do którego każdy pragnie trafić.

E: Czyli Chrystus jest drogą.

JPS: Dokładnie! Zbawiciel, Król Izraela, Głowa Kościoła, czyli Chrystus, nie jest ostatnim przystankiem. Sam o sobie mówił, że jest Drogą (Ew. Jana 14,6); Katolicki papież, Jan Paweł II, wzywał katolików, by uczyli się Chrystusa. Starożytny apostoł, Paweł z Tarsu, zachęcał, by „przyoblec się w Chrystusa” (List do Rzymian 13,14) Bycie z Chrystusem to proces... I wieczność też jest procesem. Zmierzamy ku takiej wieczności, gdzie nie będziemy trwać w „nirwanie” gotowych odpowiedzi i błogiej satysfakcji, ale dalej będziemy budować i zgłębiać różne rzeczy.

T: Jakie rzeczy?

JPS: Boga, boskość, miłość, piękno, radość, relacje, mądrość.

T: A ja myślałem, że wy wierzycie tylko po to, by trafić do Nieba całymi rodzinami, być jak Bogowie i stwarzać nowe wszechświaty i zaludniać je swoimi duchowymi dziećmi...

JPS: To znowu Brigham Young?

T: Nie wiem, tak wyczytałem w internetach...

JPS: Nie wykluczone – ale to nie jest esencja wiary. Każdy z nas ma boski potencjał: bycia dobrym, kochającym, szlachetnym i wielkodusznym. To właśnie kryje się pod popularnym w Kościele poglądem, że człowiek jest „bóstwem w zarodku” (ang. god in embryo). Rodzina w tym aspekcie jest tajemnicą! Nie boję się tego stwierdzenia. Nie wiemy, czym dokładnie jest wyniesienie rodzin. Nie wiemy jaka jest natura wszystkich chwał Królestwa Niebieskiego. Tutaj na Ziemi uczymy się bycia takimi jak Bóg. Cały czas. Warto w tym pięknym celu pozbyć się dystraktorów, które oddalają nas od Boga... Wyniesienie nas, jako rodzin, na wyżyny Królestwa Niebieskiego, to tajemnica. Rodzina jest tajemnicą. Nie jest związkiem, w którym ma być nam fajnie i w którym wszystko będzie jasne.

E: Łagodnie przeszliśmy do tematu rodziny... To dobrze, bo miałam o to zapytać.

JPS: A o co chciałaś zapytać w kontekście rodzin?

E: Na razie kontynuuj. Powiedziałeś, że „rodzina nie jest związkiem, w którym ma być nam fajnie i w którym wszystko będzie jasne”. Nie do końca rozumiem.

JPS: Chodzi mi o to, że rodzina to mega wyzwanie! I wezwanie. Jest ona małym laboratorium uczenia się boskich cech. Mało kto wie w co się pakuje, gdy zakłada rodzinę. Nie ma recept na udaną rodzinę – każda jest inna! Mając to na uwadze powinniśmy starannie dobierać partnerów życiowych i zastanowić się czy do rodziny w ogóle się nadajemy. Od wieków ludziom wydaje się, że muszą być w rodzinie – bo tak! Bo kto to widział i kto to słyszał, żeby rodziny nie założyć! Co na to ciocia Zdzisia?! Albo zdarza się, że młodzi zakładają rodzinę, by pobawić się w dom! W obu przypadkach potem jest tylko niepokój, awersja, rozwody, tragedie. Rodzina to poważne, boskie zadanie i boski plan dla człowieka. Nie można jej parodiować!

E: Ale zaraz, zaraz... Rodzina uświęcona wolą cioci Zdzisi ma długa tradycję – w Polsce, USA, Rosji, na Ukrainie w Chinach!

T: Wszędzie, gdzie są nadgorliwe „ciocie Zdzisie” (śmiech)

JPS: Nie przeczę, ale świętym na żadnej tradycji rodziny nie powinno zależeć tak bardzo, jak na Bożej woli dla człowieka. A właściwie Bożym WEZWANIU do człowieka.

