[KARTKA
Z KALENDARZA]
9
lipca 2014, Warszawa
Wszystko
bowiem, co jest na świecie, a więc:
pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia
nie pochodzi od Ojca, lecz od świata.
Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość;
kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki. (J 2,16-17)
pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia
nie pochodzi od Ojca, lecz od świata.
Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość;
kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki. (J 2,16-17)
Docieram
do R na umówioną kolację i zdradzam przemyślenia, które
towarzyszą mi, gdy tak sobie w chwilach przerw, w czasie naszych
licznych eskapad, dłubię w dzienniku.
R:
Ty naprawdę uważasz, że tożsamość jest
zła? Tożsamość matki, ojca, profesora, lekarza, sprzedawcy,
księdza, dozorcy, pedała, królewny, rabina i ucznia. Czasami, gdy
wieje silny wiatr, ludzie chowają się za duży solidny budynek, by
się schronić. Już w pierwszych wiekach budowali szałasy, by
ustrzegły ich przed burzą. Nie były to szałasy zawsze solidne i
udane, ale były – choć na chwilę.
Słyszę
wyrzut: Tobie tymczasem wydaje się, że
są złe, bo sobie je ludzie wymyślili.
Kończymy
kolację i rozmawiamy o niczym... Zaraz potem sięgam
do katechizmu katolickiego.
KKK
2515 W sensie etymologicznym pojęcie
„pożądanie” może oznaczać każdą gwałtowną postać
pragnienia ludzkiego. Teologia chrześcijańska nadała temu pojęciu
szczególne znaczenie pragnienia zmysłowego, które przeciwstawia
się wskazaniom rozumu ludzkiego. Św. Paweł Apostoł utożsamia je
z buntem „ciała” wobec „ducha”(Por. Ga 5,16.17. 24; Ef 2,3).
Pożądanie jest konsekwencją nieposłuszeństwa grzechu
pierworodnego (Rdz 3,11). Wywołuje ono nieporządek we władzach
moralnych człowieka i nie będąc samo w sobie grzechem, skłania
człowieka do popełniania grzechów (Por. Sobór Trydencki: DS
1515).
Ciało
i oko, i nasze własne ego próbują się gdzieś schować, bo mocno
tego pragną. Szamoczą się w życiu i nie mogą przestać, potrzeba
im ostoi, podorędzia, skrawka dywanu. Ciało buntuje się wobec
duszy ludzkiej, która przez kanaliki sumienia podpowiada, dokąd
dążyć. Dusza swobodna skorzysta z porywów serca, by tak urządzić
się na świecie, aby nigdy zupełnie weń nie wsiąknąć. Wszelka
tożsamość pojawi się jednak jako zło konieczne generując
kolejne, i kolejne, i kolejne lgnięcia.
Matka,
ojciec, profesor, lekarz, sprzedawca, ksiądz, dozorca, królewna,
rabin i uczeń będą się dalej i dalej domagali uznania, wyróżnień,
blichtru, będą – przez swą tożsamość – pożądać świata
mocniej i mocniej.
We
wrześniu 2013 roku zostawiam na stronie Areopag21 następującą
refleksję o Liście św. Jana:
Dzisiejsza
lekcja z Kościoła rzymsko-katolickiego przykuwa uwagę trzema
elementami, które – zdaniem autora Listu św. Jana – oddalają
chrześcijanina od zbawienia. Powtórzmy: pożądliwość
ciała, pożądliwość oczu i
pycha tego życia.
Pożądliwość
ciała. Póki jesteśmy cieleśni na tej planecie, targają
nami słabości. Jedyne co możemy zrobić to przyjąć ten stan
rzeczy i nie kłócić się z nim. Dopiero pogodzeni ze swoją naturą
potrafimy brać coś z życia lub, w trosce o zbawienie samych
siebie, odmówić sobie czegoś, co oddala nas od zbawienia.
To
samo tyczy się pożądliwości oczu. Ja
rozszerzyłbym pożądliwość oczu o definicję „pożądania
celu”. Byłoby to trafne spostrzeżenie z uwagi na fakt, iż
telewizja internet, prasa... czasami też środowisko, w którym
wzrastaliśmy (rodziny nie wyłączając) serwują nam CELE. Mamy
dążyć, dążyć, dążyć – do godności, pozycji, zaszczytów.
Powiem więcej. Niektórym już za życia śni się pozycja na
ołtarzu – przynajmniej w bocznej nawie jakiejś katedry...
Na
drodze do Boga pożądliwość oczu rozprasza tak samo, jak ostatnia
inklinacja: pycha tego życia. Dla mnie
osobiście jest to przeciwieństwo pożądliwości oczu. Jest to
zadufanie w swojej obecnej pozycji. Wielu z nas, każdego i każdą z
nas, łechce teraźniejszość. Mówimy „jestem menedżerem”,„jestem
katolikiem”, „jestem redaktorem”, „jestem matką pięciorga
dzieci”, „jestem postępowy”,„jestem Polakiem”, „jestem
nauczycielem”, „jestem weteranem”, „jestem liberałem”,
„jestem konserwatystą”, „jestem ...” i tak dalej, i tak
dalej.
Czymkolwiek
szczególnym by nie była nasza tożsamość – jest ona ulotna.
