Dlaczego jesteś członkiem
Kościoła?
To,
że przystąpiłem do Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach
Ostatnich jest efektem siedmiu lat spotkań z misjonarzami i
członkami Kościoła oraz uczęszczania na nabożeństwa. Tych
siedem lat wynikało z tego, że chciałem być dobrze poinformowany
jeśli chodzi o zasady na jakich funkcjonuje Kościół. Natomiast
bezpośredni powód, dla którego przystąpiłem do Kościoła LDS
był aktem wiary – można tak powiedzieć. Kaplica była w
sąsiednim budynku. Kiedyś z ciekawości postanowiłem tam pójść
na nabożeństwo. Sprawdziłem w internecie, co należy robić, czego
nie należy robić, jak się zachować. Po wyjściu z kaplicy
doznałem uczucia, które trudno opisać. Było to coś na kształt
uczucia spokoju. Z perspektywy czasu stwierdzam, że była to po
prostu obecność Ducha Świętego. Na początku uczęszczałem do
kaplicy bardzo nieregularnie. Przez ostatnie trzy lata już raczej
regularnie – spotykając się z misjonarzami. I gdy miałem już
tyle informacji, że nie potrzebowałem więcej, postanowiłem się
pomodlić, czy powinienem być ochrzczony czy nie i dostałem
odpowiedź od razu w postaci palącego mnie wewnątrz uczucia. To
była dla mnie odpowiedź, że powinienem.
A
jaki jest cel życia świętego w dniach ostatnich?
Hm...
Jaki jest dokładnie, nie wiem. Dla mnie ważne jest to, żeby
pomagać ludziom, żyć jak najlepiej, za co nagrodą będzie
dostanie się... „gdzieś wyżej”. Ale nie dlatego chcę
postępować dobrze. Podobają mi się reguły według, których żyje
Kościół – dotyczące nie używania używek, skromności,
wzajemnej pomocy.
Ale
do tego, by żyć skromnie, nie używać używek, pomagać innym nie
trzeba być członkiem Kościoła!
Powiem
w ten sposób: tych zasad życiowych chciałbym w ogóle
przestrzegać, a dodatkową motywacją by – na przykład – nie
pić alkoholu jest element religijny. On bardzo motywuje do wytrwania
w tych postanowieniach.
Miałeś
w życiu taki etap poszukiwania swojego miejsca?
Tak.
I ostatecznie moim Kościołem okazał się Kościół Jezusa
Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. Ale mniej więcej do
bierzmowania byłem w Kościele katolickim, potem przestałem chodzić
do kościoła, lecz – oczywiście – nie przestałem wierzyć.
Miałem też mniej więcej dwuletni epizod, gdy uczęszczałem na
nabożeństwa luterańskie. Bywałem na nich regularnie, ale nie
przystąpiłem wówczas do Kościoła ewangelicko-augsburskiego. Już
tam zauważyłem parę elementów, które mi się podobały. Na
przykład to, że grzechy są sprawą między mną a Bogiem i ich
odpuszczenie nie wymaga spowiedzi usznej. Chodziłem tam również ze
względu na kazania. Natomiast na koniec znalazłem się w tym
Kościele, w Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach
Ostatnich, i to się nie zmieni. Muszę tu dodać, że do zboru
luterańskiego uczęszczałem równocześnie spotykając się z
misjonarzami – był to zatem okres poszukiwania właściwego
Kościoła.
A
co takiego ma nasz Kościół, czego nie mają inne?
Każdy
Kościół czymś się różni od innych. Sądzę, że mój ma
specyficzną doktrynę. Ale najbardziej wyjątkowe w nim jest to, że
jest bardzo wspólnotowy. Nie dowiedziałem się nigdy o innym
Kościele, gdzie członkowie tak bardzo dbaliby o siebie nawzajem.
Podoba mi się to wzajemne zainteresowanie. To, że w wspólnocie
jest wiele funkcji, które można pełnić i że każda z tych
funkcji jest dopasowana do odpowiedniej umiejętności danego członka
Kościoła.
Z
jednej strony Kościół wydaje się być bardzo tolerancyjny – to
wynika z zasad wiary. Ale mimo wszystko trudno oprzeć się wrażeniu,
że jednak mormonizm nie jest religią inkluzywną – nie mówi, że
wszystkie religie są równe. Czy Twoim zdaniem święcie nie są
przekonani, że ich Kościół jest właśnie tym, który ma
wszystkie środki potrzebne do zbawienia? Czy Ty uważasz, że jesteś
w tym właściwym Kościele, który założył Chrystus?
