Księgę Mormona przeczytałem po raz pierwszy jako młody chłopak. Zacytowany fragment przykuwał moją szczególną uwagę – zwłaszcza słowo „błędy” oraz słowo „potępia”. Bóg tylko wie, czy nie błądzimy – nawet gdy działamy w dobrej intencji. W spotkaniu międzyreligijnym lub międzykulturowym typowe jest wytykanie sobie nawzajem rzekomych błędów – doszukiwanie się nieścisłości i luk światopoglądowych. Ich znajdywanie staje się podstawą potępiania jednej strony spotkania przez drugą. Tak sobie myślę... że ja się cieszę z istnienia błędów! Moich, cudzych, religijnych. Cieszą mnie moje niedociągnięcia, niewiedza i braki. Wszystkie one są WSPANIAŁĄ OKAZJĄ do wzrostu! Niedociągnięcia, niewiedza i braki motywują do poszukiwań, stymulują współczucie i wywołują twórcze zadziwienie – wobec tajemnicy Życia i jakiegoś tam „Boga” (jakkolwiek Go pojmujemy). Nad tymi trzema ostatnimi chcę się dziś pochylić.
Poszukiwania
Czy to ruch gwiazd na niebie, czy to szum i kolor trawy, czy to kształt pawich oczek, czy wysokość drzew albo naprzemienność pór roku – absolutnie NIC, co nas otacza, nie podpowie człowiekowi ostatecznej i najlepszej drogi światopoglądowej, którą powinien niezwłocznie obrać. Te wszystkie zjawiska mogą wprawdzie pobudzić quasi-religijną myśl, że MOŻE jest jakaś siła Największa, Najmądrzejsza, Najtroskliwsza – górująca nad światem. Jednakowoż, poznałem osoby, które na podstawie innych doświadczeń z otoczenia (równie przypadkowych jak te powyższe) doszły do wniosku, że nawet jeśli jest jakaś taka siła, to jest ona Najbardziej Nieporadna, Najbardziej Niekompetentna i i Najwredniejsza – w swym obchodzeniu się z tym samym światem. Oba stanowiska są tak samo uprawnione!
Jako członkowie Kościoła Chrystusowego nie mamy prawa czuć się lepsi od innych – jako ci, co rzekomo ZNALEŹLI jakąś najlepszą drogę. Mimo takiego poczucia – poszukujemy dalej. Życiowe przeszkody, konieczność pokuty, konflikty, choroby i rozterki jeśli w ogóle mają jakiś „sens” w życiu świętego, to taki, że mocno trzymają go w okowach Realności. Księga Mormona wzywa naśladowców Chrystusa wszystkich czasów, by płakali z tymi, którzy płaczą i pocieszali tych, którzy potrzebują pocieszenia (Księga Mosjasza 18,9).
Poszukiwania nie kończą się nigdy. Jako święci w dniach ostatnich wierzymy ponadto, że Życie Przyszłe, jakkolwiek nie byłoby chwalebne i radosne, będzie polegało na niekończącej się podróży polegającej na zgłębianiu piękna wszechświata, istoty mądrości i natury kochania. W tym stanie będziemy jakbyśmy już ostatecznie coś znaleźli! Tymczasem radość zbawionych i zmartwychwstałych w swej istocie polega na tym, że ciągle postępujemy w danej nam wówczas doskonałości – czyli nadal poszukujemy, rozwijamy się i tworzymy. Po prostu stanu tego nie zakłóca już smutek rozłąki ani nie spowalnia żadne cierpienie. Poszukiwanie, rozwój, postęp – są naturą wieczności.
Stymulacja współczucia
Ludzie jako ogół (i człowiek jako jednostka) absolutnie nie mają ŻADNEGO racjonalnego sensu swego istnienia. Wiem – brzmi to brutalnie, ale tak właśnie jest! Sens życia zyskujemy dla siebie metodą dedukcji oraz na podstawie obserwacji, ale w ostatecznym rozrachunku ten sens określamy INDYWIDUALNIE – i nikt (chyba, że jest despotą i sadystą) nie może jakiegoś sensu nikomu narzucić. Próby narzucania innym sensu ich życia – uskuteczniane na poziomie państwowym w niejednym kraju – doprowadziły do nieodwracalnych tragedii: apatii w życiu społecznym, zdziczenia obywateli (pozbawionych poczucia wpływu na swój los), zwalania się ludzi z odpowiedzialności, a dalej... do samobójstw (przemilczanych przez władców, a nawet dostojników religijnych). Ta świadomość powinna członkom Kościoła Jezusa Chrystus zawsze przyświecać.
