Mój serdeczny i najbliższy przyjaciel, E., po mojej niedawnej (wyrażonej w towarzystwie) ekspresji złości na sytuację w naszym kraju, zapytał mnie czy nienawidzę Polski... Powiem tak: jeśli Polski, to i Europy, i chyba w ogóle świata. Wiem, że pobrzmiewa tutaj rozgoryczenie głupiego bloggera, który myślał, że prowadząc jakąś „stroniczkę” Internetową zjedna sobie towarzyszy w partyzanckiej walce o lepsze jutro. Trudno – tak się nie stało. Przyglądając się i z rozgoryczeniem przeżywając wydarzenia ostatnich tygodni w Polsce, dochodzę do wniosku, że egzystencjalne rozczarowanie rzeczywistością, które towarzyszyło mi od ok. 5 czy 6 roku życia było i pozostaje zupełnie uzasadnione.
Nie mierżą mnie slogany ludu pełne wulgaryzmów, cynizm władz i wyrachowanie przywódców religijnych – to zjawiska typowe dla całego świata, który po wiekach swego mniemanego rozwoju – powołując się na tęgie umysły analityczne i ewolucjonistów kultury – okrzyknął się „cywilizacją”. Etykietował sam siebie tym jakże szlachetnym (w opinii powszechnej) imieniem, które nic nie oznacza – bo jest tylko estetycznym opisem rozwoju zwierzęcych popędów.
Fakt, że NASI wybudowali wieże, wywalczyli wolność, rozwinęli teologię, opracowali tusz do rzęs, napisali wiersze i skonstruowali statek kosmiczny, nic nie oznacza – poza tym, że od organizmów niższych mogli się poszczycić przyrostem tkanek neuronalnych w płacie czołowym. Ale sukces... (Tak, jestem tu złośliwy) W istocie wiele skonstruowali, opracowali i odkryli – ale nie to, co (w trwającej od zawsze walce o przetrwanie) wydawać by się mogło dla nich najcenniejsze. Żaden z nich nie skonstruował, nie opracował i w reszcie ani jeden z nich nie odkrył CZŁOWIEKA.
Wiem, że brzmi to jak marny zryw poetycki wrażliwej pensjonariuszki (i to zryw o bardzo, ale to bardzo uogólnionym charakterze)... Trudno! Może ta właśnie zapłakana i ślęcząca nad nudnym zadaniem z francuskiego w bursie dla panien dziewczyna – od której (nie taję) zerżnąłem powyższą refleksję – zwyczajnie się nie myliła? Szermierze wolności oferują nam dziś hałas i bluzgi – szermierze cywilizacji i szczytnych wartości: sarkazm i wyrachowanie. Powiem tak: pensjonariuszka miała rację! I zdania nie zmienię.
Dobry prosty człowiek
Nie chcę stawać do walki ze światem, bo daleki jestem od takich pojedynków. Chcę stylem tamtej pensjonariuszki podzielić się fragmentem wiersza Antoniego Słonimskiego, który opublikowano w Kurierze Polskim 22 grudnia 1922 roku – a który w tajemniczych okolicznościach zdjęto w ostatnich latach z listy szkolnych lektur:
Czy to pachną perfumy, czy święte kadzidła?
Ktoś mówi szeptem, biegnie; schodzi z malowidła,
Czarny krzak tui obok zakurzonej palmy.
Czemu jest taka cisza? Gdzie żałobne psalmy?
Nie płacz – widzisz, już lepiej – widzisz, że mniej krwawi.
Może to tylko rana – jutro się poprawi... (…)
- Okryjcie mnie futrami, lęk mnie przejął mrozem,
Dzwoni głucho dzwon złoty, omdlały ramiona. (…)
Ktoś idzie ku mnie, krzyczy – widzę, jak tu zmierza:
To żołnierz – szofer wściekle w drzwi uderza.
