Eliza:
Trochę dziwnie się czuję. Ostatnio, gdy przygotowywaliśmy wywiad
do publikacji na jakimś portalu, na którym się udzielałeś, byleś
jeszcze wzorowym katolikiem.
Jan Paweł Skupiński: Och, bardzo Ci
dziękuję, ale nie przypominam sobie, bym był wzorowym katolikiem!
A
jesteś wzorowym świętym w dniach ostatnich?
Nie mi to oceniać. Bycie członkiem
Kościoła oznacza dla mnie postępowanie za Chrystusem. To wbrew
pozorom nie lada wyzwanie. Potrzeba wiele odwagi, by pójść za Nim
do Getsemani oraz wysiłku, by wspiąć się z Nim na Golgotę i z
tej perspektywy oglądać świat.
Masz
już tę odwagę i siłę?
Nie... Cały czas próbuję, staram
się i to już wiele – tak myślę. Ale na tym mi zależy i dlatego
przyjąłem chrzest w Jego Imię.
A
Twój długi katolicki epizod? To prehistoria, o której chcesz
zapomnieć?
Nigdy tak nie powiedziałem.
Katolicyzm był dla mnie czasem przygotowania. Katolicyzmowi
zawdzięczam Biblię, zainteresowanie teologią i szeroko pojętym
religioznawstwem oraz duchowością. Gdy byłem katolikiem wykonałem
jeden drobny krok, zbliżyłem się do Karmelu, ale stamtąd ciągnęło
mnie dalej – na Kalwarię... Poza tym, wracając do poprzedniego
twojego pytania, przykładnym, wzorowym katolikiem nigdy nie byłem i
– teraz to widzę – nie chciałem być. Okres mojego katolicyzmu
wrzuciłem w ogień Bożego miłosierdzia, bo w tamtym czasie
dopuściłem się licznych błędów.
Ale
jesteś jeszcze młody! W chwili, gdy rozmawiamy przeżywasz
trzydziesty szósty rok swojego życia – wszystko przed Tobą.
Wiele błędów może się zdarzyć.
Wiem. Ale teraz mam silniejsze
priorytety. Przykro mi z powodu życia, które wcześniej
prowadziłem.
Niemoralne?
Niepobożne. Tak bym to określił.
Bardzo niepobożne.
Ale
to właśnie teraz odrzuciłeś szkaplerz.
Nie.
Po prostu zwróciłem go karmelowi w Czernej i poprosiłem o
wykreślenie mnie z Księgi Szkaplerznej. Załączyłem przy tym mój
akt apostazji.
Posypały
się gromy?
Nie.
Odpisał mi ojciec, który przychylił się do mojej prośby i
zapewnił o modlitwie. Ja ze swej strony modlę się za Karmel.
Nie
kochasz już Matki Pana Jezusa?
Bzdura!
Kocham Ją z całego serca! Nie ma w prawdzie kultu maryjnego w
Kościele. Nie mniej jednak Maryi oddaje się należny szacunek i
cześć uznając ją za „błogosławioną między niewiastami”.
Księga Mormona określa ją: „dziewicą” oraz „cennym i
wybranym naczyniem” (Księga Almy 7, 10). Nie nazywa się jej
jednak „Matką Bożą”, gdyż jak podaje Księga Mormona była
ona (jedynie) „w ciele” matką Syna Bożego (I Księga Nefiego
11,18). Ale była Ona wybrana zaraz po Swym Synu, by wypełnić wolę
Ojca w Niebie. Doktryna nie precyzuje czy sama wyszła z tą
inicjatywą w pre-egzystencji czy nikt Ją o zdanie nie pytał. W
mojej opinii jak wyglądały jej losy w pre-egzystencji domyślić
się można już ze stwierdzenia o Niej z Księgi Mormona: cenne i
wybrane naczynie. Tym była w oczach naszego Niebieskiego Ojca –
była cenna, pełna wdzięku, najpiękniejszą z dusz kobiecych. Była
najświętsza. Jej świętość zawiera się w Jej niezwykłej
pokorze – przyjęła swoją misję. Na Ziemi rozważała wszystko w
swym sercu. Wielu pisarzy Kościoła mówi o Niej z największą
czcią, a James Talmage, autor wielkiego dzieła Jesus the Christ,
nazywa Ją po prostu „Dziewicą” (zawsze wielką literą pisząc
ten tytuł) podkreślając niejako Jej największą i wzorową
zażyłość z Bogiem. Warto też nadmienić, że Kościół nie
precyzuje kogo mam kochać. Ja czuję szczególną miłość do Matki
Pana Jezusa, bo Ona promienieje miłością do Boga i do tej miłości
inspiruje.
