Eliza:
Bardzo lubię tę fotografię. Kto ją zrobił?
Jan
Paweł Skupiński: Zdaje się, że mój Tata. Moja Mama też
ją lubi. Patrz – żartowała do Ojca – na naszego
Janka, jak on patrzy na świat: ta trawa taka płytka, to podwórko
takie płytkie, ten świat taki płytki. Mówię ci – on będzie
dziwny.
E:
Mama nie miała trochę racji? Od kiedy Cię znam odnoszę wrażenie,
że rzeczywistość jest dla Ciebie ciasna...
JPS:
Bo jest – w istocie. Rodzice dobrze mnie znali i znają. Od dziecka
miałem wrażenie, że duszę się w rzeczywistości. Oczywiście
jestem z wiekiem coraz bardziej wdzięczny za dar Rzeczywistości,
ale coś mnie zawsze w niej uwierało. Z jednej strony niepokojąca,
z drugiej trochę bolesna, z trzeciej... fascynująca.
E:
A co jest dla Ciebie niepokojące w rzeczywistości?
JPS:
To, że w ogóle jest. To, że rzeczy bardziej istnieją niż że ich
nie ma. Nie-bycie wydaje się być łatwiejsze i spokojniejsze.
Istnienie to wyzwanie... i wezwanie. Obiekty martwe jako tako radzą
sobie z faktem istnienia, zwierzęta nawet ten fakt ogarniają i
podejmują wyzwania rzeczywistości związane z potrzebą
przetrwania. Ale dla człowieka jest w rzeczywistości jeszcze jeden
element: istnienie jest WEZWANIEM. A ten fakt, generuje niepokój.
E:
Większość ludzi ogarnia jednak fakt istnienia ze spokojem.
JPS:
Tak, i to tragedia! Dzieci takie nie są – nie ogarniają faktu
istnienia ze spokojem. Dzieci zadają pytania. Dzieci podróżują
przez pierwsze lata życia. Są w tej podróży otoczone, jeśli Bóg
da, troskliwymi ludźmi, ale mozolnie przechodzą przez ten czas –
czasem im się dłuży, a one swoje dziecięce „rozkminki”
przeżywają samotnie. Gdy je ujawniają, dorośli często ukracają
ciekawość dziecka. A to tragiczne. Ciekawość
dziecka jest właśnie jego podświadomą odpowiedzią na Boże
wezwanie, by istnieć.
Bóg wzywa nas – każdego i każdą z nas. Chce, byśmy zadawali
pytania.
Teodor:
To trochę przerażające, co mówisz. Sądzisz, że nie powinno się
odpowiadać dziecku na pytania?
JPS:
Powinno – o tyle, o ile to możliwe. Nie powinno się udawać, że
ma się na wszystko gotowce. A liczne sekty, mędrcy, szermierze
Prawdy właśnie z gotowcami startują do ludzi.
T:
Woah! Przecież Twoja religia, mormonizm, szafuje gotowcami. Mi się
z kolei wydaje, że wasz Kościół ma na wszystko gotowy zestaw
odpowiedzi.
JPS:
Kiedyś świętym tak się wydawało. Zwłaszcza za czasów
pierwszych kilku prezydentur, ale to była bzdura! Pierwszy prorok
naszej dyspensacji, Józef Smith, tylko czasami miał odpowiedzi.
Nigdy nie przestawał sam zastanawiać się, mieć pytań...
E:
Brak odpowiedzi, snucie się po egzystencji uważasz za stan pożądany
przez Boga?
JPS:
Bóg powołał Abrahama, by udał się na pustynię. Na pustyni
przebywał Hiob. Bóg wezwał Lehiego (bohatera pierwszych kronik
Księgi Mormona), by zmierzył się z pustynią i oceanem. W końcu
na pustynię, by pościć, udał się Jezus Nazareńczyk. Pustynia,
niepewność, brak odpowiedzi – są częścią życia. Trzeba się
z nimi zmierzyć, by odkryć co też kryje się za wezwaniem Boga, by
pojąć tak ciężką pracę i zadanie jak istnienie.