Wpuśćcie go do mnie tutaj; wśród pań z ambasady
Niech się schyli nade mną i od gniewu blady
Niech on oczy mi zamknie. Niech się dotknie powiek
Ręką szorstką zwyczajny, dobry prosty człowiek.[2]
Nie chcę z siebie robić Kolumba antropologii. Z resztą – co ja o niej wiem?! O antropologii?! Z zajęć z tej dziedziny ledwo miałem tróję... Może nie pojąłem wówczas – i może nadal nie pojmuję – doniosłości jaką były dzieła Akwinaty, Schopenhauera, Heideggera, Wojtyły i jeszcze paru później. Nadal zresztą... niespecjalnie widzę między nimi jakąkolwiek różnicę. ALE! Ośmielam się stwierdzić, że Słonimski był jednym z niewielu, którzy – przynajmniej jak świadczy ten wiersz napisany po śmierci prezydenta RP Gabriela Narutowicza – uchylili nieco głaz kultury, nauki i cywilizacji, by dotrzeć (do skrytych pod ich pracowicie rozbudowanym ciężarem) pięknych wykopalisk, gdzie fragment człowieka dało się odnaleźć.
Na obraz Boga jesteśmy stworzeni – dosłownie i w każdym tego dziwnego słowa „obraz” znaczeniu. Nie wiem, czy świadczy to słowo o boskości człowieka. Ale pewien jestem, że ów „obraz” świadczy o Człowieczeństwie – tylko i wyłącznie – Wszechmocnego Boga. Nie twierdził tak tylko Jakow Golosowker – autor książki, Spalona powieść. I sądzę, że pod tą refleksją wielu się podpisze.
Taka tam konkluzja
Zmierzając do konkluzji tych nieco smutnych dzisiaj wywodów, gdzie hołd swój oddaję zasmarkanej i sfrustrowanej pensjonariuszce (która bezcelowo w głowę zachodzi zastanawiając się: po jaką cholerę jej to zadanie z Le passé composé?), chcę tylko powiedzieć: ŻE NIE MA JESZCZE CZŁOWIEKA – I DŁUGO GO JESZCZE NIE BĘDZIE.
Pewien katolicki duchowny miał kiedyś powiedzieć, że chrześcijaństwo jest religią bardzo (ale to bardzo) odległego jutra. To jutro jeszcze nie nastało. Nie poszczyci się tym „chrześcijaństwem jutra” wyznanie licznych purpuratów, nie poszczyci się to, które przez wieki zebrało licznych męczenników, nie poszczyci się nim to, którego myśliciele zęby zjedli na literaturze całego znanego im wówczas wszechświata. Bo brakuje tam często próby zapytania – nie o wielkość Boga i jego naturę – ale o to czym w ogóle są i kiedykolwiek byli tego Ostatniego Córki i Synowie.
Ta przykra refleksja dotyczy także Świętych – nierzadko pogubionych w wizjach ja-idealnego (do którego obrazu powinny pasować odpowiednie skarpetki i przystojne zajęcie). Dni Ostatnie trwają i śmigają ku jutru. Obyśmy kiedyś tam znaleźli choć zarys tego czego zesłanie nas na Ziemię miało służyć w Planie – odkryciu czym jest człowiek i czym człowieczeństwo. Albo miejmy tę nadzieję na zwyczajną odwagę, by przed Sędziowskim Tronem (pełnym miłosierdzia) przyznać w imieniu nas samych i tych co byli przed nami: Sorry, Jesus – chyba... zawaliliśmy sprawę.
Nadzieja właśnie w tym, że On – jak zwykle – okaże się ludzki.
Przypisy:
[1] za: W. Hryniewicz, Nadzieja uczy inaczej, Warszawa 2003, s. 157.
[2] Kurjer Polski. R. 25, 1922, no 350 (za: crispa.uw.edu.pl/object/files/39522/display/Default – data dostępu: 12 listopada 2020).