E: No, dobrze. Ale mówisz o parodiowaniu. Co z tymi, którzy emancypują się ze swoich rodzin i standardów, by rodzinę założyć?

JPS: Po złości cioci Zdzisi?

E: Na przykład? Zmierzam do tego, co z tymi, którzy żenią się nie za radą swojej dotychczasowej rodziny a wbrew jej woli – i z perspektywy tej ostatniej to właśnie oni parodiują rodzinę? Aha, i co z relacjami jednopłciowymi?

T: No właśnie.

JPS: Co do pierwszego pytania, powiem, że wyemancypowanie się z rodziny pochodzenia jest bardzo ważne. W Kościele istotna jest samowystarczalność. To ogromna wartość w naszej religii. Mamy zadanie, by przez całe życie – na tyle na ile to możliwe – starać się o samowystarczalność. Podobnież, przy zakładaniu własnej rodziny nie powinniśmy sugerować się niczyją opinią, a tylko dobrem osoby, z którą chcemy się związać.

E: A relacje jednopłciowe?

JPS: Powiem tak... Zapieczętowany na wieczność może być tylko związek mężczyzny i kobiety. Kościół – zwłaszcza po ostatniej deklaracji władz w tej materii – nie wypędza ze swych szeregów par jednopłciowych, a nawet chętnie udziela chrztu dzieciom rodziców LGBT. Ale nie pobłogosławi takich związków.

E: Dlatego, że współżyją ze sobą?

JPS: Rozumiem, że chcesz mnie sprowokować?

E: Bo, co z tymi parami, które tylko prowadzą wspólne gospodarstwo domowe, ale żyją jak siostra z siostrą lub brat z bratem – w białej relacji?

JPS: Powiem tak... Osoby orientacji homoseksualnej wezwane są do celibatu. Ale celibat to nie nakaz – to zaproszenie! Celibat może być piękną okazją poznania woli Boga wobec nas; można go przeżyć pięknie i twórczo. Tylko nikt dziś o czystości seksualnej nie myśli na serio – ludziom wydaje się, że to tylko abstynencja. A to nie prawda!

T: Ale ludzie – w tym członkowie Waszego Kościoła – mają słabości...

JPS: Słabości i kondycja każdej osoby są brane pod uwagę, gdy dochodzi do omówienia sytuacji osoby LGBT w Kościele. Ale oczywiście, jeśli ktoś uparcie chce uprawiać dziki i wyuzdany seks z różnymi ludźmi lub przesiaduje na portalach randkowych dla gejów i lesbijek przyhaczając obiekty zabawy, albo chodzi do klubów LGBT tylko po to, by szukać parterów seksualnych, to musi poważnie rozważyć swoje członkostwo w Kościele. Albo rybki, albo akwarium!

E: OK – jasne, ale co z białymi relacjami?

JPS: Co do białych relacji – musiałbym się zastanowić. I prezydia gmin muszą się zastanowić. Każda relacja dwustronna – absolutnie każda (matka-córka, ojciec-syn, przyjaciel-przyjaciel, partnerka-partnerka itd.) – mają zupełnie rożne dynamiki. Nie ma na świecie dwóch takich samych relacji i dwóch identycznych przyjaźni. Jak mówił w 2017 roku apostoł M. Russel Ballard (prawdopodobnie następca Russela M. Nelsona na stanowisku prezydenta Kościoła), musimy uważnie słuchać, co mówią do nas osoby LGBT, poznać ich przeżycia i doświadczenie i robić to lepiej niż robiliśmy do tej pory.

E: Czy jakaś forma błogosławieństwa takich związków będzie możliwa?

JPS: Nie. Nie mamy na to objawienia. Nawet jeśli kiedyś w przyszłości jakaś forma włączenia relacji jednopłciowych zaistnieje w Kościele, nie będzie nigdy znaku równości między małżeństwem a związkiem jednopłciowym. Małżeństwo mężczyzny i kobiety należy do boskiego porządku i jest elementem programu Ewangelii i planu zbawienia. Relacja między dwiema osobami tej samej płci w tym planie zwyczajnie się nie zawiera.