T:
Hm... Istnienie jako zadanie i praca...
E:
Sądzisz, że prorocy, o których mówisz to właśnie rozumieli?
JPS:
Dokładnie tak. Jezus nie uciekał przed pustynią, bólem i
cierpieniem, ale ze wszystkimi zmierzył się z własnej i nie
przymuszonej woli. Pomyślcie o synach Lehiego, Lamanie i Lemuelu.
Oni chcieli zawrócić z pustyni do Jerozolimy i tam zostać.
Szemrali przeciw ojcu a potem ich bratu, Nefiemu. Czasami w swej
religijności postępujemy jak Laman i Lemuel. Oni nie byli złymi
ludźmi, ale... byli wygodni. Mimo, iż Jerozolimie (zgodnie ze
słusznym proroctwem Lehiego) groziła zagłada, jego najstarsi
synowie, Laman i Lemuel właśnie, nie chcieli słuchać i opuszczać
stolicy. Woleli przestrzeń Jerozolimy, która dla nich była
symbolem wygody, spokoju, starych nawyków i jasnych odpowiedzi.
Święci w dniach ostatnich też często są wygodni. Oczekują, że
Kościół da odpowiedzi na wszystkie trapiące ich pytania...
T:
Ale właśnie tak wyglądają wasze materiały propagandowe: dowiedz
się! znajdź odpowiedź!...
JPS:
Władze Kościoła w mądrości Ducha Świętego nie udzielają
odpowiedzi od ręki – jak to się zdarza w licznych sektach.
Kościół wzywa do doświadczenia wiary, do własnego świadectwa,
do zadawania pytań, do poszukiwań, do modlitwy. Młodzi członkowie
są wręcz motywowani do wyjazdu na misję – a
zatem Kościół zachęca do udania się na pustynię:
tam, gdzie pasta do zębów ot tak nie pojawi się w łazience,
chlebek sam się nie kupi, gdzie nie ma mamusi i tatusia, którzy
zawsze pomogą i odpowiedzą na trudne pytania. I do tego wezwani
jesteśmy wszyscy – do stawiania własnych pytań i budowania
własnego świadectwa na odludziu refleksji.
E:
A nie boicie się herezji?
JPS:
Jak to rozumiesz?
E:
Nie boicie się, że motywowani do wyboru własnych dróg i do
poszukiwań, członkowie będą się...
JPS:
… licytowali, kto ma lepsze i świeższe objawienie, tak? (śmiech)
E:
Nie śmiej się, dokładnie tego się obawiam!
JPS:
Nie stanie się tak, gdy będą trzymać się drogowskazów. Są nimi
Pisma, głos proroków i sumienie. Jeśli tych się przytrzymamy, to
choćby najbardziej szalone rzeczy przyszły nam do głowy, nie
zbłądzimy. Poza tym czasami działamy po omacku. Myślimy, że już
coś rozumiemy, a mamy tylko – mówiąc z angielska – bits
and pieces objawienia. I czasami
– tu jest ryzyko – wbijamy się w pychę i robimy z tego, co nam
przyszło do głowy, doktrynę.
E:
Tak zaczyna się herezja?
JPS:
Tak zaczyna się herezja.
T:
Wywrotowy pogląd to podstawa do ekskomuniki?
JPS:
Nie! Ekskomunikuje się członków, gdy działają na szkodę
wiernych i gdy sieją zamęt. Pewna członkini w USA została
ekskomunikowana w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku za
własne poglądy. I OK – własne poglądy zawsze można mieć.
Problem w tym, że ta kobieta NAKAZYWAŁA innym członkom wierzyć,
że – dla przykładu – Duch Święty i Matka w Niebie to ta sama
osoba. Dopuściła się wykroczenia, bo kazała innym przyjąć za
doktrynę coś, co sama miała za słuszne we własnej opinii.
E:
Ta członkini była w błędzie?