Członkiem
Kościoła jesteś od 2018 roku. Twoją decyzję o chrzcie
poprzedziło 15 lat badań i przemyśleń. Nie żałujesz czasem, że
już w 2003 roku się nie zdecydowałeś, kiedy to myśl o chrzcie po
raz pierwszy zaświtała Ci w głowie?
Czasami. Ale chciałem skończyć
studia teologiczne, jeszcze poczytać, poznać Kościół, zapoznać
się z różnymi religiami. Poza tym w tych piętnastu latach nie
byłem gotowy. Miałem też liczne głupoty w głowie i one stały na
przeszkodzie.
Musiałeś
się wyszumieć!
(śmiech)
Nie prawda. Po prostu byłem bardziej niedojrzały do tej decyzji niż
ośmiolatkowie, którzy się chrzczą w Utah.
Ostatnio
słyszałam taką Twoją nową ksywkę: Johnny-Utah!
A lubię Utah. Mógłbym tam mieszkać.
A tak na serio, nie pasuje do mnie ta ksywka.
Czemuż?
Bo nie jestem i nigdy nie będę
Amerykaninem. Jestem Polakiem. Po prostu jestem członkiem Kościoła
Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. Ale wciąż Polakiem.
Czyżby?
Wyrzekłeś się swoich łacińskich korzeni, z których (poza
słowiańskością) polskość wyrasta.
Oj, weszłaś na niebezpieczny grunt.
Mormonizm to moje przekonania. Wciąż moim ojczystym językiem jest
polski (element słowiański we mnie) oraz celebruję różne
zachodnie zwyczaje, które Kościół Jezusa Chrystusa przyjmuje i
przyswaja jako własne. Trzeba zauważyć, że zgodnie z postulatem
apostoła Pawła z Tarsu Kościół „wszytko bada, a co szlachetne
– zachowuje” (por. I Tes 5,21). Śpiewamy kolędy, obchodzimy
imieniny, wyznajemy grecką definicję prawdy (że ta istnieje
niezależnie od naszych przekonań), nawet kilkakrotnie słyszałem
typowe dla Polski chrześcijańskie pozdrowienia, gdy ktoś z
członków Kościoła odjeżdżał w daleką podróż.
Chyba
nie każdy może jednak zostać członkiem Kościoła.
Znowu
bzdura! Członkiem Kościoła Jezusa Chrystusa może być każdy bez
względu na rasę, narodowość, płeć czy kondycję. Momentem
włączenia do Kościoła jest chrzest przez pełne zanurzenie.
Chrzest poprzedzony jest zwykle pewnym lokalnym i indywidualnie
dostosowanym okresem przygotowania do jego przyjęcia.
I
czego Ci teraz nie wolno?
Każda
religia jest drogą samodoskonalenia i wiąże się z wyrzeczeniami
po stronie wierzącego. Wierzymy, że Ojciec w Niebie pragnie, by
ludzie podczas ziemskiej drogi nauczyli się unikać zła i wybierać
dobro. I tak ustami Proroka Józefa Pan zabronił na przykład
spożywać mocnych napojów: alkoholu, kawy i herbaty. Nie możemy
palić ani używać narkotyków miękkich i twardych. Są to zakazy z
obietnicą: A wszyscy święci, co pomną, by zachowywać i czynić
te powiedzenia, żyjąc w posłuszeństwie przykazaniom, otrzymają
zdrowie w żywocie i szpik w kościach swoich; i znajdą mądrość i
wielkie skarby wiedzy, nawet ukryte skarby (Nauki i Przymierza,
89,18-19).
Jakie
prawdy Ty odkryłeś?
Pozwól,
że niektóre zachowam dla siebie. Ale to, czym chętnie się
podzielę, to odkrycie jak konkretną, realną i kochającą osobą
jest Bóg. Wiem, że doświadcza – czasem lękam się Jego wyroków,
ale chcę być posłuszny.
Ostrzysz
sobie zęby na swoją planetę?
Ha-ha!
Za dużo rozmawiasz z R.! On też ciągle mnie o to pyta. A na serio:
nie. Nie to jest esencją wiary. Apostoł powiedział tylko, że
teraz jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się objawiło CZYM
będziemy. Że zacytuję:
Umiłowani,
obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi,
ale jeszcze się nie ujawniło,
czym będziemy.
Wiemy, że gdy się objawi,
będziemy do Niego podobni,
bo ujrzymy Go takim, jakim jest. (Pierwszy List Jana 3,2)
ale jeszcze się nie ujawniło,
czym będziemy.