E: To deprymujące, nie uważasz?

JPS: Nie sądzę. Po porostu uważam, że te dwie konstelacje, związek męsko-damski i jednopłciowy, należą do innych płaszczyzn relacji międzyludzkich. Nie mówię, że jedna jest gorsza, a druga lepsza – po prostu należą do innych porządków. Jedna ma szczególne miejsce w planie zbawienia, a druga nie – i tyle... Poza tym, nie jestem zwolennikiem elitaryzowania tematów przyziemnych w Kościele – jak tematu LGBT. Istnieje organizacja kościelna, North Star, zrzeszająca te osoby. Ale wektorem naszego postępowania w Kościele nie jest bycie LGBT czy heteroseksualistą. Kościół nie jest Kościołem homo-, bi-, trans- ani nawet heteroseksualistów! Nasza Wspólnota jest Kościołem Jezusa Chrystusa i w naszej duchowości i samorozwoju ten fakt należy mieć na uwadze. Tak mi się wydaje!

T: A nie przesadzacie z tym celibatem?

JPS: W jakim sensie?

T: Jak tak można po prostu żyć bez seksu? Człowiek MUSI mieć udany seks!

JPS: Człowiek nic nie musi. Musi to krowa – widzi trawę i musi skubać. Nic nie stanie jej na przeszkodzie, nawet on sama sobie. Człowiek ma emocje, lgnięcia i troski – zgoda, ale ma też możliwość wyboru: idę za danym pragnieniem, albo nie.

T: A to nie prowadzi do frustracji?

JPS: A udany i dziki seks, Twoim zdaniem, prowadzi do szczęścia, satysfakcji i uwalnia od frustracji?

T: No, chyba tak?

JPS A mi się wydaje, że niekoniecznie! Znam całą masę osób „hetero”, „homo” i „bi”, którzy szczycą się udanym życiem seksualnym, a leczą depresję. To przerażające! Żyjemy dzisiaj – jak mówił mój Rozmówca, Paweł – w czasach szalonego juwenizmu (kultu młodości i wigoru) i hedonizmu. W wielu kulturach brakuje przestrzeni na pokój i refleksję. Nie mówi się dziś o ciszy – jak zauważa duchowny katolicki, ks. kard. Robert Sarah, ani o potrzebie pochylenia się nad starością – na co z kolei zwraca uwagę polska filozofka i lewicowa polityczka – prof. Maria Szyszkowska. To ogromna tragedia czasów, w których żyjemy.

E: Sądzę, że od starszych ludzi i od starości możemy się wiele nauczyć.

JPS: I wiele możemy wynieść z ciszy – na przykład refleksję, usłyszeć głos Bożego Ducha. W milczeniu jest wielkie dobro, o którym zapominamy. Dzisiejszy zapracowany i za-imprezowany świat, zwłaszcza świat Zachodu, cierpi na brak ciszy. A za tym idzie brak refleksji właśnie i brak wsłuchania w osobiste Objawienie, a ono zawiera się w podszeptach Ducha Bożego.

T: Jaki jest Twój ulubiony fragment Pism?

JPS: Uff... Mam kilka: kilka w Starym Testamencie, kilka w Księdze Mormona, kilka w Perle Wielkiej Wartości... Bo ja wiem...

E: A pierwszy, który ot tak przychodzi Ci do głowy?

JPS: Z Nowego Testamentu. Rzymian 8,1 – dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie, nie ma już potępienia.

T: Dlaczego ten?

JPS: (przez dłuższą chwilę się zastanawiam) Może dlatego, że zawsze bałem się potępienia. Przed nawróceniem do Kościoła człowiek jawił mi się jako byt ku potępieniu, a Bóg jako jedyna Istota, która przez własny kaprys postanowiła człowieka przed potępieniem uchronić.

E: A nie jest tak?