JPS:
Trudno mi w tej chwili ocenić czy i na ile była w błędzie.
Problem w tym, że lansowała się na autorytet, że zmuszała innych
do godzenia się z nią.
T:
To jaka jest doktryna, której nie możecie podważać?
JPS:
By dalej, mimo zawieruch światopoglądowych, trzymać się prostej
drogi?
E:
Aleś to ujął!
T:
Tak, o to pytam.
JPS:
Powinniśmy wierzyć, że jest Bóg; że Bóg jest naszym
Ojcem i interesuje się naszym szczęściem; że Jezus jest Synem
Boga, zadośćuczynił za nasze grzechy i zmartwychwstał, byśmy i
my mogli znowu żyć; że Józef Smith był bożym Prorokiem; że
obecny prezydent Kościoła jest prorokiem Boga; że Pisma Święte
są słowem Boga i że Kościół posiada władzę administrowania
obrzędów, które zbliżają nas do Boga.
T:
Trochę się tego uzbierało!
JPS:
To nie ja – to Michael R. Ash, który tak podsumował Artykuły
Wiary w swej książce Shaken Faith Syndrome (2008).
A od siebie dodam, że, aby trwać w Kościele trzeba przyjąć do
wiadomości zasadniczo jedną prawdę: Jezu, Tyś jest
Mesjasz – Syn Boga Żywego!
Kto przede wszystkim trzyma się tej prawdy, choćby chciał, nie
zbłądzi i nie popadnie w herezję. O tym zaświadcza Księga
Mormona.
E:
A zdarzyło się, że w Kościele były osoby o wywrotowych
poglądach, a jednak nie zostali z Kościoła usunięci?
JPS:
Oczywiście. W mojej opinii mógłby być to chociażby bardzo
szanowany przeze mnie pisarz Tad R. Callister (który miał własne
poglądy na to czym i w jakiej relacji z Ziemią jest Kolob) albo
drugi prezydent Kościoła, Brigham Young, od którego niektórych
własnych pomysłów wiernym więdły uszy! A jednak żaden z nich
nie nakazywał wiernym w coś wierzyć, ani nie zaprał się
podstawowej prawdy o Jezusie – że to jest Mesjasz, Syn Boga
Żywego. Co więcej, obaj mają wielkie zasługi w Kościele dla
budowania wiary w Chrystusa.
T:
Czyli trzeba wierzyć w Chrystusa.
JPS:
Takie jest przesłanie tego Kościoła dla świata: „kochane córki
i kochani synowie ludzcy, przyjdźcie do Chrystusa, przestrzegajcie
przykazań, bądźcie godni wejścia do świątyni Pańskiej” –
tyle.
T:
Ale po co?
JPS:
Po co nam Chrystus?
T:
Tak?
JPS:
Początkującym powiedziałbym: po to, byście byli szczęśliwi i
żyli w pokoju. Ale bardziej zaawansowanym duchowo powiedziałbym, że
Chrystus to po prostu droga do Domu, do którego każdy pragnie
trafić.
E:
Czyli Chrystus jest drogą.
JPS:
Dokładnie! Zbawiciel, Król Izraela, Głowa Kościoła, czyli
Chrystus, nie jest ostatnim przystankiem. Sam o sobie mówił, że
jest Drogą (Ew. Jana 14,6); Katolicki papież, Jan Paweł II, wzywał
katolików, by uczyli się Chrystusa. Starożytny apostoł, Paweł z
Tarsu, zachęcał, by „przyoblec się w Chrystusa” (List do
Rzymian 13,14) Bycie z Chrystusem to proces... I wieczność też
jest procesem. Zmierzamy ku takiej wieczności, gdzie nie będziemy
trwać w „nirwanie” gotowych odpowiedzi i błogiej satysfakcji,
ale dalej będziemy budować i zgłębiać różne rzeczy.
T:
Jakie rzeczy?
JPS:
Boga, boskość, miłość, piękno, radość, relacje, mądrość.