Apostoł Jakub najlepiej podsumował tożsamość człowieka: parą
jesteście, co się ukazuje na krótko, a potem znika (Jak
4,14). Uzmysłowiwszy sobie tę (ostatnią) naszą tożsamość,
rozbudzamy w sobie autentyczną – a nie histeryczną – bojaźń
bożą, którą w istocie jest pokora i troska o własne serce i
duszę. Żadna z atrakcyjnych ofert świata nie pomoże w tej trosce
– żadna! Ani to do czego lgnie ciało, ani to na co spozieramy z
tęsknotą, ani własna tożsamość, która – na Sądzie Bożym
bezpowrotnie odebrana – ujawni nagie serce (nagą duszę) z tym,
czym nasiąkła lub co uchroniła.
W
komentarzach oponuje „jo_tka”:
Gwałtowny sprzeciw.
Moja tożsamość nie będzie mi odebrana. Oznaczałoby to
zniszczenie tego, kim jestem. Matka nie przestanie być matką,
ojciec ojcem. Nie wiem, jak to będzie wyglądało "po drugiej
stronie", ale nie zniknie. Podobnie jak nie zniknie fakt bycia
kobietą/mężczyzną (bardzo mocny punkt tożsamości). Nie zniknie
- myślę - więź, jaka łączy mnie ze wspólnotą, dowolnego
rodzaju. Rodzinną, kościelną, państwową czy społeczną. Nie
zniknie, bo nie zniknie miłość. Jedyne, co się - myślę -
rozpadnie w pył to antagonizm. I gradacja. Wywodzenie z tożsamości
poczucia wartości wyższej niż innych. Ale nie tożsamość. Bóg
nie odbiera nam naszego "ja". On je przemienia i uświęca.
Stworzył nas wyjątkowymi, nie wprowadzi na koniec unifikacji.
W
głębi serca zgadzam się, ale liczę się z matnią lgnięć, w
którą wikła nas tożsamość.
Bóg
– cel egzystencji człowieka – nie stapia duszy w nirwanie
nie-istnienia (zgadzam się więc z „jo_tką”), lecz oswobadza z
antagonizmów, które same w sobie stoją z Trójcą Boga w
sprzeczności. Dozwolone jednak na planecie Ziemia szałasy naszych
tożsamości, choć uświęca, niweczy.
Przy
zmartwychwstaniu bowiem nie będą się ani żenić, ani za mąż
wychodzić, lecz będą jak aniołowie Boży w niebie.
(Mt 22,30)
Siostra
Faustyna:
Wieczorem, po skończonej nauce - usłyszałam te słowa:
Ja
jestem z tobą. W tych rekolekcjach utwierdzę cię w spokoju i
męstwie, by nie ustały siły twoje do spełnienia zamiarów Moich.
Dlatego w tych rekolekcjach absolutnie przekreślisz wolę własną,
a natomiast spełni się w tobie wszystka wola Moja. Wiedz o tym, że
to wiele kosztować cię będzie, dlatego napisz na czystej karcie te
słowa: Od dziś we mnie nie istnieje wola własna, i przekreśl ją;
a na drugiej stronie napisz te słowa: Od dziś pełnię wolę Bożą
wszędzie, zawsze, we wszystkim. Nie przerażaj się niczym, miłość
ci da moc i ułatwi wykonanie.
(Dzienniczek, 372)
Miłość
okazana przez człowieka odnajdzie w tak zwanym „Niebie” swoje
źródło, ale tożsamość nie będzie miała jak tam szukać
docenienia.
Nie
mamy nic ciekawego Bogu do zaoferowania naszą tożsamością.
Tożsamość to „ja”, ale czy chcąc się zbawić mamy interes?
Czy „JA” ma interes? Jak ma, to po co chce się zbawić? Po co?
Czy to, co jest darem, tożsamość, jest jakąkolwiek nagrodą lub –
wobec jej darczyńcy, Boga – zasługą?
Upieram
się przy swoim, ale z drugiej strony, wracam myślami do uwagi R...
i próbuję raz jeszcze wszystko przemyśleć.
9
lipca 2018, Warszawa
Minęły dokładnie cztery lata! Dojrzewam
do tego, by zgodzić się z „jo_tka”. Czy nasz Ojciec w Niebie,
chce nas pozbawić... nas? Na pewno musimy przejść niejakie
oczyszczenie, przemianę nim staniemy przed Nim jaki jest. Ale jest
On przede wszystkim kochający. Pragnie, by jego dzieci dorosły do
chwały Królestwa Celestialnego, ale nie chce nas pozbawić nas
samych, bo miłuje nas. Nie wiemy jeszcze CZYM będziemy, jak zauważa
Apostoł Jan (I Jana 3,2*), ale CZYKOLWIEK byśmy się nie stali nie przekreśli
to naszych ziemskich doświadczeń i naszej tożsamości. Czymkolwiek
jesteśmy teraz, będzie to przez kochającego Ojca w Niebie
docenione i rozwinięte aż do pięknej pełni.
*Umiłowani,
obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło,
czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego
podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest.
(αγαπητοι
νυν τεκνα θεου εσμεν και ουπω εφανερωθη
τι εσομεθα οιδαμεν δε οτι εαν φανερωθη
ομοιοι αυτω εσομεθα οτι οψομεθα αυτον
καθως εστιν)