Przejdź do głównej zawartości

O Krzyż Święty wśród „mormonów”


Symbol krzyża nie był tak popularny we wczesnym chrześcijaństwie, jak się niekiedy uważa. Krzyż kojarzono z narzędziem tortur – był miejscem męki Boga i Człowieka, porażką ludzkości. Znakiem, że człowiek jest okrutnikiem, który własnego Stworzyciela skazuje na haniebną śmierć. W Imperium Rzymskim krzyżowano bowiem ludzi najgorszego sortu – na przykład buntowników politycznych, do których z resztą zaliczono Jezusa. Nie dziwi więc prześmiewczy tytuł winy zawieszony nad głową Zbawiciela: JEZUS Z NAZARETU – KRÓL ŻYDÓW. Naśladowcy Chrystusa jako swego symbolu używali licznych ilustracji: pelikana – ptaka, który karmi własną krwią swoje pisklęta, pasterza trzymającego owieczkę oraz słońca – symbol nowości, odradzenia, zmartwychwstania. Nie dziwi zatem, że Pierwszy Dzień po żydowskim Szabasie, gdy chrześcijanie zbierali się na Eucharystii nazywano – za grecko-rzymską tradycją określania czasu – DNIEM SŁOŃCA.[1]


Coraz częściej stosowano krzyż, gdy ówczesny świat obiegła legenda o wizji cesarza Rzymu, Konstantyna, której to wizji miał doświadczyć w początku IV wieku przy Moście Mulwijskim. Według antycznych przekazów wieczorem dnia 27 października 312 roku n.e., tuż przed bitwą przy Moście Mulwijskim, Konstantyn Wielki miał mieć wizję, która poprowadziła go do zwycięstwa przy wsparciu chrześcijańskiego boga. Źródła historyczne nie są jednak zgodne i różnią się w pewnych kwestiach, co do tzw. „cudu Konstantyna”. Nadworny nauczyciel – służący w domu Konstantyna – Lakancjusz, wspominał:

Konstantyn został we śnie upomniany, by niebieski znak boga [caeleste signum dei] wypisał na tarczach i tak stoczył bitwę. Uczynił, co miał zlecone, i na najwyższem zagięciu tarcz imię Chrystusa literą X w poprzek wypisuje. (Laktancjusz,  „O śmierci prześladowców”, 44)

Z kolei kontrowersyjny biskup chrześcijański, Euzebiusz, w biografii cesarza pisał:

W godzinach popołudniowych, gdy słońce zaczynało się już skłaniać ku zachodowi, zobaczył na własne oczy znak triumfalny w postaci krzyża ze światła na niebie, powyżej słońca, i był na nim umieszczony napis, mówiący: „Pod nim zwyciężaj”. Na ten widok zdumienie ogarnęło i jego, i całe wojsko, które szło za nim w tej ekspedycji i stało się naocznym świadkiem cudu. (Euzebiusz,  „Żywot Konstantyna”, 1.28) [2]



Wkrótce po zwycięstwie Konstantyn zatwierdził Edykt Mediolański przyznający wolność wyznaniową chrześcijanom. Zaczął podchodzić do tej religii coraz bardziej entuzjastycznie. Długo później on sam przyjął tę religię (podobnie, jak wcześniej uczyniła to jego matka, Helena). Jednak prawowierność Konstantyna jest kwestią sporną. Choć był życzliwy duszpasterzom chrześcijańskim, szczególnie sympatyzował z arianami – a więc chrześcijanami, którzy odrzucali wiarę w boską naturę Chrystusa. [3]



Tak czy inaczej po śmierci Konstantyna krzyż był obecny na dobre w Europie. Już nie był to znak porażki – ale zwycięstwa. W trudnych chwilach zwycięstwo krzyża dodawało ludziom otuchy. Chrześcijanie wierzyli, że jeśli teraz cierpią ból lub niedostatek, to właśnie wtedy jest blisko nich Chrystus – i jak jego mękę zwieńczyło zmartwychwstanie, tak ich niedolę zwieńczą radosne dni w przyszłości.


Idę umrzeć za mój lud”


Duchowość inspirowaną Krzyżem Chrystusowym wspaniale pojęli karmelici, zakonnicy rzymsko-katoliccy, dla których widok umęczonego Chrystusa był symbolem absolutnej pokory, oddania i współczucia.