Jezus Chrystus pokazał, że Jego miłość do ludzi (będąca dla nas wzorem) WCALE nie pobudza do usilnego ukierunkowywania czyjegoś światopoglądu. My, święci w dniach ostatnich, wierzymy, że u zarania dziejów Chrystus pragnąc stać się naszym Zbawicielem – w odróżnieniu od Lucyfera – nie chciał zwalniać nas z odpowiedzialności, czynić na siłę szczęśliwymi i kompletnie bezwolnymi (por. Księga Abrahama). Jego pierwotna troska o siostry i braci dała nam przestrzeń dla wolności, możliwości dokonywania wyborów (nawet tych nierozsądnych) i zwyczajnego bycia SOBĄ. Chrystus w czasie swej ziemskiej posługi nigdy nikogo do niczego nie zmuszał. Dał nam piękny przykład, by chorych leczyć a osamotnionym towarzyszyć. Osamotnienie jest konsekwencją jednostkowości naszych żyć. Chrystusowa miłość to nie są ostateczne rozwiązania – ale ciągłe poszukiwanie szczegółowych rozwiązań, to towarzyszenie komuś i trzymanie kogoś za rękę w długiej podróży na Małej Błękitnej Planecie.
Twórcze zadziwienie
Chrystus karcił wprawdzie za złe zachowanie – ale tylko takie, które oznaczało „krzywdzenie kogoś”. Nie wypominał cudzołożnicy ilu miała partnerów, nie rugał Samarytanki za jej styl życia, nie analizował jakie było źródło majątku zamożnego młodzieńca. Po prostu – jak trzeba było, uzdrawiał, pomagał lub przynajmniej doradzał. I nie oczekiwał absolutnie nic w zamian. O ile w naszych życiach może się zdarzyć, że (jak mawiają mędrcy Wschodu) dobra karma powróci – w Jego życiu ta zasada w ogóle nie zadziałała. Pod koniec podjętego trudu głoszenia Ewangelii Jezus został pojmany – i brutalnie zamordowany.
Jako uczniowie i (dość ułomni) naśladowcy Chrystusa rozumiemy słowa na Jego temat zawarte w Księdze Izajasza – a powtórzone przez autora Ewangelii Mateusza:
Oto mój Sługa; którego wybrałem,
Umiłowany mój, w którym moje serce ma upodobanie.
Położę
ducha mojego na Nim, a On zapowie prawo narodom.
Nie będzie się
spierał ani krzyczał,
i nikt nie usłyszy na ulicach Jego
głosu.
Trzciny zgniecionej nie złamie
ani knota tlejącego
nie dogasi.
(Ewangelia Mateusza 12,18-20)
Jezus z Nazaretu nigdy nic nie nakazał ludzkości w sposób wiążący. Gdyby dał rozwiązania wiążące – doszłoby do tragedii! Jego naśladowcy mieliby dzisiaj niepodważalne prawo uznania się za lepszych od innych. A co za tym idzie – do potępiania i tępienia wszystkiego, co byłoby w ich opinii odmienne lub – jak kto woli – niezgodne z przyjętą przez nich normą.
Chrystus tymczasem był lojalny wobec swej pierwotnej decyzji, iż pragnie, by jego siostry i bracia mieli możliwość wyboru – każdego dnia. Jezus był Chrystusem – a co za tym idzie: Wybawicielem od poglądów – rzekomo – jedynie słusznych. I chwała Mu za to, że nie dał nam żadnych ostatecznych rozwiązań. Zamiast tego dał nam wolną rękę do kontynuowania Jego dzieła niesienia pomocy i szukania doraźnych wyjść z trudnych sytuacji. Dał nam nie małe „pole do popisu”, byśmy w sposób jak najbardziej kreatywny korzystali z boskiego potencjału wspierania innych – bez żadnego ich osądzania. Mamy w ciągu tego krótkiego życia na Ziemi niepowtarzaną okazję ZADZIWIENIA SIĘ ogromem doświadczeń – przykrych i rozkosznych – aby stale podejmować decyzje, które sami (każdy i każda z nas) uznamy za te najwłaściwsze – na daną chwilę i zgodnie z naszą najlepszą wiedzą.