T:
A ja myślałem, że wy wierzycie tylko po to, by trafić do Nieba
całymi rodzinami, być jak Bogowie i stwarzać nowe wszechświaty i
zaludniać je swoimi duchowymi dziećmi...
JPS:
To znowu Brigham Young?
T:
Nie wiem, tak wyczytałem w internetach...
JPS:
Nie wykluczone – ale to nie jest esencja wiary. Każdy
z nas ma boski potencjał: bycia dobrym, kochającym, szlachetnym i
wielkodusznym. To
właśnie kryje się pod popularnym w Kościele poglądem, że
człowiek jest „bóstwem w zarodku” (ang. god in
embryo).
Rodzina w tym aspekcie jest tajemnicą! Nie boję się tego
stwierdzenia. Nie wiemy, czym dokładnie jest wyniesienie rodzin. Nie
wiemy jaka jest natura wszystkich chwał Królestwa Niebieskiego.
Tutaj na Ziemi uczymy się bycia takimi jak Bóg. Cały czas. Warto w
tym pięknym celu pozbyć się dystraktorów, które oddalają nas od
Boga... Wyniesienie nas, jako rodzin, na wyżyny Królestwa
Niebieskiego, to tajemnica. Rodzina
jest tajemnicą. Nie jest
związkiem, w którym ma być nam fajnie i w którym wszystko będzie
jasne.
E:
Łagodnie przeszliśmy do tematu rodziny... To dobrze, bo miałam o
to zapytać.
JPS:
A o co chciałaś zapytać w kontekście rodzin?
E:
Na razie kontynuuj. Powiedziałeś, że „rodzina nie jest
związkiem, w którym ma być nam fajnie i w którym wszystko będzie
jasne”. Nie do końca rozumiem.
JPS:
Chodzi mi o to, że rodzina to mega
wyzwanie! I wezwanie. Jest ona małym laboratorium uczenia się
boskich cech. Mało kto wie w co się pakuje, gdy zakłada rodzinę.
Nie ma recept na udaną rodzinę – każda jest inna! Mając to na
uwadze powinniśmy starannie dobierać partnerów życiowych i
zastanowić się czy do rodziny w ogóle się nadajemy. Od wieków
ludziom wydaje się, że muszą być w rodzinie – bo tak! Bo kto to
widział i kto to słyszał, żeby rodziny nie założyć! Co na to
ciocia Zdzisia?! Albo zdarza się, że młodzi zakładają rodzinę,
by pobawić się w dom! W obu przypadkach potem jest tylko niepokój,
awersja, rozwody, tragedie. Rodzina to poważne, boskie zadanie i
boski plan dla człowieka. Nie można jej parodiować!
E:
Ale zaraz, zaraz... Rodzina uświęcona wolą cioci Zdzisi ma długa
tradycję – w Polsce, USA, Rosji, na Ukrainie w Chinach!
T:
Wszędzie, gdzie są nadgorliwe „ciocie Zdzisie” (śmiech)
JPS:
Nie przeczę, ale świętym na żadnej tradycji rodziny nie powinno
zależeć tak bardzo, jak na Bożej woli dla człowieka. A właściwie
Bożym WEZWANIU do człowieka.
E:
No, dobrze. Ale mówisz o parodiowaniu. Co z tymi, którzy emancypują
się ze swoich rodzin i standardów, by rodzinę założyć?
JPS:
Po złości cioci Zdzisi?
E:
Na przykład? Zmierzam do tego, co z tymi, którzy żenią się nie
za radą swojej dotychczasowej rodziny a wbrew jej woli – i z
perspektywy tej ostatniej to właśnie oni parodiują rodzinę? Aha,
i co z relacjami jednopłciowymi?
T:
No właśnie.
JPS:
Co do pierwszego pytania, powiem, że wyemancypowanie się z rodziny
pochodzenia jest bardzo ważne. W Kościele istotna jest
samowystarczalność.