JPS: Bóg nie jest kapryśny. Bóg autentycznie kocha wszystkie swoje dzieci. Muszą być bardzo uparte, by nie chcieć wyciągnąć do Niego ręki. A wierzę, że ręce Chrystusa pozostają wyciągnięte nawet do duchów upadłych.

T: Wierzysz także w ich zbawienie?

E: W Apokatastazę?

JPS: Chciałbym, ale to nie możliwe. W dwunastym rozdziale Księgi Almy czytamy: nasze słowa potępią nas i nie okażemy się bez skazy; Nasze myśli także nas potępią i w tym okropnym stanie nie odważymy się podnieść oczu ku naszemu Bogu. Wtedy bylibyśmy wdzięczni, jeślibyśmy mogli nakazać skałom i górom, by nas przywaliły i ukryły przed Jego obliczem. Lecz to nie może nastąpić. Musimy wystąpić i stanąć przed nim, gdy otacza go chwała, moc potęga i majestat i przyznać ku naszemu wiecznemu wstydowi, że wszystkie jego wyroki są sprawiedliwe, że ma on słuszność we wszystkim co czyni, że jest miłosierny wobec ludzi i ma moc zbawienia każdego człowieka, który wierzy w Jego imię i którego czyny świadczą o nawróceniu.

T: Jak to rozumiesz?

JPS: Starszy Brad Wilcox w swym przemówieniu His Grace Is Sufficient z 2011 roku powiedział, że „żadna nieczysta rzecz nie będzie chciała być zbawiona”. Ojciec w Niebie kocha upadłe duchy, ale one nie chcą i nie będą chciały nawet na Niego spojrzeć. Już podjęły decyzję – ich myśli potępiły je. Wybrały żałość i rozgoryczenie, i tego samego życzą wszystkim dzieciom Ojca Niebieskiego. Dlatego warto od tych istot stronić.

T: Czyli istnieje potępienie?

JPS: Odpowiem, tak: jest taki stan. Ale o nim nie nauczamy.

T: Przemilczacie groźbę potępienia?

JPS: Nic nie przemilczamy. Po prostu – mówiąc potocznie – nie wierzymy w piekło. Mamy nadzieję na zbawienie wszystkich. Wierzymy, że w zależności od naszych stanów duchowych odziedziczymy po Zmartwychwstaniu różnorakie stopnie chwały. Ale nie zsyłamy apriorycznie jednych tu, a drugich tam. Należy pokładać ufność w Ojcu w Niebie, głosić Ewangelię o nawróceniu do Domu Bożego, uczyć się Chrystusa i nauczać o Chrystusie. Powtarzam: mamy nadzieję na zbawienie wszystkich. Nie mamy nadziei na to, że – hura! super! – ktoś będzie potępiony. To byłoby nie-Chrystusowe. Nasz Pan pragnie zbawienia wszystkich dzieci Ojca Niebieskiego... Dodałbym tutaj jeszcze jedną refleksję: nawet jeśli dzieci Boże czują się odrzucone i niekochane, to nie zmienia to FAKTU, że są one owocem pięknej niebiańskiej miłości Niebiańskich Rodziców, którzy – jak niedawno nauczał apostoł Jeffrey R. Holland – przemierzają strumienie, góry i pustynie pragnąc znów mieć blisko swe ukochane maleństwa, czyli każdego i każdą z nas... Co do zbawienia dla wszystkich, warto pochylić się nad piękną wizją Proroka Józefa Smitha (Nauki i Przymierza 137), któremu dane było ujrzeć swego zmarłego brata, Alvina – człowieka cnotliwego i dobrego, nigdy nie zaznajomionego z Przywróconą Ewangelią – w najwyższym stopniu chwały w Niebie. Mamy dokładać starań, by dusze z tej i tamtej strony Zasłony przyprowadzić do Chrystusa. Ale też nasze możliwości są ograniczone, toteż musimy pokładać ufność w Panu. Chrystus – jak zaświadczają Pisma – chce, by każdy z własnej i nieprzymuszonej woli nawrócił się do Niego, podążał za Nim, naśladował Go i aby każdy – bez względu na pochodzenie, rasę, możliwości i kondycję – zmartwychwstał w tej samej chwale, co On.

