Co
Cię sprowadziło do Kościoła?
Nie sprowadziło mnie nic. Właściwie to Kościół sam mnie znalazł. Każdy, kto mnie już trochę zna, wie jaka była moja historia z tym związana. A jeżeli ktoś mnie nie zna, chętnie o tym opowiem. Było to w styczniu 2018. Pamiętam, że chodziłam wtedy do ostatniej klasy technikum. Pewnego dnia nauczycielka geografii powiedziała, że w sali obok odbywają się zajęcia z ludźmi z USA, dokładniej „mormonami” - nigdy wcześniej nawet nie słyszałam tego określenia, nie wiedziałam, że ktoś taki w ogóle istnieje, ale że temat USA był mi bliski, postanowiłam pójść i sprawdzić „o co chodzi”. Na początku przychodziłam tylko na angielski, z czasem zaczęłam też chodzić do kościoła i tak się wszystko zaczęło.
A jak zaczęła się Twoja przygoda z Księgą Mormona?
Tak jak pisałam wcześniej, nigdy wcześniej nie słyszałam o istnieniu takiej księgi, więc moja przygoda z Księgą Mormona zaczęła się na instytucie religijnym, który zawsze był prowadzony po angielskim.
Kiedy zorientowałaś się... kiedy był ten moment, gdy dotarło do Ciebie – tak, to jest prawda! To jest słowo Ducha Świętego!
Pamiętam kiedy byłam po raz pierwszy raz w Warszawie w kościele. Byłam wtedy odwiedzić jednego misjonarza,który służył w moim rodzinnym mieście - Lublinie. Po angielskim który prowadzili misjonarze, mieliśmy instytut religijny i pamiętam że wtedy mieliśmy krótką myśl duchową o słabościach, studiowaliśmy wtedy Księgę Etera 12,27. Tydzień po moim powrocie z Warszawy była postna niedziela wtedy też usłyszałam świadectwo jednej z członkiń mojej gminy - Marty (pozdrawiam serdecznie, Martunia ;-* ) I te obie rzeczy sprawiły, że uwierzyłam, że to wszystko jest prawdą i wtedy uzyskałam swoje pierwsze świadectwo.
A plotki o nas – że mamy wiele żon i inne – nie przeraziły Cię?
Szczerze? Różne plotki zaczęłam słyszeć dopiero po moim chrzcie, głównie od członków mojej rodziny, którzy nie wiedzą o tym kościele kompletnie nic, a wszystkie informacje czerpią z internetu. Wiec jakoś szczególnie mnie to nie przerażało i nawet się tym nie przejmowałam.
Jak
na Twoją konwersję zareagowała rodzina?
Hmmm... Do tego pytania mogłabym napisać poemat złożony z rożnych epitetów i innych nie ciekawych określeń. Moi rodzice samego początku odkąd poszłam pierwszy raz na angielski nie akceptowali tego, ale dopiero po moim chrzcie rozpętało się piekło i to dosłowne. Były takie dni kiedy chciało mi się bardzo płakać z tego powodu. Teraz już jest trochę lepiej, ale czasami nadal słyszę od nich jakieś uszczypliwe komentarze na temat mormonów, Kościoła itd.
Co odkryłaś w Kościele Jezusa Chrystusa czego nie odkryłaś gdzie indziej?
Po pierwsze w tym Kościele czuję bliższą obecność Boga przy mnie niż w Kościele katolickim. Czuję się tutaj po prostu dobrze. Szczerze mówiąc moja wiara w Kościele katolickim wcale nie wzrastała, czułam że stoję w miejscu. Przestałam chodzić do kościoła, bo po prostu tego nie czułam, na spowiedzi wyznawałam te same grzechy a to wcale nie chodzi o to by wyznawać te same grzechy, bo to po prostu mija się z celem. A w tym Kościele czuję wszystko, a nawet więcej, jeszcze nigdy nie miałam tak bliskiej więzi z Bogiem, jak tutaj.
Pamiętasz dzień gdy postanowiłaś się ochrzcić? Co się wtedy zadziało?
Gdy uzyskałam swoje pierwsze świadectwo, postanowiłam że umówię się z misjonarzami na pierwsze spotkanie, ustalili oni pierwszą datę która miała być 2 tygodnie potem, mimo tego że uzyskałam świadectwo, czułam że nie jestem jeszcze gotowa na tak wielki krok, ale ustaliliśmy datę na 3-go listopada który był prawie 1,5 miesiąca później. W tym czasie miałam spotkania ze starszymi i w dalszym ciągu czułam swoje nieprzygotowanie do chrztu. W dzień mojego chrztu stało się coś cudownego, poczułam w sobie takie przyjemne uczucie ciepła i wtedy już wiedziałam: „tak, to jest TO, jestem gotowa”.
Jaki to był dzień – dzień Twojego chrztu?
Był to dzień 3 listopada 2018 roku. Pamiętam że był to najszczęśliwszy a zarazem stresujący i smutny dzień. Taki misz-masz. Szczęśliwy – ponieważ podjęłam najlepszą decyzję swojego życia i spędziłam ten dzień z ludźmi których kocham całym serduszkiem. Stresujący – ponieważ troszkę stresowałam się jak to wszystko będzie wyglądać. Smutny – ponieważ moi rodzice dowiedzieli się o moim chrzcie i przez nich ten dzień stał się smutny i pamiętam, że wtedy płakałam z tego powodu.
Czego sobie życzysz?
Hmm... Czego mogę sobie życzyć? Na pewno tego żebym zawsze była szczęśliwa, zdrowa, żebym miała cudownych i kochających ludzi wokół mnie, żeby spełniły się wszystkie moje marzenia.
Źródło fotografii: 123RF.com
Czyt.
także wpis:
Moja
wiara. ROZMOWA Z MAŁGORZATĄ