Wiemy, że gdy się objawi,
będziemy do Niego podobni,
bo ujrzymy Go takim, jakim jest. (Pierwszy List Jana 3,2)
Idea, że będziemy literalnie tacy
jak Ojciec i będziemy czynić to samo: czyli tworzyć światy i
zaludniać je swoimi duchowymi dziećmi, to popularna idea –
sięgająca prezydentury Brighama Younga – ale to jego własna
pobożna interpretacja. Nie jest to częścią doktryny, a tradycji.
Odsyłam do mojej rozmowy z Grzegorzem – na moim blogu.
A co jest doktryną Kościoła? Tak
skrótowo.
Skrótowo
doktryna zawiera się w 13-tu Zasadach Wiary, które moi Czytelnicy
znajdą w osobnej zakładce na tej stronie. Ale Michael R. Ash, autor
mojej ukochanej pozycji Shaken Faith Syndrome
(2008, s. 33) zawęża doktrynę jeszcze bardziej. Doktrynalna jest
wiara:
- w Boga,
- w to, że Bóg jest naszym Ojcem i interesuje się naszym szczęściem,
- że Jezus jest Synem Boga, zadośćuczynił za nasze grzechy i zmartwychwstał, byśmy i my mogli znowu żyć,
- że Józef Smith był bożym Prorokiem,
- że Russel M. Nelson jest jest obecnym prorokiem Boga (w czasach publikacji książki był nim Gordon B. Hinckley),
- że Pisma Święte są słowem Boga,
- że Kościół posiada władzę administrowania obrzędów, które zbliżają nas do Boga.
A doktryna katolicka czy
prawosławna już nie leży Ci na sercu?
Leży. Doktryny te są w moim sercu.
Powstały one w dobrej wierze, ale w paru punktach się z nimi nie
zgadzam – gdyby było inaczej, byłbym dziś katolikiem albo
prawosławnym.
No właśnie, mnie o tyle
zaskoczyła Twoja ostateczna decyzja o konwersji na mormonizm, że
zawsze bardzo kojarzyłeś mi się z prawosławiem. Twoja praca
magisterska na filologii słowiańskiej dotyczyła eklezjologii tego
Kościoła, często chodziłeś do cerkwi...
... i chodzę nadal, nie dawno byłem
z K. w Grecji – to było przeżycie!
No właśnie... a tu: mormonizm!
Prawosławie
pokazuje nam piękno Boga. Piękno
to zapomniane Imię Najwyższego.
I piękny jest Jego Plan Zbawienia, choć plan ten wydaje nam się
nieraz trudny do pojęcia. W swej książce, When Mormons
Doubt (2016), Jon Ogden pisze,
że Prawda
bez Piękna jest cynizmem.
A ja bym dodał od siebie, że Piękno bez Prawdy nadal zawiera w
sobie Prawdę. Piękna jest Boża Miłość i Ewangelia. Zbliżając
się do Boga poznajemy Piękno i zaczynamy odkrywać je wokół nas.
Tę prawdę o Pięknie (cóż za tautologia!) prawosławie doskonale
rozumie. Katolicyzm też, ale katolicyzm, zwłaszcza rzymski, zdaje
mi się... taki... skostniały. Zawsze mi się wydawał – nawet,
gdy byłem katolikiem. Formułkowy, dosadny, oziębły. To paradoks,
bo gdy się krystalizował, u swego zarania, katolicyzm rzymski też
inwestował w piękno.
Co zaszło po drodze?
Trudno powiedzieć. Chrześcijaństwo
zachodnie bardziej koncentrowało się na swojej doktrynie i
dyscyplinie wśród wiernych. Nie tędy droga. Człowieka powinno się
przyjąć w całości i przez poznanie doktryn pozwolić mu rozwinąć
skrzydła we wzroście duchowym, a nie opamiętywać, nakazywać,
zabraniać.
Ale zaraz, zaraz... Mormonizm
tysięcy rzeczy zakazuje!
Po
pierwsze nie tysięcy, a po drugie nie zakazuje tylko odradza kilku.
Ot cała filozofia. Ale po co to czyni? By członkowie tego Kościoła,
wrócę do poprzedniej odpowiedzi, znaleźli mądrość i
wielkie skarby wiedzy, nawet ukryte skarby.