E: Dzięki wielkie.

T: Dzięki.

JPS: Dziękuję Wam bardzo.

Popularne posty z tego bloga

Znani „mormoni”, czyli ośmioro najsłynniejszych Świętych

Dziś trochę z innej beczki i trochę dla rozrywki. Ach, kimże są i gdzie są ci „mormoni”? To pytanie ciśnie się na usta wielu osobom uważającym, że jesteśmy dziwną podziemną sektą, która w tajemnicy przed światem kryje swych wyznawców. Tak – spotkałem się z tym poglądem! No cóż, mylenie nas równocześnie ze Świadkami Jehowy, Amiszami i Scjentologiami daje takie właśnie efekty. Tymczasem nie ma po naszej stronie nic tajemniczego. Otwarcie przyznajemy się do swej przynależności do świętych w dniach ostatnich, prowadzimy intensywne życie rodzinne, towarzyskie i zawodowe, a wielu z nas zrobiło międzynarodową karierę. Dziś chciałbym przedstawić Czytelnikom ośmioro znanych świętych. Jest ich więcej, ale skoncentrowałem się na tych postaciach, których sława dotarła do Polski. A oto oni: 1. Bill Marriott (ur. 1932) Znamy Hotele Marriott? ZNAMY! J ako dyrektor wykonawczy Marriott International, Bill Marriott kierował jedną z największych sieci hoteli na świecie do czasu p

Jesteś osobą LGBT, zgadza się? ROZMOWA Z PAWŁEM

Pawle, powiedz nam coś o sobie. Paweł (imię zostało zmienione): Mam na imię Paweł. Mieszkam w Polsce. Pracuję dla dużej firmy i realizuję liczne zlecenia. Jestem co dnia mocno zajęty. W wolnych chwilach uprawiam sport. Jesteś osobą LGBT, zgadza się? Można tak powiedzieć, choć nie pod każdą literką bym się podpisał ( śmiech ). Jesteś zatem „G” – gejem. Jestem orientacji homoseksualnej. Ale to nie jest moja tożsamość! Należę do Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. W Kościele uczymy się, że przede wszystkim jesteśmy ukochanymi dziećmi Ojca Niebieskiego. Tym jestem – jestem Dzieckiem Boga. Oto kim jestem. Odcinasz się od organizacji LGBT? Nie. Mam tam licznych przyjaciół. Ale do żadnej nie należę. Należysz do Kościoła Jezusa Chrystusa. W środowiskach religijnych modne jest doszukiwanie się społecznej genezy orientacji homoseksualnej. Podejmowałeś kiedyś nad tym refleksję w odniesieniu do swojej sytuacji? Tak! Wielokrotnie

Jak prowadzić dziennik duchowy?

Wezwani jesteśmy do tego, by doskonalić się każdego dnia! Uff... Orka na ugorze! Być może. Każdy z nas ma inny temperament, inną historię, problemy i radości. By temu wszystkiemu się przyjrzeć, a zarazem złapać do życia trochę twórczego dystansu w sukurs przyjść nam może prowadzenie Dziennika Duchowego. Ja swój prowadzę od 2015 roku. Moje „Ja” z początku w niczym nie przypomina mojego obecnego „Ja”. I to jest właśnie super! Miło jest przyjrzeć się swojej ewolucji i nabrać nadziei, że kiedyś będzie się deczko lepszym niż dziś. W samorozwoju o niebo lepiej niż nie jedna auto-psychoanaliza pomóc może szczery notatnik uczuć, refleksji i Bożych podszeptów. Dzisiaj chciałbym podzielić się praktyką duchową jaką jest prowadzenie dziennika uczuć – lub jak kto woli „dziennika duchowego”. Zainteresowanym chciałbym przedstawić siedem rad na dobry początek realizowania takiej praktyki. Rada 1. Staraj się pisać codziennie (i odręcznie) Dobry dziennik duchowy prowadzony jest systematyc