Żydowska filozofka i aktywistka społeczna, Edyta Stein, w ślad za swoim mentorem, profesorem Edmundem Husserlem (1859-1938), rozwijała myśl fenomenologiczną, która dalej zainspirowała ją do rozważań na temat empatii. Stein od 14 r. życia określała się ateistką dopóki po studiach nie zaczęła intensyfikować swoich przyjaźni z luteranami i katolikami w rodzinnym Wrocławiu. Zapoznała się z pismami św. Teresy z Avila. Ten kontakt doprowadził do decyzji o przyjęciu przez Stain katolicyzmu. Po konwersji wstąpiła do zakonu karmelitańskiego, gdzie znana była jako siostra Teresa Benedykta od Krzyża. Edyta Stein – jako Żydówka – widziała w prześladowaniach swoich rodaków w III Rzeszy mękę jej najsłynniejszego rodaka, Jezusa z Nazaretu. Zakonnica ze zgromadzenia słyszała, jak teatralnym szeptem, patrząc na figurę Chrystusa na krzyżu, Edyta Stein powiedziała – „On jest krwią z naszej krwi i ciałem z naszego ciała”. Krzyż dodał Edycie Stein otuchy. W dniu wywozu do obozu koncentracyjnego powiedziała do innej zakonnicy – również Żydówki – „choć, idziemy umrzeć za nasz lud”.[4]


Wiele wieków wcześniej, w tragicznych chwilach swojego życia wybitny hiszpański karmelita, o. Jan od Krzyża tworzył swoje Grados de Perfección (Stopnie doskonałości), gdzie zawarł szereg rad, jak dbać o relację z Bogiem i przez to nadać życiu lepszej jakości. Pisał między innymi:

3. Nie czyń ani nie mów nic ważnego, czego by nie uczynił lub nie powiedział Chrystus, gdyby się znalazł w Twojej sytuacji i gdyby posiadał wiek i zdrowie, które Ty posiadasz.

8. We wszystkich rzeczach, wzniosłych czy niskich, miej Boga za cel (…)

15. Bądź zawsze o tym przekonany, że wszystko, co ci się przydarza, korzystne czy przeciwne, pochodzi od Boga, abyś się w pierwszym nie pysznił, a w drugim nie zniechęcał.

16. (...) nie pozwalaj królować w twej duszy żadnej rzeczy, która by nie prowadziła do świętości.

  1. Staraj się sprawić przyjemność raczej innym niż samemu sobie, w ten sposób nie będziesz czuł zazdrości ani przywiązania do bliźniego. (…) [5]




Przez zwykłą wdzięczność



Czwarty punkt Stopni autorstwa Jana od krzyża brzmi: Szukaj w każdej rzeczy większej chwały i czci Boga. Słowa te były bliskie innej członkini zakonu karmelitów, Teresie Martin z Lisieux (czyli s. Teresie od Dzieciątka Jezus), świętej katolickiej, która przez członków Kościoła katolickiego bywa nazywana Małą Treską. Teresa z Lisieux żyła przekonaniem, że na chwałę Boga można robić każdą rzecz. Podobno mawiała, że „nawet igłę można podnieść z podłogi na większą Bożą chwałę!”



Ta uwaga s. Teresy z Lisieux zawstydza – tak katolików, jak i świętych w dniach ostatnich. Wprawdzie święci słusznie głoszą, że Chrystus zszedł poniżej wszystkiego dla naszego Zbawienia, abyśmy my nie musieli tego czynić sami, ale – słowo daję! – możemy chyba zrobić szereg drobiazgów wciągu dnia dla większej chwały Boga – przez zwykłą, cywilną wdzięczność umęczonemu Chrystusowi. Jego krzyż może inspirować.


PRZYPISY:

[1] Eucharystia pierwszych chrześcijan, red. ks. Marek Starowieyski, Kraków 1987, s. 8-70.

[2] Jakub Jasiński 'Ciosek', Wizja Konstantyna prze bitwą przy Moście Mulwijskim, imperiumromanum.pl (data dostępu: 3 czerwca 2022); EUZEBIUSZ Z CEZAREI (ok. 264-340) – biskup Cezarei od 313 roku. Kontrowersyjność poglądów Euzebiusza wynika z faktu, że był obrońcą twórczości Orygenesa, sympatyzował z arianami, a jego osobiste przekonania określa się jako „subordynacjonizm” (Chrystus ma boskie pochodzie, ale jest istotą niższą od Boga Ojca). Autor panegiryku (życiorys sławiący opisywaną postać) „De Vita Constantini” (Żywot Konstantyna).

[3] Why don't Latter-day Saints use the cross?, kanał Saints Unscripted (YouTube, publ. 11 marca 2021). Cesarz KONSTANTYN zwlekał z decyzją do chwili swej śmierci. Chrztu udzielił mu biskup Euzebiusz z Nikomedii (arianin), a fakt ten sprawia, że historycy poddają w wątpliwość zgodność osobistych poglądów religijnych Konstantyna z wówczas przyjętą ogólno-chrześcijańską doktryną (por.: pl.wikipedia.org/wiki/Święta_Helena, pl.wikipedia.org/wiki/Konstantyn_I_Wielki).