Jezus Chrystus nie chce, by członkowie Jego Kościoła dzielili się
na – powiem dosadnie – „braci i frajerów”. Wszyscy jesteśmy
braćmi i siostrami i nawet, gdy niedomagamy intelektualnie czy
emocjonalnie, zaproszeni jesteśmy w piękną podróż po ukryte
skarby mądrości. I jeszcze raz powiem: ta podróż jest piękna.
A propos tych „braci i frajerów”,
uważasz, że w innych Kościołach jest ten podział?
Tak.
Ale nie z winy duchowieństwa. Może troszkę. To z lenistwa
wszystkich członków. Zarówno duchowni jak i świeccy wierni myślą,
że znajomość kilku formułek i przestrzeganie (w lęku przed
srogim Bogiem) paru zwyczajów załatwi sprawę i zbawi. Szczerze w
to wątpię. Królestwo Boże jest już tu na Ziemi, tutaj kiełkuje
i trzeba pozwolić mu się rozwijać. Trzeba zachęcać wiernych do
studiowania Pism, do zgłębiania doktryn ich rodzimych Kościołów.
Oczywiście ja życzyłbym, by każdy też wziął w rękę Księgę
Mormona i nauczania naszych proroków (śmiech),
ale to taka moja fantazja. A na poważnie, myślę, że gdyby każdy
przyłożył się do swej religijności mielibyśmy w końcu o czym
rozmawiać. Co więcej, Kościoły otrząsnęłyby się z marazmu -
„frajerzy” przestaliby istnieć i pojawili się „bracia”...
… I
siostry!
I siostry! Niedawno ktoś ze znajomych
katolików zapytał mnie czy wierzę w to całe zmartwychwstanie
ludzi w przyszłości. Tak – odpowiedziałem – podobnie jak ty!
Szok! Zacytowałem mu fragment Credo
nicejsko-konstantynopolitańskiego, które ten wypowiada co tydzień
na niedzielnej Mszy („oczekuję wskrzeszenia umarłych”).
Zbaraniał jeszcze bardziej. „MY wierzymy w zmartwychwstanie?!” -
zapytał. No, tośmy se pogadali – pomyślałem.
Oczekujesz od wiernych różnych
religii niezwykłej erudycji.
Nie. Zależy mi na tym, by wierni
znali przynajmniej rdzeń swojej religii. Ja, jako członek Kościoła
Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, powinienem mieć na
uwadze Zasady Wiary, a przynajmniej – moim zdaniem – tych kilka
pięknych punktów wyszczególnionych przez Michaela R. Asha. Byłoby
piękne gdybyśmy CHCIELI zgłębiać nasze doktryny, a wówczas
okazałby się jak, mimo odległych teologii, jesteśmy blisko.
No nie wiem. Ja nie jestem mormonką
i – mimo ogromnej do Ciebie sympatii – nie mogę oprzeć się
wrażeniu, że tutaj, w tym pokoju, między nami zionie przepaść
nie do przekroczenia.
Ale my właśnie przekroczyliśmy tę
przepaść i jesteśmy blisko Boga, bo chcieliśmy się spotkać.
Jest coś nadprzyrodzonego, potężnego i zbawczego w spotkaniu. Po
stronie katolickiej dostrzegał ten wymiar spotkania Jan Paweł II.
Ale spotkanie jest możliwe tylko, gdy odnajdzie się siebie. Dopiero
między świadomym islamu muzułmaninem, gorliwym prawosławnym,
pobożnym katolikiem i pokornym bahaitą możliwe jest spotkanie,
które otwiera na Boga, zbawia i pozwala odkryć piękno.
Nie relatywizujesz?
Nie. Jako święty w dniach ostatnich
jestem przekonany, że ten Kościół jest prawdziwy i chciałbym, by
każdy to odkrył. Ale wierzę też, że blisko Boga jest każdy, kto
chce wyciągnąć ze swej religii to co najpiękniejsze. No właśnie
– najpiękniejsze.
Z tym że mi się mormonizm jawi
nie jako religia piękna, lecz nieco jak – nie obraź się –
religia prostacka.
Dlaczego?
Macie bardzo przyziemny obraz Ojca
w Niebie – że ma ciało, wierzycie, że ma – nazwijmy to –
„żonę”, dość literalnie traktujecie ideę stworzenia
świata....
Pozwól, że Ci przerwę. To są
doktryny w przyziemny sposób UJĘTE. Gdybyśmy je traktowali
literalnie moglibyśmy też ciągnąc rozważania dalej i pytać –
na przykład – gdzie Ojciec i Matka w Niebie się pobrali, kto był
na ich weselu i na jakiej się odbyło planecie. A to nie tak.