To ogromna wartość w naszej religii. Mamy zadanie, by przez całe
życie – na tyle na ile to możliwe – starać się o
samowystarczalność. Podobnież, przy zakładaniu własnej rodziny
nie powinniśmy sugerować się niczyją opinią, a tylko dobrem
osoby, z którą chcemy się związać.
E:
A relacje jednopłciowe?
JPS:
Powiem tak... Zapieczętowany na wieczność może być tylko związek
mężczyzny i kobiety. Kościół – zwłaszcza po ostatniej
deklaracji władz w tej materii – nie wypędza ze swych szeregów
par jednopłciowych, a nawet chętnie udziela chrztu dzieciom
rodziców LGBT. Ale nie pobłogosławi takich związków.
E:
Dlatego, że współżyją ze sobą?
JPS:
Rozumiem, że chcesz mnie sprowokować?
E:
Bo, co z tymi parami, które tylko prowadzą wspólne gospodarstwo
domowe, ale żyją jak siostra z siostrą lub brat z bratem – w
białej relacji?
JPS:
Powiem tak... Osoby orientacji homoseksualnej wezwane są do
celibatu. Ale celibat to nie nakaz – to zaproszenie! Celibat może
być piękną okazją poznania woli Boga wobec nas; można go przeżyć
pięknie i twórczo. Tylko nikt dziś o czystości seksualnej nie
myśli na serio – ludziom wydaje się, że to tylko abstynencja. A
to nie prawda!
T:
Ale ludzie – w tym członkowie Waszego Kościoła – mają
słabości...
JPS:
Słabości i kondycja każdej osoby są brane pod uwagę, gdy
dochodzi do omówienia sytuacji osoby LGBT w Kościele. Ale
oczywiście, jeśli ktoś uparcie chce uprawiać dziki i wyuzdany
seks z różnymi ludźmi lub przesiaduje na portalach randkowych dla
gejów i lesbijek przyhaczając obiekty zabawy, albo chodzi do klubów
LGBT tylko po to, by szukać parterów seksualnych, to musi poważnie
rozważyć swoje członkostwo w Kościele. Albo rybki, albo akwarium!
E:
OK – jasne, ale co z białymi relacjami?
JPS:
Co do białych relacji – musiałbym się zastanowić. I prezydia
gmin muszą się zastanowić. Każda relacja dwustronna –
absolutnie każda (matka-córka, ojciec-syn, przyjaciel-przyjaciel,
partnerka-partnerka itd.) – mają zupełnie rożne dynamiki. Nie ma
na świecie dwóch takich samych relacji i dwóch identycznych
przyjaźni. Jak mówił w 2017 roku apostoł M. Russel Ballard
(prawdopodobnie następca Russela M. Nelsona na stanowisku prezydenta
Kościoła), musimy uważnie słuchać, co mówią do nas osoby LGBT,
poznać ich przeżycia i doświadczenie i robić to lepiej niż
robiliśmy do tej pory.
E:
Czy jakaś forma błogosławieństwa takich związków będzie
możliwa?
JPS:
Nie. Nie mamy na to objawienia. Nawet jeśli kiedyś w przyszłości
jakaś forma włączenia relacji jednopłciowych zaistnieje w
Kościele, nie będzie nigdy znaku równości między małżeństwem
a związkiem jednopłciowym. Małżeństwo mężczyzny i kobiety
należy do boskiego porządku i jest elementem programu Ewangelii i
planu zbawienia. Relacja między dwiema osobami tej samej płci w tym
planie zwyczajnie się nie zawiera.
E:
To deprymujące, nie uważasz?
JPS:
Nie sądzę. Po porostu uważam, że
te dwie konstelacje, związek męsko-damski i jednopłciowy, należą
do innych płaszczyzn relacji międzyludzkich. Nie mówię, że jedna
jest gorsza, a druga lepsza – po prostu należą do
innych porządków. Jedna ma szczególne miejsce w planie zbawienia,
a druga nie – i tyle... Poza tym, nie jestem zwolennikiem
elitaryzowania tematów przyziemnych w Kościele – jak tematu LGBT.