Moje
przejście do Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach
Ostatnich to owoc poszukiwania Kościoła odpowiedniego DLA MNIE. W
tym Kościele się odnajduję. A o ile się nie mylę jest
powiedziane, że osoby, które nie są członkami Kościoła, ale
wiodą dobre życie, też mogą trafić do najwyższego Królestwa.
A
warunkiem, by się tam dostać, nie jest – według Ciebie –
zawarcie na Ziemi małżeństwa na wieczność?
Z
tego, co wiem Królestwo zbawionych składa się z trzech poziomów.
Żeby być w najwyższym –tak, ale żeby być w pozostałych –
niekoniecznie.
A
w Twoim odczuciu członek Kościoła może być singlem?
Idealnie
byłoby znaleźć kogoś, z kim zawarłoby się małżeństwo na
wieczność. Ale nie wszystkim się to udaje. I – według mojej
wiedzy – Królestwo Celestialne nie jest dla singli zamknięte. Nie
jest powiedziane, że jeśli będę szukał, ale mi się nie uda
nikogo znaleźć, to droga w to miejsce będzie dla mnie zamknięta.
Kościół
praktykuje chrzty za zmarłych i małżeństwa za nie. Czy – znów:
w Twoim odczuciu – te praktyki są obowiązkiem świętego?
Wydaje
mi się, że nie są. Ale że jestem praktykującym członkiem
Kościoła, za jakiś
czas – mam nadzieję – wejdę do świątyni, aby taki chrzest za moich dwóch zmarłych dziadków przyjąć. W idei tego chrztu podkreśla się, że nie jest automatycznie skuteczny. Osoby nie żyjące już na ziemi, ale w świecie duchów, mają prawo ten chrzest przyjąć lub go odrzucić. To piękne, że po ziemskiej śmierci Bóg nie pozbawia nas możliwości wyboru.
czas – mam nadzieję – wejdę do świątyni, aby taki chrzest za moich dwóch zmarłych dziadków przyjąć. W idei tego chrztu podkreśla się, że nie jest automatycznie skuteczny. Osoby nie żyjące już na ziemi, ale w świecie duchów, mają prawo ten chrzest przyjąć lub go odrzucić. To piękne, że po ziemskiej śmierci Bóg nie pozbawia nas możliwości wyboru.
Czytujesz
Pisma?
Dość
regularnie. Księgę Mormona przeczytałem kilka lat temu w całości.
Muszę przyznać, że od czasu chrztu jej treść bardziej do mnie
trafia. Gdy spotykam się z misjonarzami, mają oni zawsze dla mnie
jakiś fragment – krótszy do studiowania podczas lekcji i dłuższy,
który czytam we własnym zakresie. A Księgę Mormona często sobie
czytuję – na takiej zasadzie, że biorę indeks, znajduję hasło,
które mnie interesuje, i czytam odnośny fragment w Pismach.
A
masz ulubiony fragment lub Księgę?
Mam
dwa fragmenty. Pierwszy to fragment z Trzeciej Księgi Nefiego (3
Nefi 11), który dotyczy chrztu. Z drugim wiąże się anegdota.
Kiedyś byli u mnie ponownie misjonarze (spotykałem się regularnie)
i wywiązała się między nami rozmowa o modlitwie, zeszło na temat
nieodpowiedniej modlitwy. Powiedziałem wówczas, że nie ma czegoś
takiego jak zła modlitwa, chyba że ze złych pobudek, na co jeden z
misjonarzy zaprzeczył, mówiąc „Teraz pokażę Ci naprawdę
kiepską modlitwę”. I wskazał mi 38 rozdział Księgi Almy,
wersety 13 i 14: Nie módl się jak Zoramici, bowiem widziałeś,
że modlą się, aby inni ich słyszeli i chwalili ich mądrość.
Nie mów: Boże, dziękujemy Ci, że jesteśmy lepsi od naszych
braci.
Czego
sobie życzysz?
Tego, żeby Księgę
Mormona poznać lepiej. Życzę sobie, by bardziej angażować się
we wspólnotę Kościoła. I chciałbym mieć możliwość nauczania
innych. Chciałbym pogłębiać swoją wiedzę i szerzyć ją dalej.