Owszem, to są nasze doktryny, ale ujęte ludzkim językiem, który
ma trudności w relacjonowaniu prawdy nadprzyrodzonej. Sądzę, że
esencję tych doktryn najlepiej można poznać w ciszy modlitwy.
Ludzka jest już sama koncepcja „boga”!
Nie rozumiem, wyjaśnij.
Izraelici, jak i inni ludzie, chcieli
mieć „boga”, wierzyli w „boga”. Nasz Ojciec Niebieski – w
mojej skromnej opinii – wziął z miłości na siebie ten tytuł,
bo ludzie pragnęli Boga mieć.
Więc czym jest Bóg skoro nie jest
Bogiem?
Jest najbardziej godny tego nazwania,
bo jest Najpotężniejszą Istotą we wszechświecie, najmądrzejszą
i najbardziej kochającą, jest Stwórcą, jest Autorem Dobrej Nowiny
– a zatem najlepszym kandydatem na tytuł Boga, ale tylko tyle mogę
powiedzieć. Idea boga jest po stronie człowieka, a Jego natura jest
w swej esencji czymś dla nas nie do końca pojmowalnym.
Nigdy?
Pojmujemy Go coraz lepiej podążając
na Chrystusem (Mądrością Wcieloną), ale póki trwa życie
ziemskie nie wypowiemy tego, co pojmujemy w pełni, ale też nie
ogarniemy tego Czym On jest w stu procentach.
Śmiem twierdzić, że Bóg
katolicki bardziej daje się pojąć.
To Kim On jest?
No...
(Eliza przez prawie minutę milczy)
No właśnie! Nie wątpię, że wiesz,
ale Twój własny język uniemożliwia Ci wyrażenie tego.
Mogę Ci powiedzieć Kim Bóg jest
dla mnie.
A ja Tobie, Kim jest dla mnie. Co do
jednego się zgadzamy: Bóg jest PIĘKNEM. Jako tak zwany „mormon”
wierzę, że Bóg ma doskonałe Ciało, które jest Symfonią Piękna.
Toteż prostackie określenie „Ojciec i Syn to po prostu istoty
cielesne” (prowokujące do przyziemnych wyobrażeń) ma się do
doktryny o cielesności Ojca i Syna nijak!
Ale po Waszym Kościele krążą
ilustracje Ojca Niebieskiego!
A po Waszym Boga Ojca na ikonach! Czy
któraś z nich oddaje Jego naturę?
Nie.
Sama widzisz! W religii wiele spraw
jest orzeczonych, ale nie wyjaśnionych. Jeśli ktoś mniema, że
pojął i wyjaśnił wszystko – jest szaleńcem i brak mu pokory.
Ale jaka jest zatem różnica
między „orzec” a „wyjaśnić”?
Ujmę to obrazowo. Orzeczono na
przykład, że jest Bóg. Ale wyjaśnić co to znaczy, że JEST –
to już trudniejsza i głębsza sprawa. Inny przykład: orzeczono, że
Bóg jest miłością – to dodaje otuchy i daje komfort w życiu,
ale wyjaśnić czym tam miłość jest? O! Wyjaśnianie nie zaburzy
pokoju wewnętrznego i komfortu, ale jest trudne do pojęcia i
przekazania, czyli do wyjaśnienia.
Sądzisz,
że istnieje możliwość ekumenicznej współpracy między Kościołem
Jezusa Chrystusa a innymi wyznaniami chrześcijańskimi?
Osobiście nie widzę w ogóle
perspektyw ekumenicznych! Nauczanie Kościoła rażąco odbiega od
nauczania innych wspólnot chrześcijańskich. Nie mniej jednak,
Kościół promuje zdrowy tryb życia, angażuje się w pomoc
społeczną i akcje charytatywne. Nie ma żadnych przeszkód by
organizacje katolickie, prawosławne lub protestanckie wraz z
Kościołem Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich
podejmowały wspólne społeczne inicjatywy pomocy ubogim, cierpiącym
czy więźniom. Warto też zauważyć, że – mimo odmiennej
doktryny w tej materii – Kościół Jezusa Chrystusa promuje
podobne wartości dotyczące rodziny jak Kościół prawosławny czy
katolicki, stąd istnieją pewne perspektywy wspólnych akcji na
rzecz małżeństwa i rodziny.
Aj, moglibyśmy tak jeszcze
siedzieć i rozmawiać... Dzięki, że włączyłeś jazz.
Jakoś tak akurat te kawałki pasowały
do naszej rozmowy. A rozmawialiśmy głównie o pięknie.
A jazz jest piękny!
Jazz
jest piękny. (śmiech)
Dzięki.