Istnieje organizacja kościelna, North Star, zrzeszająca te osoby.
Ale wektorem naszego postępowania w Kościele nie jest bycie LGBT
czy heteroseksualistą. Kościół
nie jest Kościołem homo-, bi-, trans- ani nawet heteroseksualistów!
Nasza Wspólnota jest Kościołem Jezusa Chrystusa i w naszej
duchowości i samorozwoju ten fakt należy mieć na uwadze. Tak mi
się wydaje!
T:
A nie przesadzacie z tym celibatem?
JPS:
W jakim sensie?
T:
Jak tak można po prostu żyć bez seksu? Człowiek MUSI mieć udany
seks!
JPS:
Człowiek nic nie musi. Musi to krowa – widzi trawę i musi skubać.
Nic nie stanie jej na przeszkodzie, nawet on sama sobie. Człowiek ma
emocje, lgnięcia i troski – zgoda, ale ma też możliwość
wyboru: idę za danym pragnieniem, albo nie.
T:
A to nie prowadzi do frustracji?
JPS:
A udany i dziki seks, Twoim zdaniem, prowadzi do szczęścia,
satysfakcji i uwalnia od frustracji?
T:
No, chyba tak?
JPS
A mi się wydaje, że niekoniecznie! Znam całą masę osób
„hetero”, „homo” i „bi”, którzy szczycą się udanym
życiem seksualnym, a leczą depresję. To przerażające! Żyjemy
dzisiaj – jak mówił mój Rozmówca, Paweł – w czasach
szalonego juwenizmu (kultu młodości i wigoru) i hedonizmu. W wielu
kulturach brakuje przestrzeni na pokój i refleksję. Nie
mówi się dziś o ciszy – jak zauważa duchowny katolicki, ks.
kard. Robert Sarah, ani o potrzebie pochylenia się nad starością –
na co z kolei zwraca uwagę polska filozofka i lewicowa polityczka –
prof. Maria Szyszkowska.
To ogromna tragedia czasów, w których żyjemy.
E:
Sądzę, że od starszych ludzi i od starości możemy się wiele
nauczyć.
JPS:
I wiele możemy wynieść z ciszy – na przykład refleksję,
usłyszeć głos Bożego Ducha. W milczeniu jest wielkie dobro, o
którym zapominamy. Dzisiejszy zapracowany i za-imprezowany świat,
zwłaszcza świat Zachodu, cierpi na brak ciszy. A za tym idzie brak
refleksji właśnie i brak wsłuchania w osobiste Objawienie, a ono
zawiera się w podszeptach Ducha Bożego.
T:
Jaki jest Twój ulubiony fragment Pism?
JPS:
Uff... Mam kilka: kilka w Starym Testamencie, kilka w Księdze
Mormona, kilka w Perle Wielkiej Wartości... Bo ja wiem...
E:
A pierwszy, który ot tak przychodzi Ci do głowy?
JPS:
Z Nowego Testamentu. Rzymian 8,1 – dla tych, którzy są
w Chrystusie Jezusie, nie ma już potępienia.
T:
Dlaczego ten?
JPS:
(przez dłuższą chwilę się zastanawiam) Może dlatego, że
zawsze bałem się potępienia. Przed nawróceniem do Kościoła
człowiek jawił mi się jako byt ku potępieniu, a Bóg jako jedyna
Istota, która przez własny kaprys postanowiła człowieka przed
potępieniem uchronić.
E:
A nie jest tak?
JPS:
Bóg nie jest kapryśny. Bóg autentycznie kocha wszystkie swoje
dzieci. Muszą być bardzo uparte, by nie chcieć wyciągnąć do
Niego ręki. A wierzę, że ręce Chrystusa pozostają wyciągnięte
nawet do duchów upadłych.
T:
Wierzysz także w ich zbawienie?
E:
W Apokatastazę?