[4] Waltraud Herbstrith, Edyta Stein. Żydówka i chrześcijanka, tłum. Laura Kopaczyńska, Kraków 2022, s. 27-36, 47-57, 69-142. Decyzję o konwersji na katolicyzm Edyta Stein podjęła ostatecznie latem 1921 roku w Bergzabern (land Nadrenia-Palatynat). Chrzest przyjęła tamże 1 stycznia 1922 (s. 71). Kanonizowana (ogłoszona świętą) 11 października 1998 roku.

[5] Fragment „Grados de Perfección” za: św. Jan od Krzyża, Dzieła, tłum. B. Smyrak OCD, Kraków 2014, s. 154-155.


ILUSTRACJA:

Figura Chrystusa z bazyliki p. w. Matki Bożej w Alicante

Popularne posty z tego bloga

Znani „mormoni”, czyli ośmioro najsłynniejszych Świętych

Dziś trochę z innej beczki i trochę dla rozrywki. Ach, kimże są i gdzie są ci „mormoni”? To pytanie ciśnie się na usta wielu osobom uważającym, że jesteśmy dziwną podziemną sektą, która w tajemnicy przed światem kryje swych wyznawców. Tak – spotkałem się z tym poglądem! No cóż, mylenie nas równocześnie ze Świadkami Jehowy, Amiszami i Scjentologiami daje takie właśnie efekty. Tymczasem nie ma po naszej stronie nic tajemniczego. Otwarcie przyznajemy się do swej przynależności do świętych w dniach ostatnich, prowadzimy intensywne życie rodzinne, towarzyskie i zawodowe, a wielu z nas zrobiło międzynarodową karierę. Dziś chciałbym przedstawić Czytelnikom ośmioro znanych świętych. Jest ich więcej, ale skoncentrowałem się na tych postaciach, których sława dotarła do Polski. A oto oni: 1. Bill Marriott (ur. 1932) Znamy Hotele Marriott? ZNAMY! J ako dyrektor wykonawczy Marriott International, Bill Marriott kierował jedną z największych sieci hoteli na świecie do czasu p

Jesteś osobą LGBT, zgadza się? ROZMOWA Z PAWŁEM

Pawle, powiedz nam coś o sobie. Paweł (imię zostało zmienione): Mam na imię Paweł. Mieszkam w Polsce. Pracuję dla dużej firmy i realizuję liczne zlecenia. Jestem co dnia mocno zajęty. W wolnych chwilach uprawiam sport. Jesteś osobą LGBT, zgadza się? Można tak powiedzieć, choć nie pod każdą literką bym się podpisał ( śmiech ). Jesteś zatem „G” – gejem. Jestem orientacji homoseksualnej. Ale to nie jest moja tożsamość! Należę do Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. W Kościele uczymy się, że przede wszystkim jesteśmy ukochanymi dziećmi Ojca Niebieskiego. Tym jestem – jestem Dzieckiem Boga. Oto kim jestem. Odcinasz się od organizacji LGBT? Nie. Mam tam licznych przyjaciół. Ale do żadnej nie należę. Należysz do Kościoła Jezusa Chrystusa. W środowiskach religijnych modne jest doszukiwanie się społecznej genezy orientacji homoseksualnej. Podejmowałeś kiedyś nad tym refleksję w odniesieniu do swojej sytuacji? Tak! Wielokrotnie

Jak prowadzić dziennik duchowy?

Wezwani jesteśmy do tego, by doskonalić się każdego dnia! Uff... Orka na ugorze! Być może. Każdy z nas ma inny temperament, inną historię, problemy i radości. By temu wszystkiemu się przyjrzeć, a zarazem złapać do życia trochę twórczego dystansu w sukurs przyjść nam może prowadzenie Dziennika Duchowego. Ja swój prowadzę od 2015 roku. Moje „Ja” z początku w niczym nie przypomina mojego obecnego „Ja”. I to jest właśnie super! Miło jest przyjrzeć się swojej ewolucji i nabrać nadziei, że kiedyś będzie się deczko lepszym niż dziś. W samorozwoju o niebo lepiej niż nie jedna auto-psychoanaliza pomóc może szczery notatnik uczuć, refleksji i Bożych podszeptów. Dzisiaj chciałbym podzielić się praktyką duchową jaką jest prowadzenie dziennika uczuć – lub jak kto woli „dziennika duchowego”. Zainteresowanym chciałbym przedstawić siedem rad na dobry początek realizowania takiej praktyki. Rada 1. Staraj się pisać codziennie (i odręcznie) Dobry dziennik duchowy prowadzony jest systematyc