Zapytam
Cię na początku o jedną nurtującą mnie kwestię. W sierpniu 2018
roku pojawiła się deklaracja Prezydium Kościoła dla prasy, by
unikać określenia „mormoni” i „Kościół mormoński”. Co o
tym myślisz? Nie lubisz tego określenia?
Amadeusz
(imię zostało zmienione): Nie miałem jakichś
szczególnych myśli w związku z tymi słowami, aczkolwiek
argumentacja za tym by unikać tych określeń wydaje się być
sensowna. To z tego względu, że jest to skrót myślowy, który
powoduje, że nie wspomina się o tym, że jest to Kościół Jezusa
Chrystusa. Tym samym nie oddaje się Mu wystarczającego szacunku.
Trzeba podawać pełną nazwę, żeby ludzie wiedzieli kto jest
kierownikiem i głową Kościoła.
A
jakbyś skrótowo nazwał siebie, by uniknąć wielkiej frazy
„członek Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach
Ostatnich”?
Myślę,
że właśnie tak za każdym razem bym mówił. Odkąd pojawiła się
wspomniana deklaracja staram się zawsze wypowiadać pełną nazwę
Kościoła.
A
jak trafiłeś do Kościoła?
Rodzice
poznali Kościół pierwsi. Na ulicy Piotrkowskiej w Łodzi, tata
poznał misjonarzy. Potem tata podzielił się historią o tej
znajomości z mamą i misjonarze zaczęli nas odwiedzać w domu. Po
kilku dyskusjach na temat Księgi Mormona, przywróceniu i Kościele,
postanowiliśmy pójść na spotkanie.
Ile
miałeś lat?
Około
dziesięciu. Niewiele pamiętam z tego okresu czasu, ale bardzo
podobała mi się atmosfera jaka panowała w kaplicy. Członkowie
wydawali się być autentyczni i pozytywnie nastawieni. To
szczególnie przypadło mi do gustu.
De
facto większą część swojego życia
jesteś członkiem Kościoła!
Zgadza
się.
Nie
masz doświadczenia dłuższej konwersji albo zastanawiania się…
Przystąpiłem
do Kościoła razem z rodzicami, kiedy jeszcze nie myślałem
poważnie o sprawach duchowych. Miałem swoje chwile słabości, ale
fundament zbudowany na doktrynie Kościoła i wsparciu rodziców dał
mi dużą stabilność emocjonalną. Co do zastanawiania się, ten
proces trwa i będzie trwał prawdopodobnie przez całe moje życie.
Lubię rozmyślać o świecie i poznawać punkty widzenia różnych
osób. Wzbogaca to moje własne rozumienie i poszerza perspektywę.
A
co się stanie jeśli dopadną Cię wątpliwości?
Hmm...
Dlaczego
o to pytam. Jest ogromna krytyka mormonizmu na całym świecie. Są
całe strony internetowe poświęcone atakom na Kościół...
Wiesz...
Ja buduję swoją wiarę przede wszystkim na poziomie duchowym. Nie
próbuję wszystkiego objąć rozumem, logiką. Próbuję poczuć
Ducha Świętego, poczuć inspirację. To mi pozwala mieć pewność,
że ta droga – droga wyznaczona przez Kościół – jest właściwa.
Tym samym negatywne wypowiedzi na temat naszej religii nie wpływają
na moje przekonania. Są nieadekwatne.
A gdy to uczucie pewności się wypali?
Nie
ma takiej możliwości!
Czemu
tak uważasz?
Przez
okres członkostwa w Kościele wypracowałem osobistą relację z
Bogiem. Zawarłem z Nim przymierze, a obietnice traktuję bardzo
poważnie. To sprawa przede wszystkim honoru, a w drugiej kolejności
dobrego samopoczucia. Poza tym wiele razy odczuwałem opatrzność
Bożą poprzez różne wydarzenia w moim życiu - nie wierzę w
przypadki. Otrzymałem błogosławieństwo patriarchalne, w którym
znajdują się różne nawiązania do mojej osobowości… Można by
zapytać skąd patriarcha nadający to błogosławieństwo, z którym
nie miałem wcześniej kontaktu, tak precyzyjnie mnie opisywał w
słowach modlitwy. Dla mnie odpowiedź jest prosta. Ma na tyle silną
wiarę, że potrafi wejrzeć w ludzi. Moc jego kapłaństwa mogłem
poczuć również poprzez nadzwyczajne uczucie spokoju i pewności,
jakie towarzyszyły mi podczas udzielanego błogosławieństwa. Te
oraz inne nieprzytoczone tutaj kwestie stanowią dla mnie solidną
opokę, na której buduję swój system wartości, cele i marzenia.
Sądzisz
że błogosławieństwo patriarchalne może być w twoim przypadku
taką kotwicą?
Tak.
W chwilach wątpliwości albo poszukiwania odpowiedzi na moje
pytania, bardzo często je sobie otwieram (wersję papierową) i
próbuję wydobyć z niego wskazówki.
Powiedziałeś,
że czujesz bliskość Boga. Kim jest dla Ciebie Bóg? Jakiego Boga
odkrywasz w Kościele?
Boga
miłosiernego, Boga sprawiedliwego. Takiego, który ma dla nas plan,
dzięki któremu możemy wzrastać na tej Ziemi by osiągnąć
szczęście.
Kochasz
Chrystusa?
Tak.
Za to co zrobił. Był też współtwórcą tego świata.
A
kim jest dla Ciebie Duch Święty?
To
taki doradca, który potrafi skierować nasze myśli we właściwym
kierunku.
A
czy pamiętasz taki moment w swoim życiu, gdy doświadczyłeś Ducha
Świętego?
Tak.
Było kilka takich duchowych wydarzeń.
Możesz
się podzielić jednym z nich?
To
może opowiem o tym… Kiedyś moja mama złamała rękę i co jakiś
czas jeździliśmy na rehabilitację. To było daleko – w innym
mieście. Pewnego dnia samochód nie chciał odpalić. Kombinowałem
na różne sposoby, by go uruchomić, jednak bezskutecznie. Wtem
trafiła do mnie myśl, jakby inspiracja z zewnątrz, aby położyć
ręce na silnik i pomodlić się do Boga. Uczyniłem według tego
natchnienia... Pełen wiary i nadziei ofiarowałem słowa modlitwy o
dobre zakończenie całej sytuacji. Nie wiem jak to się stało...
wszedłem z powrotem do samochodu, odczekałem chwilę, gdy nagle
słońce wyszło zza chmur. Poczułem, że jest to dobry moment, by
spróbować uruchomić samochód… i uruchomiłem. Z pewnością nie
było to takie doświadczenie, jakie przeżył Józef Smith w lasku,
gdy modlił się o to do jakiego kościoła ma przystąpić. W każdym
razie, podobnie jak on, czułem obecność „wyższej instancji”.
Towarzyszyło mi wtedy uczucie pokrzepiającego ciepła
wypełniającego całe ciało – wcześniej wspomniane poczucie
opatrzności - a łzy szczęścia lały się strumieniami po moich
policzkach. Otrzymałem wtedy kolejne potwierdzenie, że to w co
wierzę jest prawdziwe. Sprawdziły się też słowa z pism świętych,
że to znaki podążają za wiarą, a nie odwrotnie.