JPS:
Chciałbym, ale to nie możliwe. W dwunastym rozdziale Księgi Almy
czytamy: nasze słowa potępią nas i nie okażemy
się bez skazy; Nasze myśli także nas potępią i w tym okropnym
stanie nie odważymy się podnieść oczu ku naszemu Bogu. Wtedy
bylibyśmy wdzięczni, jeślibyśmy mogli nakazać skałom i górom,
by nas przywaliły i ukryły przed Jego obliczem. Lecz to nie może
nastąpić. Musimy wystąpić i stanąć przed nim, gdy otacza go
chwała, moc potęga i majestat i przyznać ku naszemu wiecznemu
wstydowi, że wszystkie jego wyroki są sprawiedliwe, że ma on
słuszność we wszystkim co czyni, że jest miłosierny wobec ludzi
i ma moc zbawienia każdego człowieka, który wierzy w Jego imię i
którego czyny świadczą o nawróceniu.
T: Jak to rozumiesz?
JPS:
Starszy Brad Wilcox w swym przemówieniu His
Grace Is Sufficient
z 2011 roku powiedział, że „żadna nieczysta rzecz nie będzie
chciała być zbawiona”. Ojciec w Niebie kocha upadłe duchy, ale
one nie chcą i nie będą chciały nawet na Niego spojrzeć. Już
podjęły decyzję – ich myśli potępiły je. Wybrały żałość
i rozgoryczenie, i tego samego życzą wszystkim dzieciom Ojca
Niebieskiego. Dlatego warto od tych istot stronić.
T: Czyli istnieje
potępienie?
JPS: Odpowiem, tak: jest
taki stan. Ale o nim nie nauczamy.
T: Przemilczacie
groźbę potępienia?
JPS:
Nic nie przemilczamy. Po prostu – mówiąc potocznie – nie
wierzymy w piekło. Mamy nadzieję na zbawienie wszystkich. Wierzymy,
że w zależności od naszych stanów duchowych odziedziczymy po
Zmartwychwstaniu różnorakie stopnie chwały. Ale nie zsyłamy
apriorycznie jednych tu, a drugich tam. Należy pokładać ufność w
Ojcu w Niebie, głosić Ewangelię o nawróceniu do Domu Bożego,
uczyć się Chrystusa i nauczać o Chrystusie. Powtarzam: mamy
nadzieję na zbawienie wszystkich. Nie mamy nadziei na to, że –
hura! super! – ktoś będzie potępiony. To byłoby
nie-Chrystusowe. Nasz Pan pragnie zbawienia wszystkich dzieci Ojca
Niebieskiego... Dodałbym tutaj jeszcze jedną refleksję: nawet
jeśli dzieci Boże czują się odrzucone i niekochane, to nie
zmienia to FAKTU, że są one owocem pięknej niebiańskiej miłości
Niebiańskich Rodziców, którzy – jak niedawno nauczał apostoł
Jeffrey R. Holland – przemierzają strumienie, góry i pustynie
pragnąc znów mieć blisko swe ukochane maleństwa, czyli każdego i
każdą z nas...
Co do zbawienia dla wszystkich, warto pochylić się nad piękną
wizją Proroka Józefa Smitha (Nauki i Przymierza 137), któremu dane
było ujrzeć swego zmarłego brata, Alvina – człowieka cnotliwego
i dobrego, nigdy nie zaznajomionego z Przywróconą Ewangelią – w
najwyższym stopniu chwały w Niebie. Mamy dokładać starań, by
dusze z tej i tamtej strony Zasłony przyprowadzić do Chrystusa. Ale
też nasze możliwości są ograniczone, toteż musimy pokładać
ufność w Panu. Chrystus – jak zaświadczają Pisma – chce, by
każdy z własnej i nieprzymuszonej woli nawrócił się do Niego,
podążał za Nim, naśladował Go i aby każdy – bez względu na
pochodzenie, rasę, możliwości i kondycję – zmartwychwstał w
tej samej chwale, co On.
E: Dzięki wielkie.
T: Dzięki.
JPS: Dziękuję Wam
bardzo.